Ślady miasta. Lars Saabye Christensen

Читать онлайн.
Название Ślady miasta
Автор произведения Lars Saabye Christensen
Жанр Современная зарубежная литература
Серия Ślady miasta
Издательство Современная зарубежная литература
Год выпуска 0
isbn 9788308071410



Скачать книгу

gdybyś przyszedł na zebranie Komitetu Wykonawczego.

      – A co to jest?

      – Jednostka, której podlega nasz oddział, Fagerborg. Składamy jej raporty.

      – R a p o r t y? O czym?

      – O tym, co robimy, oczywiście.

      – Dlaczego nie mogę przyjść na wasze zebranie?

      – Na pewno możesz, ale…

      – Macie jakieś tajemnice? Coś, czego nie powinienem usłyszeć?

      – Ależ skąd. Możesz poczytać sprawozdania.

      Ewald wreszcie podnosi głowę. Przez moment jest wyraźnie zdziwiony, w końcu wstaje.

      – Co się z tobą dzieje?

      – A co się ze mną dzieje?

      – Mogłaś powiedzieć. Ja bym przyniósł…

      – Gdybym miała mówić za każdym razem, to na nic innego nie miałabym czasu.

      Ewald bierze od niej kosz i stawia go na krześle.

      – Ho, ho. Wydaje mi się, że ten Czerwony Krzyż nie za dobrze na ciebie wpływa.

      – Jesper śpi?

      Idą razem do holu. Jesper leży w łóżku na plecach, ma zamknięte oczy, ręce złożone na kołdrze. Wydaje się spokojny. Czy on teraz spada? – zastanawia się Maj. Spada we śnie? Kładzie na poduszce pudełeczko z rodzynkami.

      Sprawozdanie roczne

      W roku 1948 odbyło się 6 zebrań zarządu i 1 zebranie członków. Oddział wykonał sporo robótek na drutach, które rozdano. Ponadto na święta Bożego Narodzenia rozdzielono 34 paczki z rozmaitymi artykułami spożywczymi i innymi rzeczami, przekazano także 50,– koron pewnej gospodyni domowej. Oddział uczestniczył w kiermaszu z dobrym wynikiem, 1874,05 korony brutto. Ponadto sprzedano dużą liczbę znaczków świątecznych. Oddział zorganizował wypożyczalnię sprzętu medycznego.

      Obecnie oddział świadczy dobrowolną pomoc pielęgniarską w Klinice przy Wergelandsveien, bierze w tym udział 20 pań, na ogół zarejestrowanych jako członkinie oddziału. Oddział planuje uruchomienie w obrębie parafii przedszkola, ewentualnie domu pobytu całodziennego dla dzieci.

      Sprawozdanie roczne i odpis dokumentów księgowych zostały przesłane do kancelarii kościoła.

      1949

      Doktor Lund stoi przy oknie w swoim gabinecie na Ullevålsveien i patrzy, jak Maj Kristoffersen i Jesper wyłaniają się zza rogu przy końcu Pilestredet. Czasami widać to od razu. Widać, że z człowiekiem jest coś nie tak. Ma coś takiego w ruchach. Są zbyt gwałtowne albo zbyt ospałe. Coś w rysach. Zbyt obojętnych lub zbyt napiętych. Ten Jesper sprawia wrażenie obojętnego i ospałego. Ale wszystkie dzieci boją się lekarza, może to po prostu jego sposób na opanowanie strachu. Doktor Lund otwiera drzwi do recepcji.

      – Pobierz krew Jesperowi Kristoffersenowi. Właśnie tu idzie razem z matką.

      – Oczywiście.

      Pielęgniarka, panna Ågot Rud, wstaje, podchodzi do szafki medycznej i wyjmuje sprzęt.

      – I postaraj się, żeby nie poszło ci to zbyt sprawnie.

      Pielęgniarka się odwraca.

      – Jak to?

      – Ukłuj go ze dwa razy. Trochę go podręcz.

      Doktor Lund zamyka drzwi i siada za biurkiem. Wkrótce ich słyszy. Matka mówi coś do syna. Potem zapada cisza. Trochę się to przeciąga. Wreszcie pielęgniarka otwiera drzwi gabinetu i wpuszcza Maj Kristoffersen z Jesperem. Siadają. Jesper ma podwinięty rękaw koszuli, lewą rękę trzyma zgiętą. Na podłogę skapuje kilka kropli krwi. Pielęgniarka przykleja chłopcu jeszcze jeden plaster i szybko wychodzi.

      – Nie umiała się wkłuć – mówi Maj cicho.

      Doktor Lund patrzy na Jespera.

      – Bolało?

      Jesper kręci głową.

      – Bolało? – ponawia pytanie doktor Lund.

      Jesper na niego nie patrzy.

      – Nie.

      Maj Kristoffersen się nachyla.

      – Nie chciałam nikogo krytykować. Dziękuję, że mogliśmy…

      Doktor Lund uśmiecha się do niej.

      – Oczywiście, rozumiem. Proszę mu zdjąć koszulę.

      Maj rozpina parę guzików, Jesper podnosi ręce do góry i matka delikatnie zdejmuje mu ją przez głowę. Chłopiec jest za chudy, ale nie on jeden. Większość chłopców jest za chuda. To wcale nie znaczy, że są chorzy. Są zdrowi i głodni. Doktor Lund wstaje i obchodzi Jespera dookoła. Osłuchuje serce i płuca. Sprawdza brązowe, sztywne włosy. Chłopiec przynajmniej nie ma wszy. Doktor Lund siada i podsuwa Jesperowi kartkę i ołówek.

      – Możesz napisać swoje imię?

      Jesper chwyta ołówek w prawą rękę i rysuje sześć liter. „P” jest do góry nogami, ale oprócz tego wszystko wygląda jak należy.

      – Ładnie. Cieszysz się, że pójdziesz do szkoły? Bo zaczniesz chodzić jesienią, prawda?

      Jesper wypuszcza ołówek z ręki i nie odpowiada.

      – Jakie jest twoje ulubione danie, Jesper?

      Maj go szturcha, chłopiec jednak dalej milczy. Doktor Lund się nachyla, próbując spojrzeć mu w oczy, ale nie może pochwycić jego spojrzenia.

      – Coś chyba musisz lubić najbardziej?

      – Rodzynki – odzywa się Jesper.

      Maj się czerwieni.

      – Chciałam tylko wtrącić, że mój syn codziennie dostaje porządne jedzenie.

      Doktor Lund odchyla się na krześle i ponownie próbuje pochwycić ten niespokojny wzrok.

      – Może wybierzesz się kiedyś ze mną pobiegać?

      Maj kładzie Jesperowi rękę na kolanie.

      – Słyszałeś? Doktor Lund to stary sportowiec. Pobił wiele rekordów.

      Jesper ledwie zauważalnie kiwa głową.

      Maj prędko podnosi wzrok.

      – Nie miałam na myśli, że pan jest stary. Chodziło mi o to, że…

      – W porządku. Chcielibyście mi coś jeszcze powiedzieć?

      Maj znów dotyka kolana Jespera.

      – Powiedz to, co mówiłeś pani Vik.

      Oczy Jespera gwałtownie nieruchomieją. Można dotknąć tego wzroku. Niemal obojętne rysy napinają się. Jesper wygląda jak stare dziecko. Nic nie mówi. Maj głaszcze go po policzku.

      – Powiedz to też doktorowi Lundowi. To nic strasznego.

      Jesper zaciska zęby. Z jego ust wydobywa się ostry, nieprzyjemny zgrzyt. W końcu zaczyna mówić. Doktorowi Lundowi przychodzi do głowy, że jego głos należy do innego miejsca, do innego, mniej udręczonego ciała. Jest spokojny i łagodny.

      – Spadam. Lecę do tyłu. Czasami też do przodu. Głównie do przodu.

      Doktor Lund znów nachyla się w jego stronę.

      – Ś n i ci się, że spadasz, prawda?

      – Po prostu spadam.

      – Uderzasz się?

      Jesper nagle zaczyna się śmiać i już nic więcej nie dodaje. Doktor Lund wstaje. Maj także. Jesper idzie do pielęgniarki, żeby się ubrać. Doktor zatrzymuje Maj i zamyka drzwi. Maj się niepokoi.

      – Czy