Na szczycie. Właściwy rytm. K.N. Haner

Читать онлайн.
Название Na szczycie. Właściwy rytm
Автор произведения K.N. Haner
Жанр Остросюжетные любовные романы
Серия
Издательство Остросюжетные любовные романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-8083-755-3



Скачать книгу

doszliśmy do wniosku, że to ze mną powinnaś być. – Kurwa, no nie brzmiało to najlepiej. My postanowiliśmy za nią… Skrzywiłem się.

      – A jeśli ja wolę być z Erickiem, a nie z tobą? – odpowiedziała wkurzona, a mnie oblały zimne poty. Wybrała jego? Dlaczego?

      – Wtedy podkulę ogon i dam ci spokój – odpowiedziałem. To chyba najlepsze, co mogłem zrobić w takiej sytuacji. Nie chciałem jej zmuszać, nie mogłem uszczęśliwić jej na siłę. Mój świat stanął w miejscu na te kilka sekund, bo byłem przekonany, że to koniec.

      – Ciebie kocham – wtrąciła szeptem, gdy ja mówiłem dalej.

      – I zrozumiem, jeśli… Co? – Dopiero dotarły do mnie jej słowa. Spojrzałem na nią oniemiały.

      – Ciebie kocham, Sedricku, i z tobą chcę być – powtórzyła i uśmiechnęła się tak cudownie. Boże, dzięki Ci!

      – I nie chcesz Ericka? – zapytałem dla pewności.

      – Nie zaprzeczę, że coś jest między nami, ale on chce być z Jess – odpowiedziała podstępem. Czułem, że ich temat też zostanie dziś poruszony. Wciągnąłem głęboko powietrze.

      – Wiem o tym.

      – Kochali się w Sylwestra. – Rebeka zamknęła oczy, jakby spodziewała się, że wybuchnę. Musiałem jej jednak pokazać, że potrafię się opanować. Musiała mi znowu zaufać.

      – Wiem o tym – powiedziałem spokojnie.

      – Wiesz? – Reb była ewidentnie zaskoczona.

      – Oczywiście, że wiem. Jess niczego nie potrafi ukryć. Ona pewnie myśli, że ja nie wiem, że ma kolczyk w sutku i tatuaż na pośladku. – Moja ukochana uśmiechnęła się szeroko. Jak mogłem być tak głupi i to wszystko zepsuć? Kurwa!

      – Nie uważasz, że jest dziewicą?

      – Żartujesz sobie? Ona miała piętnaście lat, kiedy ją zbałamucił ten durny kapitan ich szkolnej drużyny koszykówki!

      Wybuchła śmiechem, a moje serce nie posiadało się z radości.

      – To dlaczego, skoro wiesz o tym wszystkim, teraz nagle masz coś przeciwko temu, by była z twoim najlepszym kumplem?

      – Bo to Erick… – Argument z dupy. Ona tego nie zrozumie.

      – Sam mówiłeś, że by mnie nie skrzywdził… Jess też nie skrzywdzi.

      – Ciekawe, jak on by się czuł, gdybym pieprzył się z Sandrą! – oburzyłem się. No kurwa! Ona nic nie rozumiała. Nie miała młodszej siostry, którą pieprzy jej najlepszy kumpel.

      – Sandrę pieprzy Nicki – dodała, nadal śmiejąc się w głos.

      – O mój Boże! – Złapałem się za głowę. Będzie z tego niezłe gówno. Wiedziałem to!

      – No co?

      – Co za, kurwa, patologia! – Jej śmiech był zaraźliwy.

      – Jaka patologia? Przecież nie jesteście ze sobą spokrewnieni. Nicki pieprzy siostrę Ericka, Erick pieprzy się z Jess, Jenna pieprzy się z Clarkiem, Simon z Treyem…

      – A ty? – Spojrzałem na nią jednoznacznie.

      – Ja się z nikim nie pieprzę – odpowiedziała cichutko. Znowu ją onieśmieliłem. W sumie to dobrze. Uwielbiałem ją zdobywać, a dziś musiało mi się udać. Musiało!

      – Chciałbym, żebyś pieprzyła się ze mną. – Położyłem śmiało dłoń na jej kolanie.

      – Sed, ja chyba nie jestem gotowa… – zakwiliła cicho i zsunęła moją rękę. Okej! Uzbrój się w cierpliwość, Mills. Jeśli znowu to spierdolisz, to… – próbowałem się opanować.

      – Nie będę naciskał – odpowiedziałem wyrozumiale. Byłem, kurwa, bardzo wyrozumiały. W chuj wyrozumiały! Najbardziej wyrozumiały, jak tylko, kurwa, mogłem.

      – Nie chcę, żebyś się na mnie gniewał. – Usłyszałem poczucie winy w jej głosie. Och nie!

      – Nie gniewam się, maleńka, nie przywiozłem cię tutaj po to – skłamałem. Oj, no takie małe kłamstwo. Przecież nie mogłem jej tu wywalić prawdy, bo znowu by uciekła. Wyjaśniliśmy sobie, co trzeba, to teraz idealnie byłoby przypieczętować ten cudowny moment, ale cóż… Musiałem poczekać… Jeszcze… Znowu!

      – Naprawdę?

      – Naprawdę. Domyślałem, domyślam się, że nie jesteś gotowa i masz wątpliwości. – „A ja nie wiem, jak cię do siebie przekonać” – dodałem w myślach.

      – Boję się… – wyszeptała bardzo cicho, a do oczu napłynęły jej łzy. Boże! Nienawidziłem, gdy ona płakała. Tu nie było czego się bać.

      – Wiem. – Objąłem ją i przyciągnąłem do siebie. – Wiem, skarbie, i nie zmuszaj się do niczego. Poczekam tyle, ile będzie trzeba – uspokoiłem ją. Poczekam, ile trzeba. Poczekam…

      – A jeśli ten strach nigdy nie minie? – zapytała smutno.

      – Już raz mi się udało go przezwyciężyć, myślę, że i teraz dam radę. – Uśmiechnąłem się pocieszająco. Było mi tak źle, gdy Reb się smuciła. Ona powinna wyłącznie się śmiać… No, na przemian z wykrzykiwaniem mojego imienia podczas orgazmu.

      – I tak będziesz czekał? Nie wiadomo ile?

      – Dla ciebie wszystko. – Chwyciłem delikatnie jej twarz i nachyliłem się, by ją pocałować. Ledwie musnąłem swoimi wargami jej wargi, a atmosfera między nami od razu uległa zmianie.

      – Kocham cię. – Spojrzała na mnie i odwzajemniła pocałunek.

      Jednym ruchem przesadziłem ją na swoje biodra i objąłem, napawając się tą bliskością. Tak bardzo mi jej brakowało. Jej delikatnego, gładkiego ciała, namiętnych ust, tego ciepła…

      – Chcesz zobaczyć dom? – zapytałem, przerywając pocałunek. Nie mogłem jej poganiać, nie chciałem, by się wystraszyła i spłoszyła.

      – Nie. Wolę się całować. – Uśmiechnęła się nieśmiało.

      – Ja też, ale jak tak siedzisz i się ocierasz, to trudno mi się pohamować… – powiedziałem szczerze, czując ucisk w spodniach. No kurwa, nie potrafiłem nad tym zapanować.

      – Przepraszam – pisnęła i od razu wstała z moich kolan. Zaśmiałem się, widząc jej zażenowanie. Była wtedy taka słodka.

      – Chodźmy. – Chwyciłem ją za dłoń i pociągnąłem w stronę domu. – Możemy tu dziś spać, jeśli chcesz – powiedziałem spokojnie, gdy wchodziliśmy na podest domu. Po minie widziałem, że chyba jej się podoba. To dom w stylu śródziemnomorskim. – Nie jest może tak duży jak ten drugi, ale myślę, że się pomieścicie z Jenną i Julią – dodałem.

      – Ona już się zgodziła?

      – Tak, Clark już z nią rozmawiał. Uznała, że to dobre rozwiązanie.

      – Kiedy ona rodzi? – zapytała, rozglądając się z zachwytem, a mnie znowu spadł kamień z serca. Podobało się jej!

      – Jest jakoś w szóstym tygodniu czy coś.

      – Więc w lipcu? – Nie wiedziałem, czy to stwierdzenie, czy pytanie.

      – Chyba tak, nie znam się na tym za bardzo. – Wzruszyłem ramionami.

      – I wy będziecie wtedy jeszcze w trasie?

      – Tak, trasa miała się skończyć w czerwcu, ale przez tę przerwę musieliśmy ją przesunąć.

      –