Terapia. Perez Kathryn

Читать онлайн.
Название Terapia
Автор произведения Perez Kathryn
Жанр Контркультура
Серия
Издательство Контркультура
Год выпуска 0
isbn 9788378894872



Скачать книгу

złośliwy chichot. Świetnie. Czy pobicie powinno wzbudzać taką wielką radość? Skoro tak lubią śmiać się z czyjegoś nieszczęścia, może i lepiej że nic nie wiedzą o moim życiu. Skonaliby ze śmiechu.

      Idąc przez korytarz bez ustanku lustruję otoczenie, poszukując wzrokiem lalki Barbie i stadka jej wiernych suk. Zauważam Elizabeth pod salą muzyczną. Stoi razem z Jace’em, a po ich wykrzywionych twarzach i ożywionej gestykulacji nietrudno wywnioskować, że się kłócą. Za żadne skarby świata nie przejdę obok nich. Zawracam więc i znajduję schronienie w damskiej ubikacji. Na co dzień unikam tego miejsca jak ognia; na liście rzeczy, których nigdy nie chciałabym przeżyć, utknięcie tu z którąś z nienawidzących mnie dziewczyn byłoby pewnie na jednym z pierwszych miejsc. Teraz jednak nie mam wyjścia. Nerwowo wyczekuję dzwonka na lekcję. Mam gdzieś, czy przyjdę spóźniona. Bylebym tylko nie wpadła w sam środek konfliktu.

      Po dzwonku ostrożnie wychylam głowę zza drzwi i widzę, że korytarz jest już pusty. Szybkim krokiem udaję się do sali. Pomimo spóźnienia zajmuję swoje miejsce.

      Dzień mija mi na stronieniu od ludzi i znikaniu wszystkim z oczu. Na szczęście liczba drwiących spojrzeń i szeptów zaczyna gwałtownie spadać, po tym jak w szkole wypływa nowy gorący temat. Erin Simpson przespała się z którymś z futbolistów i to ona jest teraz na topie. Podobno nawet nie użyli prezerwatywy, a całe liceum aż huczy od spekulacji. Przy takiej plotce, pobicie najwyraźniej musi zejść na dalszy plan.

      Są tylko dwie rzeczy, których nienawidzę bardziej niż samej szkoły: wspólnego lunchu na stołówce i przebierania się w szatni przed WF-em. Na nieszczęście w moim planie lekcji jedno następuje zawsze po drugim. Taki układ ma oczywiście pewne plusy: kiedy przeżyję już to nagromadzenie tragedii, mam święty spokój na całą resztę dnia i mogę odetchnąć z ulgą. Mimo wszystko, uważam to za marne pocieszenie.

      Już w drodze na salę gimnastyczną moje czoło oblewa zimny pot. Damska szatnia to prawdziwe pole bitwy. Mamy dwie walczące strony: dziewczyny, które są kimś i te, które są nikim. Mój problem polega na tym, że nie należę do żadnej z grup. Plątam się na granicy jak w czyśćcu, pomiędzy wybrańcami na szczycie społecznej drabiny i tymi na samym dole. Nie można wylądować gorzej, zwłaszcza biorąc pod uwagę, dlaczego tak jest – bo nikt cię nie lubi. Ani szkolna elita, ani szkolne wyrzutki. W całym liceum nie ma nikogo, kto nie pałałby do mnie nienawiścią.

      Na dzisiejszej lekcji mamy grać w siatkówkę. Próbuję zniknąć wszystkim z oczu, z oddali obserwując jak Elizabeth z ekipą wybiega wesoło na boisko. Dziewczyny zawiązały koszulki w węzeł na plecach, bo najwyraźniej chodzenie w workowatych, sportowych strojach jest nie do zaakceptowania. Ich idealne ciała muszą być na widoku. Przez całą lekcję szepczą i raz po raz wybuchają śmiechem, spoglądając w moją stronę. Ignoruję je.

      Po WF-ie przychodzi czas, by wziąć prysznic; kolejna znienawidzona pora dnia. Szybko idę do szafki, łapię swoje rzeczy, po czym wybieram najbardziej oddaloną kabinę i przekręcam kurek z ciepłą wodą. Zostawiam ręcznik na wieszaku i zanim reszta dziewczyn zdąży przybiec do łazienki, chowam ciało pod strumieniem wody.

      Nagle dociera do mnie śmiech. Pomimo szumu, rozpoznaję dochodzący z zewnątrz głos Hailey.

      – Ta ździra sobie na to zasłużyła! Skoro tak bardzo lubi zrywać ciuszki przed każdym, kto poprosi, równie dobrze może to zrobić przed całą szkołą!

      Śmiechy nawarstwiają się, a kolejne drwiny przecinają ciężkie, zaparowane powietrze. Zamykam na moment oczy. Nawet nie chcę wiedzieć, co teraz dla mnie szykują. Jednak ciekawość szybko bierze górę nad rozsądkiem. Kiedy głosy ustają, odchylam zasłonę prysznica. Natychmiast zauważam pusty haczyk i domyślam się powodu kpin. Zabrały mój ręcznik; do szatni będę musiała wrócić nago.

      Serce wali mi jak młotem, a w żołądku się przewraca. Moją szafkę dzieli od prysznicy dobrych kilkadziesiąt metrów. Jestem zmuszona pokonać je na golasa, wystawiając na światło dzienne blizny, które tak bardzo pragnęłam ukryć przed światem. Tylko one należą do mnie, wyłącznie do mnie. To mój sekret. Blizny na skórze, które są odbiciem wszystkich psychicznych ran teraz staną się pośmiewiskiem.

      Patrzę w dół na mokre, pokryte szramami ciało, po czym wracam pod strumień wody. Płynąca z prysznica woda miesza się z moimi łzami, kamuflując rozpacz, smutek i tę bezustanną pustkę. Powoli zsuwam się po ścianie na podłogę. Podciągam kolana do klatki piersiowej i szlocham cicho, czekając aż szatnia pozostanie pusta.

      Woda zdążyła już pomarszczyć mokrą skórę. Roztrzęsiona wychodzę na zimne, uderzające w nagie ciało powietrze. Zakrywam rękami blizny tak dokładnie, jak jestem w stanie, po czym szybko biegnę w stronę szatni, próbując nie narobić hałasu. Na miejscu robi mi się niedobrze. Moja szafka stoi otwarta na oścież, opróżniona do cna, a jedyne, co zostało na półkach to wielka kartka zapisana grubymi, czarnymi literami.

      ZDZIRY NIE POTRZEBUJĄ UBRAŃ.

      Desperacko gonię wzrokiem dookoła. Szukam czegoś, czym da się zakryć. To panika. Wpadam w szał i zupełnie już nad sobą nie panuję. Szarpię za drzwi kolejnych szafek, ciągnę za nie z nadzieją, że nie są zamknięte. W środku musi coś być – cokolwiek – byle tylko zakryć zranione, nagie ciało. Wtem drzwi szatni stają otworem i wchodzi Elizabeth, w ręku trzymając iPhone’a. Ciszę przerywa ostry dźwięk migawki, kiedy robi zdjęcie za zdjęciem.

      – Pozuj, Jessica! Pokaż, co tam masz! Pochwal się światu, jakie cuda oddajesz komu popadnie! Gdzie ta brudna, przenosząca choroby pizda, której użyczasz na prawo i lewo?! Niech każdy wie, co szkolna zdzira ma do zaoferowania!

      Hailey też wyciąga telefon i robi więcej zdjęć. Obie pękają ze śmiechu. Całe zajście zabiera może minutę, ale dla mnie trwa w nieskończoność. Ostatecznie Elizabeth wyjmuje pomięte ubrania i rzuca mi zawiniątko prosto w twarz.

      – Masz, szmato, zakładaj ciuchy, bo się zrzygam! Niegrzeczna dziewczynka, spaceruje po szkole na golasa, tak jakby ktokolwiek miał ochotę to oglądać! Fuj!

      Kiedy wychodzą, w pośpiechu zbieram z podłogi rozsypane ubrania, wygniecione i brudne. Ręce mi dygocą, a po policzkach ciekną łzy. Zakładając spodnie, ledwo mogę ustać na chwiejnych nogach. Jasna bluzka jest mokra, tak samo jak stanik, ale to nie ma w tym momencie najmniejszego znaczenia. Szybko związuję włosy w wysoki kucyk i zakładam buty. Czas działać.

      Muszę znaleźć wyjście z tej porąbanej sytuacji prędzej niż zdążą wrzucić zdjęcia do Internetu. Przez wszystkie lata prześladowań ani razu nie pomyślałam o doniesieniu na oprawców nauczycielom, ale dzisiejsza sytuacja jest inna. Moje rozebrane fotki nie mogą wyjść na światło dzienne. Jeśli pozostaną w ich rękach, suki na pewno je opublikują. Decyzja jest prosta, więc nie myśląc więcej, podchodzę do gabinetu wuefistów i nieśmiało pukam do drzwi.

      – Przepraszam, pani Hines, czy możemy porozmawiać?

      Nauczycielka podnosi głowę znad papierów i mierzy mnie wzrokiem z góry na dół.

      – Tak, Jessico, oczywiście. Ale najpierw chcę ci oznajmić, że Elizabeth i Hailey już tutaj były. Powiedziały mi o tych waszych problemach.

      Co? Ona chyba żartuje…

      – Nie chcę się mieszać w nastoletnie, miłosne dramaty, ale muszę cię ostrzec. Jeśli nadal będziesz wysyłała nieprzyzwoite zdjęcia chłopakowi Hailey, mogą cię czekać bardzo poważne konsekwencje.

      No jasne. Mogłam od razu o tym pomyśleć. Elizabeth to podstępna szmata, wiadomo, że wpadła pogadać z nauczycielką zaraz po lekcji i nałgała ile wlezie, byle tylko chronić swój przeklęty tyłek! Zażenowana, spuszczam wzrok na podłogę i zaczynam nerwowo skubać paznokcie.

      – No,