Ślady miasta. Lars Saabye Christensen

Читать онлайн.
Название Ślady miasta
Автор произведения Lars Saabye Christensen
Жанр Современная зарубежная литература
Серия Ślady miasta
Издательство Современная зарубежная литература
Год выпуска 0
isbn 9788308071410



Скачать книгу

Ewald z Jesperem niosą drzewko na Fagerborg, pogwizdując Cichą noc. Maj idzie za nimi. To nędzny świerk. Taki, którego nikt już nie chciał. Ale to nie szkodzi. Dzisiaj w ogóle nic nie szkodzi. Ewald i Jesper gwiżdżą nie całkiem w takt, brzmi to jak dwie różne melodie, no, ale jednak. Niosą drzewko razem, chociaż dźwiga głównie Ewald. Kiedy dochodzą do swojej klatki, Maj dostrzega panią Vik, która stoi u siebie w oknie i czegoś wypatruje albo może się rozmarzyła. Naprawdę ciągle jest w płaszczu? Maj do niej macha. Pani Vik też unosi rękę i kręcąc głową, myśli: ależ choinka! Zresztą to nie ma żadnego znaczenia. Jeśli tylko ładnie się ją ubierze, nikt nie zwróci na to uwagi. Pani Vik skończyła z kupowaniem choinek po śmierci męża. Wiesza tylko wianek na drzwiach, dla pozoru. Musi dbać o własny grób. Śmieje się. Ale w jej śmiechu nie ma wesołości. Słyszy rodzinę Kristoffersenów na schodach, lepiej by było, gdyby korzystali z kuchennego wejścia, na klatce nie zostałoby tyle igieł. Zresztą to też nic nie szkodzi. Drzewko jest takie rzadkie, że da się przez nie zobaczyć świat. Ewald przestaje gwizdać, pani Vik słyszy teraz jego ciężki oddech, za to Jesper gwiżdże coś, co przypomina melodię z radia, Gymnopédie No. 1. To przedziwne, wręcz niepokojące połączenie – dziecko gwiżdżące Satiego. Pani Vik siada w uszaku, nie zdejmując płaszcza. Zimno jej. Zapada cisza. Nie ma siły jeść. Nie jest też już zła. Jest po prostu smutna i wystraszona. Wszystko z niej powoli opada, pozostaje jedynie tęsknota. Pani Vik kładzie się wcześnie i nie może zasnąć. Już się nie boi, ale smutek przechodzi w coś innego, co z trudem rozpoznaje. To było tak dawno temu. Już o tym zapomniała. Jest wytrącona z równowagi. Właśnie tak przedstawia się sprawa z panią Vik w noc przed Wigilią 1948 roku. Pani Vik wstaje, narzuca szal na ramiona, przynosi książkę telefoniczną i odszukuje w niej Ragnhild Hall, aktorkę, Nordraaks gate 11. Uderza ją myśl: zmarli ciągle tu są. Czy Halfdan też? Musi to sprawdzić. Jest. Oczywiście, że jest. To przecież stara książka telefoniczna. Jeszcze sprzed wojny. Zapóźniona. Ale j e j tu nie ma. Panią Vik przenika dreszcz. Na koniec odnajduje Olafa Halla pod hasłem Antykwariat Halla, adres to również Nordraaks gate 11.

      Ale kiedy z powrotem się kładzie, nadal nie może zasnąć, wstaje więc i idzie do kuchni. Podgrzewa trochę mleka i przelewa je do kubka. Ciągle jest ciemno. Jeszcze nie rano. To będzie najdłuższy wieczór wigilijny od wielu lat. W innych oknach zasłony są zaciągnięte. Jaśnieje tylko śnieg. Pani Vik przynosi ze spiżarni plik gazet „Aftenposten”, przegląda nekrologi i wreszcie zaczyna czytać: Ragnhild Hall, wówczas nosząca nazwisko Stranger, debiutowała w roli Solwejgi w Peerze Gyncie w Teatrze Narodowym jesienią 1923 roku, i już wtedy zgotowano jej owację. Od tamtej pory jej wszechstronna kariera toczyła się na rozmaitych scenach, zarówno w kraju, jak i za granicą. Wcześnie owdowiała, kiedy jej pierwszy mąż, dyrektor Oskar Stranger, zginął tragicznie w wyniku utonięcia, a ona została sama z synem Bjørnem. W roku 1936 ponownie wyszła za mąż, tym razem za Olafa Halla. W ostatnich latach najczęściej można było ją zobaczyć na scenach teatrów rewiowych Chat Noir i Edderkoppen. Rozsiewała wokół siebie radość. Zarówno publiczność, jak i koledzy po fachu wysoko ją cenili. Będzie nam jej brakowało. J.H. Wiers Jenssen i Leif Juster.

      Rozlega się dzwonek do kuchennych drzwi. Nie ma jeszcze siódmej. Coś musiało się stać. Pani Vik otwiera. Nic się nie stało. Na zimnej, wąskiej klatce schodowej stoi Jesper, ciągle w piżamie.

      – Czas się dłuży – mówi.

      1949

      Pierwsze zebranie zarządu w nowym roku odbyło się 10 stycznia u pani Ingrid Arnesen. Obecne: przewodnicząca, pani Lutken, pani Nordklev, pani Lund i pani Kristoffersen.

      Firma Christiana Plesnera określiła cenę sprzętu medycznego do wypożyczalni na ok. 430,– koron. Sprzęt zostanie zakupiony niezwłocznie i będzie przechowywany u przewodniczącej. Brakuje nam podkładów nieprzemakalnych, ale Czerwony Krzyż obiecał nam materiał na 8 sztuk.

      Następnie zaproponowano, aby zebranie członków oddziału odbyło się 21 lutego w domu parafialnym.

      Wniosek o lokal na żłobek/dom opieki całodziennej zostanie przesłany radnemu do spraw mieszkaniowych w Oslo.

      WYMIANA

      W domu towarowym Steen & Strøm zdjęto już świąteczne ozdoby, a półki, przedtem prawie puste, teraz są puste zupełnie. Z perfumerii nie dochodzą niezwykłe zapachy, tylko przeciąg, i nawet ekspedientki się nie umalowały. Patrzą spode łba na skąpych, niezadowolonych klientów, którzy wracają z niechcianymi prezentami. Co więcej, blask straciły ruchome schody. Nie są już samolotem, a jedynie stromym, niespokojnym chodnikiem. W dodatku Maj Kristoffersen ma do załatwienia przykrą sprawę. Jesper stoi przed nią. Idą do działu sportowego. Ten sam ekspedient, co poprzednio, chowa do kieszeni gazetę „Sportsmanden”. Maj Kristoffersen zatrzymuje się, kładzie stuptuty na ladzie i spuszcza wzrok.

      – Chciałabym je wymienić – mówi.

      Ekspedient chwyta ochraniacz dwoma palcami.

      – Nie używała ich pani?

      – Nie, nie, ależ skąd. To znaczy, mój mąż ich nie używał.

      – Pani mąż. Czy te stuptuty nie pasowały?

      – Pasowały, ale on chciał inny prezent.

      – Na przykład co?

      – Nie mogłabym otrzymać pieniędzy z powrotem, żebyśmy mogli się trochę namyślić?

      Maj Kristoffersen ostrożnie podnosi głowę. Ekspedient nie wydaje się zbyt przychylnie nastawiony.

      – Ostatecznie mogę dać pani talon na wymianę.

      – Nie pieniądze?

      – To nie jest sklep z używanymi rzeczami, proszę pani. To Steen i Strøm.

      – Tylko pytam.

      – A co pani myśli o smarach do nart? Mamy zestaw trzech różnych, na każde warunki.

      – Nie sądzę.

      – Może wiązania?

      – Mój mąż w zasadzie niezbyt lubi biegać na nartach.

      – Wszyscy się czasem mylimy, proszę pani.

      – Wobec tego wezmę chyba ten talon na wymianę.

      – Jak pani sobie życzy.

      Ekspedient wzdycha, wyciąga formularz i zaczyna go wypełniać.

      – Mogę go wykorzystać również w innych działach? – pyta Maj Kristoffersen.

      – Zaraz wytłumaczę pani warunki. Talon może pani wykorzystać w całym sklepie, ale tylko na towary, które nie są przecenione.

      – To znaczy, że prawie nie ma w czym wybierać.

      – Owszem. A talon należy wykorzystać w ciągu tygodnia od dnia dzisiejszego. Pani godność?

      – Maj Kristoffersen. To niesprawiedliwe.

      – Niesprawiedliwe? Nie może pani liczyć na to, że kupi pani coś w pełnej cenie, a później wymieni to na coś innego, przecenionego, i dzięki temu dostanie pani dwa razy więcej.

      – Dlaczego?

      – W zasadzie też się nad tym zastanawiałem. – Ekspedient rzuca formularz za ramię, patrzy na Maj Kristoffersen i mówi ściszonym głosem: – Cholera, oddam pani pieniądze, bo remanent będzie dopiero jutro!

      Jesper nagle robi się niespokojny. Maj się odwraca i widzi trzyosobową grupę schodzącą z ruchomych schodów. Ekspedient również ją dostrzega i przeczuwa nieprzyjemności. Czym prędzej kładzie formularz z powrotem na ladzie i poświęca dużo czasu na wypełnienie go. Nadchodząca grupa składa się z dwóch mężczyzn, młodego i nieco starszego, obu w ciemnych garniturach, oraz z ekspedientki z działu perfumeryjnego. To ona zatrzymuje się i wskazuje palcem Jespera i Maj. Mężczyźni podchodzą