Название | Terapia |
---|---|
Автор произведения | Perez Kathryn |
Жанр | Контркультура |
Серия | |
Издательство | Контркультура |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788378894872 |
Zaniepokojona rozglądam się po okolicy, ale choć wokół widzę kilkanaście zapalonych papierosów, na parkingu jest zbyt ciemno, bym mogła dostrzec twarze palących. Z nerwów serce bije mi coraz mocniej. Nie wiem, kto stoi obok, i mogę tylko mieć nadzieję, że to żaden z dzieciaków, które kultywują nienawiść do mnie niczym szkolną tradycję.
Ja: Harrison, jestem na miejscu. Kiedy będziesz?
Po pięciu minutach nadal nie dostaję odpowiedzi, ale postanawiam jeszcze trochę poczekać, bo naprawdę zależy mi na tym spotkaniu. Wpatrzona w telefon, nie zauważam, że ktoś czai się na zewnątrz. Nagle słyszę huk. Obca dłoń uderza w okno samochodu.
Podskakuję przerażona na siedzeniu, a Elizabeth zagląda przez szybę z zarozumiałym uśmieszkiem przyklejonym do pełnych ust. Boję się. Serce skacze mi do gardła, a oddech przyśpiesza na najwyższe obroty. Kiedy mój wróg ogranicza ataki do terenu szkoły, przynajmniej nie jestem bezsilna; to w końcu publiczne miejsce, pełne uczniów i kręcących się w pobliżu dorosłych, którzy mogliby interweniować w razie niebezpieczeństwa. Ale tutaj? Opuszczony parking pod wieżą ciśnień znikąd nie oferuje pomocy. Jestem sama. Z nią i ponad dziesiątką jej zwolenników. Nie rozumiem, co tutaj robi, skąd wiedziała, że przyjadę, a przede wszystkim – czego ode mnie chce.
Pani Popularna puka natarczywie w szybę, a jej przyjaciółeczki okrążają samochód. Szybko zapalam silnik i wrzucam wsteczny bieg, gdy dochodzi do mnie, że czas stąd zwiewać. Ledwo ruszam z miejsca, a w lusterku zauważam samochód Harrisona. Zajeżdża mi drogę i blokuje możliwość wyjazdu; jestem otoczona, bez najmniejszej szansy na ucieczkę. Przypominam sobie, o czym myślałam przed rozpoczęciem roku. Spotkać oprawców poza szkołą, dać się pobić, liczyć, że później odpuszczą…
Może to jest jakiś sposób.
– Wypad z pieprzonego samochodu, szmato! – krzyczą.
Hailey też przyjechała; wylewa właśnie na maskę całą butelkę piwa. Harrison podchodzi i zamyka ją w uścisku silnych, męskich ramion. Z wściekłości aż ściska mnie w żołądku.
Próbuję poukładać w głowie, co się dzieje. Czy to był właśnie ich plan, miałam zostać zwabiona na parking przez Harrisona tylko po to, żeby mogli zadać mi kolejne ciosy? Jak mógłby zrobić coś takiego?! Harrison nie jest przecież okrutny, nie ma powodu mnie ranić. Robiłam wszystko, o co poprosił, starałam się, żeby był szczęśliwy. Choć czuję w oczach słone łzy, wycieram je prędko, nie chcąc pokazać własnej słabości. Otwieram drzwi i wychodzę z samochodu, natychmiast zostając popchnięta na zimną, metalową karoserię.
– Ostrzegałam cię, że Harrison należy do Hailey! Nic do ciebie nie dociera, szmato?! Czytałyśmy wasze SMS-y! Myślałaś, że on dalej cię chce?! Nie zostawi przecież pani kapitan drużyny cheerleaderek dla pani kapitan drużyny ciągnięcia druta! – syczy sarkastycznie.
Stoję w milczeniu, otoczona śmiechem i drwinami. Próbuję wydusić choć słowo, zaprotestować, ale nagle staję jak wryta, kiedy do Elizabeth podchodzi Bentley. Jak gdyby nigdy nic, chłopak okrąża ramieniem jej wąską talię i składa pocałunki na gładkiej szyi. Czyżby zerwała z Jace’em? A może po prostu sama jest zdzirą? Nie mam pojęcia, co mną kieruje, ale nagle odnajduję pokłady głęboko ukrytej odwagi i robię najgłupszą rzecz, jaką można zrobić.
Macham czerwoną płachtą prosto przed rozwścieczonym bykiem.
– Gdzie masz Jace’a, Elizabeth? Wie, że właśnie przyprawiasz mu rogi z Bentleyem? Może najwyższy czas, żebym do niego napisała, spędzilibyśmy razem miły wieczór… Jestem pewna, że mogę pokazać mu rzeczy, o których będąc z tobą mógł jedynie pomarzyć. – Uśmiecham się zwycięsko i krzyżuję ręce na piersi. W moich żyłach płynie czysta adrenalina.
Pani Popularna wytrzeszcza oczy, wyglądając na zaskoczoną, podczas gdy reszta zebranego towarzystwa chichocze i zasypuje ją złośliwymi komentarzami.
– Z Bentleyem łączy mnie tylko przyjaźń, tępa suko. Pilnuj własnego nosa! Kim, kurwa, myślisz, że jesteś?! – Uderza mnie w policzek z całą nagromadzoną złością i jeszcze mocniej wali moim bezwładnym ciałem o samochód. – Nagle jesteś odważna, co? Pożałujesz tego, zobaczysz! A jeśli tylko wspomnisz Jace’owi o tym przyjacielskim pocałunku, radzę spieprzać z miasta, bo to, co zrobimy ci za chwilę będzie lekkim muśnięciem w porównaniu z późniejszą zemstą!
Z całej siły łapie mnie za ramiona i ciągnie w głąb parkingu.
– Hailey, możesz ruszyć dupsko i trochę pomóc?! W końcu to twój facet nie potrafi utrzymać fiuta w spodniach!
Zamiast odpuścić, unoszę z trudem głowę i z przekorą patrzę w błękitne, zmrużone z wściekłości oczy.
Nie rób tego, Jessica. Nie pogarszaj sytuacji.
– Spierdalaj, Elizabeth – rzucam zuchwale zachrypniętym głosem, po czym tracę równowagę.
Mam wrażenie, jakbym poruszała się w zwolnionym tempie, kiedy pozwalam sukom rzucać mną na wszystkie strony, nawet nie myśląc o obronie. Nie dbam już, co będzie dalej.
A może po wszystkim Harrison będzie miał wyrzuty sumienia i zechce wrócić…
Mocno zaciskam powieki, przetwarzając tę żałosną myśl zrodzoną z równie żałosnej podświadomości. Śmiech stojących wokół ludzi powoli cichnie, gdy odpływam w swój zamknięty, własny świat, wolny od wszelkich emocji. Uchylam powieki i widzę, że Harrison stoi zaledwie o kilka kroków dalej. W spokoju ogląda, jak zadają mi kolejne ciosy.
– Jak będziesz się zachowywać jak zdzira, to będą cię traktować jak zdzirę – komentuje.
Oto pryska cała nadzieja na współczucie Harrisona. Jak mogłam myśleć, że go obchodzę?! Gdy Hailey i Elizabeth maltretują moje ciało przy akompaniamencie gwizdów i głośnych krzyków, ja patrzę mu prosto w oczy.
– Nienawidzę cię! – wrzeszczę, kipiąc ze wściekłości.
W odpowiedzi tylko wybucha śmiechem i łapie się za krocze.
– Ale tego nie nienawidziłaś w zeszły weekend, co kotku? – kpi ze mnie, a Joe Fitzer, kolejny gracz ze szkolnej drużyny, klepie go po ramieniu i dołącza do drwin.
– Hej, Jessica, wiesz że nie mam dziewczyny? Skoro sypiałaś z Harrisonem, ze mną też byś mogła, co? – Unosi zalotnie brwi, po czym bierze kolejny łyk trzymanego w ręce piwa. Jest mi niedobrze.
Nim Harrison i Joe są w stanie rzucić więcej upokarzających przytyków, Hailey przerywa im ze złością.
– Możecie zamknąć pyski, wy napalone dupki? Nikogo nie obchodzi, że pozwoliliście tej brudnej dziwce sobie possać, albo że macie ochotę złapać od niej jakieś choróbsko!
Elizabeth przytrzymuje w uścisku moje nadgarstki i z całej siły ponownie uderza w lewy policzek. Jedyne, co mogę zrobić, to przełykać gorzkie łzy, które usilnie walczą, żeby popłynąć po twarzy.
– I jak, szmato, podoba się? – pokpiwa Hailey. – Może następnym razem przypomnisz sobie ten wieczór, kiedy znowu będziesz miała ochotę przerżnąć cudzego faceta!
Pluje mi prosto w twarz i przewraca na kolana. Piasek i kamienie tną moją odsłoniętą skórę. Jestem upokorzona. Elizabeth szarpie mnie za włosy, zmuszając