Listy zza grobu. Remigiusz Mróz

Читать онлайн.
Название Listy zza grobu
Автор произведения Remigiusz Mróz
Жанр Триллеры
Серия Mroczna strona
Издательство Триллеры
Год выпуска 0
isbn 978-83-8075-726-4



Скачать книгу

I kobieta, która jej uczy, ma na karku jakieś dwieście pięćdziesiąt lat.

      – Z których dwieście czterdzieści dziewięć poświęciła matematyce?

      – Tak – odparła z zadowoleniem Burzyńska. – To mniej więcej ten typ.

      – Już mi się podoba. I myślisz, że…

      – Warto spróbować – ucięła Kaja. – Jeśli ona nie wyłowi czegoś sensownego z tych liczb, to pewnie nikt nie zdoła tego zrobić.

      Seweryn kiwnął głową, a potem poczekał chwilę, aż Burza wróci ze wszystkimi dyskietkami. Być może nauczycielka rzeczywiście mogła okazać się osobą, której potrzebowali.

      4

      Kaja postawiła swoje volvo nieopodal szkoły, a potem zerknęła w lusterko na zatrzymującą się za nią starą hondę. Bordowe kombi nijak nie pasowało do dość przystojnego i pociągająco zaniedbanego mężczyzny w skórzanej kurtce. Może rzeczywiście nie był materiałem na ojca roku, ale trzeba mu było oddać, że samochód wybrał z myślą o dzieciach.

      Po chwili podeszli razem pod szkołę i się rozejrzeli.

      – Jest jeszcze kwadrans do końca lekcji – oznajmiła Burza.

      – Idealnie. Muszę jeszcze odebrać diablicę mniejszą ze świetlicy.

      Skinęła głową i wskazała mu drzwi, ale Zaorski się nie ruszył.

      – Co jest? – spytała. – Nie pamiętasz drogi?

      – Niespecjalnie. Trauma z dzieciństwa kazała mi wymazać cały ten okres z pamięci.

      – Jaka trauma?

      – Nie wiem – przyznał, otwierając jej drzwi. – Ale na pewno jakaś za to odpowiada.

      Właściwie nawet by jej to nie zdziwiło. W oczach Zaorskiego był jakiś nieustępliwy ból, który czasem rozlewał się na całą twarz. Zmarszczki mimiczne i lekko opadnięte kąciki ust wyraźnie go podkreślały.

      – Długo jesteście sami? – zapytała Burzyńska, ruszając ku świetlicy.

      – Dwa lata.

      – A co z matką dziewczynek?

      – Odeszła.

      Jego głos był tak wyzuty z emocji, że trudno było wywnioskować, czy ma na myśli odejście od niego, czy odejście z tego świata. Kaja nie miała zamiaru wnikać, czując, że Zaorski i tak nie dopuściłby jej do tej części swojego życia.

      Do czego zresztą było jej to potrzebne? Pewnie, wypadało odnowić dawną znajomość, ale zrobi to tak czy inaczej, kiedy Seweryn zawita do nich na kolację. Wcześniej nie czuła potrzeby, by go zapraszać, teraz jednak wydawało się to właściwe. W końcu bezinteresownie pomagał jej w rozwiązaniu tajemnicy, którą zostawił po sobie ojciec.

      Odebrawszy małą Lidkę, skierowali się powoli w głąb korytarza.

      – Jak było? – rzucił mimochodem Zaorski do córki.

      – Fajnie.

      – Tylko tyle?

      Młoda złapała go za rękę, zatrzymała, a potem posłała mu karcące spojrzenie.

      – A co byś chciał, tatku?

      – Nie wiem – odparł niepewnie. – Że może super, świetnie albo…

      – Zobaczymy, czy będziesz taki mądry, jak pójdziesz do nowej pracy – ucięła, a potem pociągnęła go za rękę w kierunku klasy. – Też będę się pytała, czy super i świetnie.

      – Praca to co innego.

      – Czemu?

      Burzyńska odniosła wrażenie, że na dźwięk tego niewinnego pytania Seweryn wzdrygnął się, jakby właśnie usłyszał wyrok śmierci. Nie odpowiadał i przyspieszył nieco kroku.

      – Czemu? – powtórzyła głośniej Lidka.

      – Bo tutaj spotykasz inne osoby, rozmawiasz z nimi i…

      – W pracy też będziesz tak miał.

      – Tak, ale tam będę musiał… – Rozłożył ręce i spojrzał bezradnie na Kaję. – Pracować. Rozumiesz?

      – A ja tutaj muszę się uczyć. Rozumiesz?

      Burzyńska uśmiechnęła się pod nosem. Młoda była podobna do ojca nie tylko pod względem fizycznym, najwyraźniej odziedziczyła po nim także rezolutność.

      Zanim doczekali się dźwięku dzwonka i euforycznych okrzyków dzieciaków uwolnionych od tabliczki mnożenia, Lidka zdążyła jeszcze wytłumaczyć Zaorskiemu, dlaczego nigdy więcej nie powinien zadawać jej tego pytania. Zaraz potem z sali wyszła Ada, a chwilę po niej Dominik.

      – Mamo? – spytał chłopiec. – Co tu robisz?

      Dziewięciolatek nie formułował tego pytania jako oskarżenia. Jeszcze dwa, trzy lata, a z całą pewnością się to zmieni.

      Podczas gdy Seweryn maglował starszą córkę, Kaja wyjaśniła synowi, że chcą porozmawiać z jego nauczycielką. Od razu zapewniła, że to nie ma żadnego związku z nim – i że tym razem to mama potrzebuje uzupełnić wiedzę.

      Weszli z Zaorskim do środka, zostawiając dzieciaki na korytarzu. Seweryn zmierzył wzrokiem pochyloną nad biurkiem staruszkę i odchrząknął cicho.

      – Nie przesadziłaś z wiekiem – bąknął do Burzy.

      Puściła to mimo uszu i posłała ciepły uśmiech kobiecie, kiedy ta ich zauważyła. Pierwsza reakcja mogła być tylko jedna – dwoje rodziców to podwójna zapowiedź kłopotów. Kiedy jednak Kaja oględnie wyjaśniła matematyczce, w czym rzecz, ta natychmiast odetchnęła.

      – Naturalnie, spróbuję pomóc – powiedziała, jakby potrzeba niesienia pomocy przypadkowym ludziom była jej życiowym celem. Dobre pierwsze wrażenie jednak prysło, kiedy staruszka zerknęła znacząco na zegar ścienny. – Nie wiem tylko, czy na coś się przydam – dodała.

      – Mimo wszystko chcielibyśmy pokazać pani te liczby.

      Mruknęła coś pod nosem, ale trudno było stwierdzić, czy to przyzwolenie, czy może wyraz niezadowolenia, że musi zostać w szkolnych murach dłużej, niż by to wynikało z jej obowiązków. Względnie mogło to być także stłumione kaszlnięcie.

      Zrobiła miejsce na biurku, a Kaja z Zaorskim szybko rozłożyli na nim dyskietki. Kobieta zmieniła okulary i zaczęła przyglądać się etykietom.

      – I? – spytał Seweryn, oglądając się przez ramię.

      – Moment…

      – Każda sekunda jest na wagę złota.

      – Słucham? – spytała nauczycielka, podnosząc wzrok.

      – To nie uwaga co do pani wieku – zapewnił. – Mam dwie tykające bomby zegarowe w korytarzu. Jeszcze o tym nie wiedzą, ale jeśli za jakieś pół godziny nie dostaną nic do jedzenia, eksplodują.

      – Ależ…

      – Niech mi pani wierzy. Ewolucyjnie wykształciłem mechanizm wykrywania takich niebezpieczeństw.

      Kaja szturchnęła go lekko.

      – Proszę się nie przejmować – zapewniła z uśmiechem. – Od kiedy pamiętam, mój kolega udaje, że ma poczucie humoru.

      Tym razem mruknięcie niewątpliwie było potwierdzeniem, choć kobieta zdawała się już nie słuchać, skupiając całą uwagę na etykietach. Krzywiła się, poprawiała okulary, kręciła głową, aż w końcu uniosła bezradnie wzrok.

      – Przykro mi, ale