Listy zza grobu. Remigiusz Mróz

Читать онлайн.
Название Listy zza grobu
Автор произведения Remigiusz Mróz
Жанр Триллеры
Серия Mroczna strona
Издательство Триллеры
Год выпуска 0
isbn 978-83-8075-726-4



Скачать книгу

umowy sprzedaży domu i odszukała kontakt do Zaorskiego. Wklepała numer do smartfona i od razu zadzwoniła. Chwila wahania pewnie wystarczyłaby, żeby się rozmyśliła.

      – Tak? – rozległ się nieco chropowaty, męski głos.

      – Seweryn?

      Przez moment Kaja słyszała jedynie ciszę. Nie znał jej numeru, a jej głos słyszał zbyt dawno, by go rozpoznać. Mimo to odniosła wrażenie, jakby próbował.

      – Tak stoi w akcie urodzenia – odparł w końcu. – Matka wybierała. Postanowiła zemścić się za trudny poród.

      Burzyńska uśmiechnęła się lekko. Najwyraźniej od czasów szkolnych Zaorski niewiele się zmienił. Żartował właściwie ze wszystkiego, nie znał pojęcia tabu. I nie było dla niego żadnej świętości – choć Michał twierdził, że teraz są dwa wyjątki. Jego córki.

      – Z tej strony Kaja – odezwała się. – Chciałam…

      – Wiem, kto mówi – uciął. – Masz dość charakterystyczny głos.

      – Który przez ponad dwadzieścia lat się zmienił.

      – Tylko trochę. Poza tym mam dobrą pamięć.

      – Albo po prostu dobrze improwizujesz.

      Miała wrażenie, jakby rozmawiali nie dwie dekady temu, ale raptem wczoraj lub przedwczoraj, podczas posiadówy w Gałęźniku, Central Parku lub innych miejscówkach w Żeromicach, które nazywali na fali uwielbienia dla tego czy innego amerykańskiego serialu.

      – Mogłeś też spisać mój numer z dokumentów sprzedaży domu – dodała.

      – Mogłem – przyznał. – Ale skoro nie brałaś udziału w naszych burzliwych negocjacjach, uznałem, że na nic mi się nie przyda, bo nie masz zamiaru odnawiać dawnych znajomości.

      Wiedziała, że powinna dodać choćby kilka słów wytłumaczenia, dlaczego to Michał załatwiał wszystkie sprawy. Zaorski był niegdyś jego najlepszym przyjacielem, ale także jej znajomym – wypadało choćby raz się pojawić. Burzyńska miała jednak sporo na głowie i zwyczajnie zabrakło jej czasu na wizytę u notariusza. O odwiedzeniu starego rodzinnego domu nie było mowy.

      – Nie, po prostu…

      – Byłaś zajęta – dokończył za nią. – Jasna sprawa. Dziecko, służba, mąż polityk… Jest się kim i czym zajmować.

      – Otóż to – potwierdziła.

      – Więc dzwonisz, żeby odkurzyć starą relację?

      – Niezupełnie – odparła szybko. – Michał powiedział mi o gratach, które znalazłeś.

      Seweryn na moment zamilkł.

      – To właściwie tylko kilkanaście dyskietek – odparł cicho. – Ale może „tylko” to niewłaściwe słowo…

      – Co masz na myśli?

      – To, że zostawił je twój ojciec. I to, że zalał je betonem w schowku pod podłogą.

      – Co takiego?

      Zaorski znów przez moment milczał, a Kaja podniosła się z kanapy i podeszła do okna. Chwilę zajęło Sewerynowi przedstawienie szczegółów tego odkrycia. Od razu zrozumiała, że Michał zbagatelizował sprawę – być może z premedytacją, by nie wytrącać jej z równowagi, jaką cieszyła się od pewnego czasu.

      To, co mówił Zaorski, całkowicie zmieniało postać rzeczy.

      – Sprawdzałeś, co na nich jest? – zapytała, kiedy skończył.

      – Nie. Nie mam nawet komputera z napędem FDD – odparł. – Poza tym nie wiem, czy powinienem to robić. Ani ja, ani ktokolwiek inny.

      Burza wpatrywała się w drzewa, które w oddali chwiały się na wietrze. Nie odpowiadała, gorączkowo zastanawiając się nad wagą znaleziska.

      – Twój ojciec z pewnością nie schował tych dyskietek bez powodu – dodał Seweryn. – Mogą być na nich rzeczy, których nikt nie powinien widzieć.

      Kaja pochyliła głowę, a sięgające szyi ciemne włosy opadły jej na twarz. Potrzebowała chwili, by zebrać myśli.

      Coroczne listy od ojca to jedno – do nich była przyzwyczajona – takie niespodziewane odkrycie to jednak zupełnie coś innego. W dodatku Zaorski miał rację. Nikt nie zadawałby sobie takiego trudu, żeby ukryć coś, co nie miało znaczenia.

      – A jednak tego nie zniszczył… – odezwała się w końcu cicho.

      – Co mówisz?

      – Gdyby ojciec chciał, żeby nikt ich nie znalazł, pozbyłby się dyskietek – odparła, jednocześnie podejmując decyzję. – Mógłbyś mi je podrzucić?

      – Teraz?

      Mruknęła potwierdzająco.

      – Cóż… – odparł. – Planowałem właśnie…

      – Coś ciekawszego od odkrywania tajemnic z przeszłości?

      – Nie – przyznał. – Właściwie nie. I mogę być za dziesięć minut.

      – Wiesz, gdzie mieszkamy?

      – Jasne. Tutaj wszyscy wiedzą, gdzie kto mieszka. Szczególnie jeśli chodzi o dom burmistrza.

      Próbował zmienić nieco ton rozmowy, z pewnością słysząc napięcie w głosie Kai. Ona sama czuła, że to stopniowo rośnie. Powoli docierało do niej, że otrzyma kolejną, tym razem być może bardziej wyczerpującą wiadomość od ojca.

      – W takim razie się zbieram – dodał Seweryn.

      – Czekaj – rzuciła. – Te dyskietki są jakoś podpisane?

      – Tak, ale… dość enigmatycznie.

      – To znaczy?

      – Jakimiś przypadkowymi liczbami. – Na moment urwał. – Dwa, jedenaście, pięćset czternaście… To nie ma żadnego sensu.

      Burzyńska się nie odzywała.

      – Chyba że tobie to coś mówi? – spytał.

      Nie mówiło, ale Kaja była przekonana, że cyfry nie są przypadkowe.

      3

      Burzyńskich z pewnością stać było na znacznie większy dom, ale fakt, że głowa rodziny była burmistrzem, przekreślał życie ponad standard. Seweryn postawił accorda przed ogrodzeniem, zabrał z tylnego siedzenia metalową skrytkę i ruszył w kierunku drzwi.

      Nie widział Burzy od dwudziestu dwóch lat – przynajmniej jeśli chodziło o spotkanie na żywo. Jak każdy normalny człowiek przed przenosinami na stare śmieci sprawdził na Facebooku wszystkich, z którymi prędzej czy później musiał się zetknąć.

      Szczególnie ją.

      Kaja należała do tych, którzy zmienili się najmniej. Wprawdzie trochę przytyła, ale owal twarzy i nowe krągłości tylko dodawały jej uroku. W jej oczach wciąż była ta sama determinacja i gotowość do mierzenia się ze wszystkim, co spotka na swojej drodze.

      Tak wyglądało to na zdjęciach profilowych. Kiedy otworzyła mu drzwi, zobaczył w jej spojrzeniu raczej bezsilność.

      – Nie spieszyło ci się – powiedziała i uśmiechnęła się na powitanie.

      Zaorski zerknął na zegarek. Rzeczywiście spóźnił się o studencki kwadrans, ale tylko dlatego, że otrzymał niespodziewany telefon od mężczyzny, z którym dziś w nocy miał spotkać się za starym kościołem.

      Tej jednej rzeczy nie mógł zignorować.

      – Wybacz – rzucił.