Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie. Adam Mickiewicz

Читать онлайн.
Название Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie
Автор произведения Adam Mickiewicz
Жанр Поэзия
Серия
Издательство Поэзия
Год выпуска 0
isbn 978-83-270-3972-9



Скачать книгу

      Przy nim stał kwestarz, Sędzia tuż przy bernardynie.

      Bernardyn zmówił krótki pacierz po łacinie;

      Mężczyznom dano wódkę; wtenczas wszyscy siedli,

      I chołodziec litewski milcząc żwawo jedli.

      Pan Tadeusz, choć młodzik, ale prawem gościa

      Wysoko siadł przy damach obok jegomościa;

      Między nim i stryjaszkiem jedno pozostało

      Puste miejsce, jak gdyby na kogoś czekało.

      Stryj nieraz na to miejsce i na drzwi poglądał,

      Jakby czyjegoś przyjścia był pewny i żądał.

      I Tadeusz wzrok stryja ku drzwiom odprowadzał,

      I z nim na miejscu pustym oczy swe osadzał.

      Dziwna rzecz! miejsca wkoło są siedzeniem dziewic,

      Na które mógłby spojrzeć bez wstydu królewic,

      Wszystkie zacnie zrodzone, każda młoda, ładna:

      Tadeusz tam pogląda, gdzie nie siedzi żadna.

      To miejsce jest zagadką; młodź lubi zagadki;

      Roztargniony, do swojej nadobnej sąsiadki

      Ledwo słów kilka wyrzekł, do Podkomorzanki;

      Nie zmienia jej talerzów, nie nalewa szklanki,

      I panien nie zabawia przez rozmowy grzeczne,

      Z których by wychowanie poznano stołeczne;

      To jedno puste miejsce nęci go i mami,

      Już nie puste, bo on je napełnił myślami.

      Po tym miejscu biegało domysłów tysiące,

      Jako po deszczu żabki na samotnej łące;

      Śród nich jedna króluje postać, jak w pogodę

      Lilia jezior skroń białą wznosząca nad wodę.

      Dano trzecią potrawę. Wtem pan Podkomorzy,

      Wlawszy kropelkę wina w szklankę panny Róży,

      A młodszej przysunąwszy z talerzem ogórki,

      Rzekł: «Muszę ja wam służyć, moje panny córki,

      Choć stary i niezgrabny». Zatem się rzuciło

      Kilku młodych od stołu i pannom służyło.

      Sędzia, z boku rzuciwszy wzrok na Tadeusza

      I poprawiwszy nieco wylotów kontusza,

      Nalał węgrzyna i rzekł: «Dziś, nowym zwyczajem,

      My na naukę młodzież do stolicy dajem;

      I nie przeczym, że nasi synowie i wnuki

      Mają od starych więcej książkowej nauki;

      Ale co dzień postrzegam, jak młodź cierpi na tem,

      Że nie ma szkół uczących żyć z ludźmi i światem.

      Dawniej na dwory pańskie jachał szlachcic młody;

      Ja sam lat dziesięć byłem dworskim Wojewody,

      Ojca Podkomorzego, mościwego pana

      (Mówiąc, Podkomorzemu ścisnął za kolana);

      On mnie radą do usług publicznych sposobił,

      Z opieki nie wypuścił, aż człowiekiem zrobił.

      W mym domu wiecznie będzie jego pamięć droga,

      Co dzień za duszę jego proszę Pana Boga.

      Jeślim tyle na jego nie korzystał dworze

      Jak drudzy, i wróciwszy w domu ziemię orzę,

      Gdy inni, więcej godni Wojewody względów,

      Doszli potem najwyższych krajowych urzędów,

      Przynajmniej tom skorzystał, że mi w moim domu

      Nikt nigdy nie zarzuci, bym uchybił komu

      W uczciwości, w grzeczności; a powiem to śmiało,

      Grzeczność nie jest nauką łatwą ani małą.

      Niełatwą, bo nie na tym kończy się, jak nogą

      Zręcznie wierzgnąć, z uśmiechem witać lada kogo;

      Bo taka grzeczność modna, zda mi się kupiecka,

      Ale nie staropolska, ani też szlachecka.

      Grzeczność wszystkim należy, lecz każdemu inna;

      Bo nie jest bez grzeczności i miłość dziecinna,

      I wzgląd męża dla żony przy ludziach, i pana

      Dla sług swoich, a w każdej jest pewna odmiana.

      Trzeba się długo uczyć, ażeby nie zbłądzić

      I każdemu powinną uczciwość wyrządzić.

      I starzy się uczyli; u panów rozmowa,

      Była to historyja żyjąca krajowa,

      A między szlachtą dzieje domowe powiatu.

      Dawano przez to poznać szlachcicowi bratu,

      Że wszyscy o nim wiedzą, lekce go nie ważą;

      Więc szlachcic obyczaje swe trzymał pod strażą.

      Dziś człowieka nie pytaj: co zacz? kto go rodzi?

      Z kim on żył? co porabiał? Każdy gdzie chce wchodzi,

      Byle nie szpieg rządowy i byle nie w nędzy.

      Jak ów Wespazyjanus nie wąchał pieniędzy

      I nie chciał wiedzieć, skąd są, z jakich rąk i krajów,

      Tak nie chcą znać człowieka rodu, obyczajów!

      Dość, że ważny i że się stempel na nim widzi,

      Więc szanują przyjaciół jak pieniądze Żydzi».

      To mówiąc, Sędzia gości obejrzał porządkiem;

      Bo choć zawsze i płynnie mówił, i z rozsądkiem,

      Wiedział, że niecierpliwa młodzież teraźniejsza,

      Że ją nudzi rzecz długa, choć najwymowniejsza.

      Ale wszyscy słuchali w milczeniu głębokiem.

      Sędzia Podkomorzego zdał się radzić okiem;

      Podkomorzy pochwałą rzeczy nie przerywał,

      Ale częstym skinieniem głowy potakiwał.

      Sędzia milczał, on jeszcze skinieniem przyzwalał;

      Więc Sędzia jego puchar i swój kielich nalał,

      I dalej mówił: «Grzeczność nie jest rzeczą małą:

      Kiedy się człowiek uczy ważyć, jak przystało,

      Drugich wiek, urodzenie, cnoty, obyczaje,

      Wtenczas i swoją ważność zarazem poznaje:

      Jak na szalach, żebyśmy nasz ciężar poznali,

      Musim kogoś posadzić na przeciwnej szali.

      Zaś godna jest waszmościów uwagi osobnej

      Grzeczność,