Ślady miasta. Lars Saabye Christensen

Читать онлайн.
Название Ślady miasta
Автор произведения Lars Saabye Christensen
Жанр Современная зарубежная литература
Серия Ślady miasta
Издательство Современная зарубежная литература
Год выпуска 0
isbn 9788308071410



Скачать книгу

Ewald?

      – Nie, jakaś pani.

      Maj Kristoffersen po raz ostatni obrzuca spojrzeniem podwórze, lecz nadal nigdzie nie dostrzega Jespera. Wychodzi na kuchenne schody i pospiesznie idzie na górę do pani Vik, która prowadzi ją do przedpokoju, gdzie na sekretarzyku czeka odłożona czarna słuchawka. Maj Kristoffersen odwraca się do pani Vik.

      – Mogłabyś w tym czasie poszukać Jespera?

      Pani Vik gwałtownie podnosi głowę i wyciera ręce w fartuch.

      – Ach tak? Nie zamierzam przeszkadzać.

      – Nie o to mi chodzi. Tylko o Jespera. Nie widziałam…

      – Szykuję obiad.

      – Pachnie wspaniale.

      – Odbierz ten telefon, zanim się rozłączą.

      Pani Vik wychodzi, głośno zamykając za sobą kuchenne drzwi.

      Maj Kristoffersen bierze słuchawkę do ręki i wypowiada swoje nazwisko. Okazuje się, że to niejaka pani Lund z Ullevålsveien pragnie z nią rozmawiać. Dzwoni w imieniu Czerwonego Krzyża, a Maj Kristoffersen przez moment sądzi, że ta pani będzie chciała rozmawiać o Jesperze, bo chłopiec zrobił coś tak złego, że aż wmieszał się w to Czerwony Krzyż. Czuje śmiertelne przerażenie i wściekłość. Niech się nie wtrącają! Niech nikt się nie wtrąca! Sama sobie z tym poradzi! Nie mówi tego jednak na głos. Wypowiada te zdania jedynie w myślach. A może zdarzył się wypadek? Może Ewaldowi coś się stało? Czy Jesper mógł wyrządzić sobie krzywdę w tym krótkim czasie, kiedy znalazł się poza zasięgiem jej wzroku? Ale pani Lund leży na sercu zupełnie coś innego. Pyta, czy Maj Kristoffersen nie zechciałaby przyjść na zebranie zarządu Oddziału Fagerborg Okręgu Oslo Norweskiego Czerwonego Krzyża, chociażby w roli rezerwowej członkini zarządu. Potrzebują nowych pań. Poza tym podobno Maj Kristoffersen znakomicie sobie radzi z rachunkowością. Maj oddycha z ulgą i ma ochotę zawołać, że oczywiście, ale się opanowuje.

      – Muszę najpierw naradzić się z mężem – mówi.

      Pani Lund wykazuje pełne zrozumienie, do członkostwa w zarządzie Czerwonego Krzyża nie można podchodzić lekko. Taka funkcja ma wpływ na całą rodzinę. Pani Lund podaje swój numer telefonu i prosi, żeby Maj do niej zadzwoniła, kiedy podejmie decyzję; dobrze, aby to było najpóźniej w niedzielę, bo następne zebranie zarządu jest już w najbliższą środę. Rozłączają się. Maj Kristoffersen słyszy, że pani Vik wróciła. Z kranu leci woda. Jesper krzyczy. Potem zapada cisza. Maj idzie do nich do kuchni.

      – Po prostu stał za brzozą – oznajmia pani Vik.

      Jesper patrzy na matkę i jak zwykle trudno stwierdzić, czy będzie się śmiał, czy płakał.

      – Więc to tam się schował.

      – Stał i siusiał.

      – Siusiał? O Boże…

      – Ale teraz przynajmniej umył ręce.

      Jesper zaczyna płakać. Chociaż tyle dobrze. Śmiech w takich okolicznościach, w obecności pani Vik, byłby o wiele gorszy. Maj przyciąga syna do siebie. Jak zwykle jest uległy i niechętny zarazem. Maj nie rozumie, jak to możliwe, ale Jesper przypomina przedziwną strunę, jednocześnie luźną i napiętą.

      – Przepraszam za zamieszanie – mówi Maj.

      Pani Vik otwiera kuchenne drzwi i daje Jesperowi herbatnika, którego Jesper zamierza od razu włożyć do ust, bez żadnej okrężnej drogi, ale w ostatniej chwili zmienia zdanie, przestaje płakać i szybko chowa ciastko do kieszeni. Maj nieco mocniej ściska go za kark.

      – Dziękuję – mruczy Jesper.

      Pani Vik głaszcze go po głowie, odwracając się przy tym do Maj.

      – Może Czerwony Krzyż pomoże wam w założeniu telefonu?

      – To ty powiedziałaś, że z n a k o m i c i e sobie radzę w prowadzeniu rachunków?

      Pani Vik się uśmiecha.

      – Tak przynajmniej twierdzi twój mąż.

      STATUT ODDZIAŁU FAGERBORG

      CZERWONEGO KRZYŻA

      Oddział Fagerborg Okręgu Oslo Norweskiego Czerwonego Krzyża jest samodzielną jednostką powiązaną z Komitetem Wykonawczym Okręgu Oslo Norweskiego Czerwonego Krzyża.

      Oddziałem kieruje zarząd, składający się z maksymalnie 5 członków, którzy mają swoich zastępców – członków rezerwowych. Zarząd wybierany jest przez walne zgromadzenie każdorazowo na 2 lata.

      Walne zgromadzenie odbywa się co roku w marcu. Zwołuje je przewodniczący zarządu z co najmniej 8-dniowym wyprzedzeniem poprzez bezpośrednie poinformowanie o tym członków uprawnionych do głosowania lub zamieszczenie ogłoszenia w jednej z gazet ukazujących się w Oslo.

      Oddział reprezentuje w Komitecie Wykonawczym jeden przedstawiciel.

      Oddział Fagerborg realizuje cele Czerwonego Krzyża w rejonie parafii Fagerborg.

      INTER ARMA CARITAS

      Czterej panowie, którzy stoją przy barze w Bristolu, są głośni, hałaśliwi i uparci. Nazywają się Ravn, Johnsen, Strøm i Kristoffersen. Chcą dobrze. Kiedy barman Ulfsen prosi, aby się nieco uciszyli, nie mówi tego głośno, unosi tylko brew, a oni na chwilę milkną i słyszą nawet, jak pianista gra Rondo Amoroso – przypuszczalnie po to, aby uhonorować stare ciotki, które jedzą kanapki w drugim końcu sali, koło schodów. Potem panowie zamawiają jeszcze jedną kolejkę ginu z tonikiem; tylko Ewald Kristoffersen najchętniej pije piwo, ale dzisiaj raczy się od czasu do czasu kieliszeczkiem akevittu, żeby nie zostać w tyle. Wszyscy są pracownikami agencji reklamowej Dek-Rek – dwaj to projektanci, a dwaj dekoratorzy – no i mają co świętować, gmina Oslo zleciła bowiem ich firmie przygotowanie wystaw na dziewięćsetlecie miasta. To będzie w roku 1950. Zostały jeszcze dwa lata. Trzeba się spieszyć. Panowie już mają pomysły. Widzą oczami wyobraźni. Widzą przyszłość. Przyszłość się zbliża. Ale najpierw muszą to opić, a potem trochę podkręcić muzykę. Do fortepianu wysłany zostaje Ewald Kristoffersen. Czeka, aż pianista skończy grać swój kawałek. Najwyraźniej nie da się tego zrobić tak hop-siup. Muzyka się ciągnie. Pianista gra w kółko to samo. Na tym polega istota tafelmusik, muzyki nazywanej stołową. Na tym polega idea t ł a. W końcu Ewald Kristoffersen kładzie rękę na ramieniu pianisty.

      – Moi przyjaciele chętnie posłuchaliby czegoś żywszego – mówi.

      Enzo Zanetti, pianista rozrywkowy, zatrudniony w Bristolu na stałe, podnosi głowę, uśmiecha się, ale w jego spojrzeniu widać zmęczenie, a kołnierzyk koszuli, który z daleka wydaje się nienaganny, ma oklapnięte kanty. Pianista mówi cicho, głosem zabarwionym lekkim akcentem.

      – Żywszego? Ma pan jakiś pomysł?

      – Czy ja mam pomysł? Nie, decyzję w zupełności pozostawiam panu. Ale może coś Silnorękiego?

      – Silnorękiego?

      – Albo Księcia Ellingtońskiego? Byleby był swing.

      Ewald Kristoffersen ma obawy, że nie wyraził się dostatecznie jasno, ale w drodze powrotnej do baru słyszy, że pianista zmienił repertuar i zaczyna grać W grocie Króla Gór. Dobre i to. Koledzy biją brawo. Stukają się szklankami. Piją do dna. Wkrótce się rozchodzą. Ktoś na nich czeka. Do zobaczenia w przykrej rzeczywistości. Ewald Kristoffersen nie rusza się z miejsca. Tym razem jego kolej na uregulowanie rachunku. Wydaje mu się, że jego kolej przypada zawsze. Wyjmuje podłużną brązową kopertę, wynagrodzenie za mękę, i kładzie na kontuarze pięćdziesiątkę. Rozumie teraz, dlaczego barmanów nazywa się czarodziejami. Banknot znika, zanim Ewald zdąży westchnąć. W dodatku pięćdziesiątka nie wystarcza. Poszło sporo alkoholu. Ewald Kristoffersen musi dorzucić