Название | Terapia |
---|---|
Автор произведения | Perez Kathryn |
Жанр | Контркультура |
Серия | |
Издательство | Контркультура |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788378894872 |
W końcu wyjmuje z ust tę przeklętą wykałaczkę i odchodzi, a ja biorę głęboki oddech. Podczas całej rozmowy praktycznie nie oddychałam. To było ciężkie. Serce wali mi jak młotem, twarz rozgrzewa rumieniec… A jednak chcę więcej. Wsiadam do samochodu i niemal z piskiem opon ruszam ze szkolnego parkingu. Kiedy zatrzymuję się na podjeździe przed domem, biegiem wpadam do pokoju.
– Heeej, ktku. Jak szkła? – mama krzyczy z kuchni, znowu połykając samogłoski, co oznacza, że Martha Stewart ma dzisiaj wolne.
– Super, mamo. Po prostu świetnie – odkrzykuję, przekręcając zamek.
W pośpiechu zdejmuję ciuchy, w których byłam w szkole i grzebię w szufladzie w poszukiwaniu stroju kąpielowego. Zauważam kawałek czerwonego materiału upchnięty na samym dole: jednoczęściowy strój z Nike, który uwielbiam za wycięcie na plecach. Łapię torbę pływacką z okularami i czepkiem w środku, po czym biegnę w stronę drzwi. Jestem w pełni przygotowana do walki. Wygram te zawody.
Podjazd przed domem Jace’a jest niezmiernie długi i wjeżdżając, od razu zaczynam się denerwować. Co pomyśli sobie jego mama? Na pewno przywykła widzieć w towarzystwie syna dziewczyny pokroju Elizabeth, a my stanowimy przecież totalne przeciwieństwa. Elizabeth jest jak droga, błyszcząca zabaweczka, podczas gdy ja jestem nudną, szmacianą lalką, której nikt nie chce dostać pod choinkę. Moi rodzice nie śpią na pieniądzach, ani nie spędzają weekendów na polu golfowym. Krótko mówiąc, nie stanowię wymarzonej partii dla dziedzica fortuny Collinsów.
Drzwi podwójnego garażu ukazują seksowną sylwetkę Jace’a centymetr po centymetrze. Na powitanie posyła mi ten łobuzerski uśmieszek, którego urok zaczynam powoli doceniać. Jest ubrany w zwykłe spodenki kąpielowe i białą koszulkę, ja natomiast zarzuciłam na strój stary T-shirt z Beatlesami i krótkie, czarne szorty. Spięłam włosy w wysoki, koński ogon, a na nogach mam czarne japonki.
– Gotowa na porażkę, Jess? – pyta zaczepnie.
Rozchmurzam się za każdym razem, kiedy nazywa mnie Jess. Mógłby nawet nie mówić nic więcej i tak byłabym zadowolona ze spotkania. W odpowiedzi posyłam mu nerwowy uśmiech, zarzucając sportową torbę na ramię.
– Jasne, panie Collins. Pokaż pan, co potrafisz!
Idziemy po kamiennym chodniku wokół ogromnego, dwupiętrowego domu, aż w końcu docieramy do bramki żelaznego ogrodzenia. Kiedy otwiera zamek i wchodzimy do ogrodu za domem, niemal wzdycham z zachwytu.
Jak tu pięknie!
Zgodnie z zapowiedzią Jace’a, basen jest przeogromny, a na jego końcu jest jacuzzi z cudownym wodospadem. Z domem łączy go długi taras, niemal w całości obsadzony roślinami. Zarówno egzotyczne kwiaty, jak i luksusowe meble ogrodowe wyglądają na drogie. Dalej jest miejsce na ognisko i zewnętrzna jadalnia, zaraz obok największego grilla z nierdzewni, jaki w życiu widziałam.
Im dłużej patrzę, tym więcej dostrzegam fantastycznych rzeczy. W oddali stoi drewniana altanka, po której pnie się zielony bluszcz, a pod nią kolejny zestaw wypoczynkowy. Jak w bajce. Ogród Collinsów jest prawdziwym rajem na ziemi; gdybym tu mieszkała, nie musiałabym nawet wyjeżdżać na wakacje. Jace ma za domem własny wakacyjny kurort!
– Wow – wymyka mi się z ust, a kiedy uświadamiam sobie, że powiedziałam to na głos, jest już za późno.
Jace chyba oczekiwał podobnej reakcji, bo tylko uśmiecha się porozumiewawczo. Choć zapewne widział już w życiu wiele pięknych miejsc, musi zdawać sobie sprawę z tego, jak zajebisty ma ogród.
– Rozumiem, że basen przypadł ci do gustu – mówi.
– Hmm, nawet bardzo. Kurde, Jace, jak możesz w ogóle chcieć wychodzić z domu? Na twoim miejscu nie ruszałabym się stąd na krok.
Jace łapie za koszulkę i podciąga ją, odsłaniając ładnie zarysowane mięśnie brzucha i szeroką klatkę piersiową.
Jezu, koleś jest naprawdę niezły.
Odwracam wzrok, nie chcę, żeby zauważył, że na jego widok cieknie mi ślinka. Jace nie zwraca jednak uwagi; nonszalancko odrzuca koszulkę na krzesło, po czym zaczyna rozciągać mięśnie.
– Masz rację, ogród jest spoko, ale życie nie polega wyłącznie na gromadzeniu fajnych rzeczy. Wiesz, jak czegoś jest za dużo, to też bywa trochę uciążliwe.
Nie mam pojęcia o czym mówi, ale przypuszczam, że jego słowa mają jakieś ukryte znaczenie, o które nie odważę się zapytać. Jace jest o wiele ciekawszą osobą niż myślałam, ale zarazem bardziej skrytą. Teraz nie ma jednak czasu na rozgryzanie jego tajemnic, bo w pobliżu słyszę plusk wody. Jace czeka basenie. Nagle ogarnia mnie lekkie zdenerwowanie. Muszę rozebrać się tutaj, przed nim?
Wszystko przy Jace’ie jest takie inne; ekscytujące, nieprzewidywalne. Nie potrafię wyjaśnić, co konkretnie różni naszą relację od tych, które miałam wcześniej. Jace jest facetem, a faceci są, w większości, identyczni. Więc co go różni? I dlaczego?
Kim jesteś, Jace’ie Collinsie?
Nie znam odpowiedzi, ale chętnie się przekonam.
Kiedy zdejmuję koszulkę i spodenki, dostaję gęsiej skórki; nieważne jak bardzo chciałabym zapomnieć o wydarzeniach z dzisiejszego poranka, wspomnienie jest zbyt świeże i natychmiast powraca. Serce wali jak szalone, a w żyłach znów płynie adrenalina. Wyciągam z torby czepek i okulary, próbując przestać bić się z myślami. Chcę jak najszybciej wskoczyć do basenu i pozwolić pluskowi wody zagłuszyć głosy w mojej głowie. Jace przypływa do brzegu i zagaduje.
– Przyniosłaś czepek i okulary?! – W podniesionym głosie wyraźnie słychać zaskoczenie.
Unoszę je wyżej, niemal z dumą.
– Oczywiście! A jak inaczej chcesz się ścigać?
Jace opiera łokcie na brzegu i ściąga usta w cienką linię. Myśli. Chyba nie przypuszczał, że przyjadę zwarta i gotowa do walki. Nie docenił mnie.
– Nie wiedziałem, że weźmiesz to tak na poważnie. Musisz się naprawdę martwić nadchodzącą porażką, co? – Ze śmiechem płynie w moją stronę i za chwilę wynurza się tuż obok. Zadziera głowę do góry i mruży oczy, oślepiony promieniami słońca.
– No dalej, wbijaj tu i możemy zaczynać! W czepku czy bez, pokonam cię bez problemu, więc może dobrze, że go wzięłaś. Przyda ci się każda pomoc, panno Alexander!
Otwieram usta gotowa do szybkiej riposty, ale nagle Jace łapie moją nogę i ciągnie w stronę wody. Na początku stawiam opór. Chcę wyrwać łydkę z uścisku, ale on szarpie jeszcze mocniej.
– Puszczaj! – piszczę.
– Grasz na zwłokę!
Z pluskiem wpadam do basenu. Rozgrzana skóra aż szczypie po nagłym spotkaniu z zimną wodą; to nie fair. Wstrzymując oddech, odpływam jak najdalej w stronę przeciwnego brzegu. Jace płynie za mną. Dostaję kopa, wpadam w trans. Płynę najszybciej jak potrafię i nie zwalniam ani na moment, aż docieram do krawędzi naprzeciwko miejsca, z którego wyruszyliśmy. Kiedy w końcu wynurzam się na powierzchnię i łapczywie łapię powietrze. Jace robi to samo dosłownie kilka sekund później.
– Prawie! – krzyczy, odzyskując oddech. – Prawie cię dogoniłem, a wystartowałaś pierwsza! – Uderza otwartą dłonią o powierzchnię wody, a ja czuję na twarzy kilka kropel. – Nawet nie wiedziałem, że to wyścig,