Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie. Adam Mickiewicz

Читать онлайн.
Название Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie
Автор произведения Adam Mickiewicz
Жанр Поэзия
Серия
Издательство Поэзия
Год выпуска 0
isbn 978-83-270-3972-9



Скачать книгу

      O Bonaparta, zawsze wam tam do Warszawy!

      He! Ojczyzna! Ja nie szpieg, a po polsku umiem, —

      Ojczyzna! ja to czuję wszystko, ja rozumiem!

      Wy Polaki, ja Ruski: teraz się nie bijem,

      Jest armistycjum, to my razem jemy, pijem.

      Często na awanpostach nasz z Francuzem gada,

      Pije wódkę; jak krzykną ura! — kanonada.

      Ruskie przysłowie: z kim się biję, tego lubię;

      Gładź drużkę jak po duszy, a bij jak po szubie.

      Ja mówię, będzie wojna u nas. Do Majora

      Płuta, adiutant sztabu przyjechał zawczora:

      Gotować się do marszu! Pójdziem, czy pod Turka,

      Czy na Francuza; oj ten Bonapart figurka!

      Bez Suwarowa to on może nas wytuza.

      U nas w pułku gadano, jak szli na Francuza,

      Że Bonapart czarował: no, tak i Suwarów

      Czarował; tak były czary przeciw czarów.

      Raz w bitwie, gdzie podział się? szukać Bonaparta,—

      A on zmienił się w lisa, tak Suwarów w charta;

      Tak Bonaparte znowu w kota się przerzuca,

      Dalej drzeć pazurami, a Suwarów w kuca.

      Obaczcież, co się stało w końcu z Bonapartą...»

      Tu Ryków przerwał i jadł; wtem, z potrawą czwartą

      Wszedł służący i raptem boczne drzwi otwarto.

      Weszła nowa osoba przystojna i młoda.

      Jej zjawienie się nagłe, jej wzrost i uroda,

      Jej ubiór zwrócił oczy; wszyscy ją witali,

      Prócz Tadeusza widać, że ją wszyscy znali.

      Kibić miała wysmukłą, kształtną, pierś powabną,

      Suknię materyjalną, różową, jedwabną,

      Gors wycięty, kołnierzyk z koronek, rękawki

      Krótkie; w ręku kręciła wachlarz dla zabawki

      (Bo nie było gorąco); wachlarz pozłocisty

      Powiewając rozlewał deszcz iskier rzęsisty;

      Głowa do włosów, włosy pozwijane w kręgi,

      W pukle, i przeplatane różowymi wstęgi,

      Pośród nich brylant, niby zakryty od oczu,

      Świecił się jako gwiazda w komety warkoczu:

      Słowem, ubiór galowy; szeptali niejedni,

      Że zbyt wykwintny na wieś i na dzień powszedni.

      Nóżek, choć suknia krótka, oko nie zobaczy,

      Bo biegła bardzo szybko, suwała się raczéj

      Jako osóbki, które na trzykrólskie święta

      Przesuwają w jasełkach ukryte chłopięta.

      Biegła i wszystkich lekkim witając ukłonem,

      Chciała usieść na miejscu sobie zostawionem:

      Trudno było; bo krzeseł dla gości nie stało,

      Na czterech ławach cztery ich rzędy siedziało:

      Trzeba było rzęd ruszyć lub ławę przeskoczyć;

      Zręcznie między dwie ławy umiała się wtłoczyć,

      A potem, między rzędem siedzących i stołem,

      Jak bilardowa kula toczyła się kołem.

      W biegu dotknęła blisko naszego młodziana;

      Uczepiwszy falbaną o czyjeś kolana,

      Pośliznęła się nieco i w tym roztargnieniu

      Na pana Tadeusza wsparła się ramieniu.

      Przeprosiwszy go grzecznie, na miejscu swym siadła

      Pomiędzy nim i stryjem, ale nic nie jadła;

      Tylko się wachlowała, to wachlarza trzonek

      Kręciła, to kołnierzyk z brabanckich koronek

      Poprawiała, to lekkim dotknięciem się ręki

      Muskała włosów pukle i wstąg jasnych pęki.

      Ta przerwa rozmów trwała już minut ze cztery.

      Tymczasem, w końcu stoła, naprzód ciche szmery,

      A potem się zaczęły wpół głośne rozmowy;

      Mężczyźni rozsądzali swe dzisiejsze łowy.

      Asesora z Rejentem wzmogła się uparta

      Coraz głośniejsza kłótnia o kusego charta,

      Którego posiadaniem pan Rejent się szczycił

      I utrzymywał, że on zająca pochwycił;

      Asesor zaś dowodził na złość Rejentowi,

      Że ta chwała należy chartu Sokołowi.

      Pytano zdania innych; więc wszyscy dokoła

      Brali stronę Kusego albo też Sokoła,

      Ci jak znawcy, ci znowu jak naoczne świadki.

      Sędzia na drugim końcu do nowej sąsiadki

      Rzekł półgłosem: «Przepraszam, musieliśmy siadać,

      Nie podobna wieczerzy na później odkładać:

      Goście głodni, chodzili daleko na pole;

      Myśliłem, że dziś z nami nie będziesz przy stole».

      To rzekłszy, z Podkomorzym przy pełnym kielichu

      O politycznych sprawach rozmawiał po cichu.

      Gdy tak były zajęte stołu strony obie,

      Tadeusz przyglądał się nieznanej osobie.

      Przypomniał, że za pierwszym na miejsce wejrzeniem

      Odgadnął zaraz, czyim miało być siedzeniem.

      Rumienił się, serce mu biło nadzwyczajnie:

      Więc rozwiązane widział swych domysłów tajnie!

      Więc było przeznaczono, by przy jego boku

      Usiadła owa piękność widziana w pomroku!

      Wprawdzie zdała się teraz wzrostem dorodniejsza,

      Bo ubrana, a ubiór powiększa i zmniejsza.

      I włos u tamtej widział krótki, jasnozłoty,

      A u tej krucze długie zwijały się sploty?

      Kolor musiał pochodzić od słońca promieni,

      Którymi przy zachodzie wszystko się czerwieni.

      Twarzy wówczas nie dostrzegł, nazbyt rychło znikła;

      Ale myśl twarz nadobną odgadywać zwykła:

      Myślił, że pewnie miała czarniutkie oczęta,

      Białą twarz, usta kraśne jak wiśnie bliźnięta;

      U