Kobiety ze słynnych obrazów. Iwona Kienzler

Читать онлайн.
Название Kobiety ze słynnych obrazów
Автор произведения Iwona Kienzler
Жанр Биографии и Мемуары
Серия
Издательство Биографии и Мемуары
Год выпуска 0
isbn 978-83-66229-86-0



Скачать книгу

łatwa. Pierwszą wskazówkę, kim była tajemnicza modelka, dał nam przywołany wcześniej Vasari. On też wyjaśnił, skąd na twarzy portretowanej kobiety wziął się uśmiech, pisząc, że w czasie pozowania „zawsze ktoś grał i śpiewał; sprowadzał nawet różnych trefnisiów, aby ją rozśmieszali. Szukał, jak odsunąć melancholię, którą tak często w portretach ukazuje malarstwo. Tymczasem w portrecie Leonarda znalazł się tak czarujący uśmiech, że wydaje się być bardziej niebiański niż ludzki. Obraz uważany jest za dzieło najwspanialsze, niemal żywe”[3]. Vasari podał też nazwisko kobiety sportretowanej przez Leonarda: według niego portret powstał na zamówienie florenckiego kupca Francesco del Giocondo i przedstawia jego żonę, Lisę (stąd włoski tytuł obrazu La Gioconda). Kobieta, którą owdowiały już kupiec, ojciec małego synka, wybrał sobie na kolejną żonę, była córką niezamożnego człowieka z okolic Chianti. Rodzina Gherardinich, bo tak właśnie brzmiało panieńskie nazwisko prawdopodobnej modelki Leonarda, niegdyś była bardzo zamożna, ale kiedy Lisa przyszła na świat, po owym bogactwie pozostały nędzne resztki. Kiedy Vasari pisał o najsłynniejszym portrecie pędzla Leonarda, malarz od dawna spoczywał w grobie. Nie żył też florencki kupiec, rzekomy zleceniodawca obrazu. Natomiast wciąż żyła sędziwa już, mająca przed laty pozować mistrzowi, kobieta. Nawiasem mówiąc, była młodsza od swojego zmarłego męża o ponad dwadzieścia lat. Kto wie, może swoją wiedzę na ten temat zawdzięczał właśnie rozmowie ze starszą panią, z lubością wracającą do czasów swojej młodości? Jest to tym bardziej możliwe, że Vasari mieszkał we Florencji w znajdującym się niedaleko domu zmarłego Francesca, pałacu Medicich, których dwór del Giocondo zaopatrywał niegdyś w doskonałej jakości sukno i jedwab. Z dokumentów jednak wynika, że Lisa po śmierci męża, z którym doczekała się aż sześciorga dzieci, wyjechała z Florencji do klasztoru Sant’Orsola. Tam mniszką była jej najmłodsza córka, Marietta, wątpliwe więc, by Vasari miał okazję ją poznać. Nie można jednak wykluczyć, że historię o pozowaniu Leonardowi usłyszał od któregoś z jej krewnych.

      Zdaniem uczonych portretowana przez Leonarda dama musiała być w ciąży bądź w połogu, ponieważ ma nałożony na włosy i suknię cienki woal, który w owych czasach we Florencji zakładały damy będące w stanie błogosławionym bądź po wydaniu na świat dziecka. Niewykluczone, że brzemienna modelka męczyła się, pozując mistrzowi, a ten, chcąc jej umilić czas, rzeczywiście zamówił jakichś trefnisiów mających rozbawiać znużoną damę, stąd też uśmiech błąkający się na jej twarzy.

      Twierdzenie Vasariego, jakoby Leonardowi pozowała Lisa del Giocondo, potwierdził włoski historyk sztuki Giuseppe Pallanti, który do tego wniosku doszedł po długoletnich badaniach dokumentów z epoki, w tym – świadectw katastralnych rodziny del Giocondo, tytułów własności ziem, jak również spisu przedmiotów i dóbr wchodzących w skład posagu młodej Lisy, opatrzonego datą 5 marca 1495 roku. Pallanti ustalił, że pozująca urodziła się i mieszkała we Florencji, ale przebywała też w innych toskańskich miastach, gdzie znajdowały się domy należące do jej małżonka: Panzano, San Donato in Poggio i Castellina. Często odwiedzała też swoich krewnych w Arezzo w Dolnej Toskanii i właśnie tamtejszy krajobraz został umieszczony w tle za modelką. Według ustaleń Pallantiego, magazyn należący do bogatego florenckiego kupca, często odwiedzał ojciec Leonarda, Piero da Vinci. To właśnie dzięki tej znajomości z jednym z najbogatszych i najbardziej znanych florenckich notariuszy del Giocondo w ogóle poważył się prosić wielkiego malarza o sporządzenie konterfektu jego małżonki. Kiedy Leonardo przystąpił do pracy nad obrazem, miał już bowiem ponad pięćdziesiąt lat, cieszył się wielką sławą i nie musiał zarabiać na życie malowaniem portretów.

      Przy okazji warto wspomnieć, że przyszły geniusz renesansu był nieślubnym dzieckiem wywodzącego się z możnej rodziny da Vinci Piera, którego doczekał się z dziewczyną o imieniu Catarina bądź Caterina. I to właściwie wszystko, co można powiedzieć o matce słynnego Leonarda. Jej tożsamość do dziś, podobnie zresztą jak tożsamość Mony Lisy, są przedmiotami dociekań pokoleń historyków. Najpopularniejsza teza głosi, że Caterina była córką drwala pracującego w dębowym lesie Cerreto Guidi nieopodal Vinci, gdzie mieszkała bogata i wpływowa rodzina ojca Leonarda. To jednak tylko hipoteza niemająca źródła w dokumentach historycznych. Najbardziej przekonującą teorię o pochodzeniu owej tajemniczej kobiety podał profesor historii sztuki z uniwersytetu w Oksfordzie, Martin Kemp, który badając niezliczone dokumenty, ustalił, iż jej prawdziwe imię i nazwisko brzmiało Caterina di Meo Lippi. Jej ojciec, Bartolomeo, zmarł, gdy była małą dziewczynką, dlatego wychowaniem jej, jak i młodszego brata, Pepo, zajęła się babcia, a po jej śmierci – stryj i jego żona. Kiedy Caterina miała piętnaście lat, wdała się w romans ze starszym od siebie Piero da Vinci, a owocem tego związku był właśnie Leonardo. Ustalenia Kempa bynajmniej nie zamykają sprawy pochodzenia jego matki.

      Wykonane na przełomie 2005 i 2006 roku badania zachowanych odcisków palców Leonarda wykazały, że swoim kształtem przypominają one odciski palców... przedstawicieli populacji arabskiej. Stąd też powstała hipoteza, iż mistrza najprawdopodobniej urodziła arabska, wywodząca się z Konstantynopola, niewolnica. Matka dała artyście w genach nie tylko osobliwy kształt palców, ale też zdolności do nauk ścisłych i matematyki, z których w owych czasach słynęli przecież Arabowie. Z kolei jeden z pierwszych biografów malarza, Anonimo Gaddiano, twierdził, że Caterina była kobietą o wysokim statusie społecznym, ale, podobnie jak jej syn, była nieślubnym dzieckiem. Jest to o tyle możliwe, że w ówczesnych Włoszech biologiczni ojcowie, wywodzący się z wyższych sfer, otaczali swoje nieślubne potomstwo opieką, zapewniając im niemal równie dostatnie życie jak swoim legalnym dzieciom. Synowie pochodzący z nieprawego łoża niestety nie mieli żadnych szans na karierę prawnika czy medyka.

      Wersja pozowania Lisy del Gioccondo jest obecnie nie tylko najpopularniejszą, ale i najbardziej prawdopodobną hipotezą dotyczącą tożsamości Mony Lisy. Tym bardziej, że potwierdziły ją ustalenia pracowników niemieckiego uniwersytetu w Heidelbergu. Dotarli oni do znajdującego się w bogatych zbiorach biblioteki, dość osobliwego dokumentu, którym są... notatki sporządzane w okolicach 1503 roku. Zapisano je na marginesie zbioru listów Cycerona należącego do Agostina Vesspucciego, florenckiego urzędnika, zaprzyjaźnionego z Leonardem. W swoich zapiskach Włoch nie tylko porównywał artystę do największego malarza starożytności – Greka Apellesa, żyjącego w okresie 370–300 r. p.n.e., ale wspominał także, że mistrz pracował nad trzema obrazami. Według Vesspucciego do jednego z nich miała pozować właśnie Lisa del Giocondo.

      Jak się okazuje, nie brakuje historyków widzących w modelce pozującej mistrzowi damę o znacznie szlachetniejszej proweniencji niż żona zamożnego florenckiego kupca. Niektórzy uważają, że jego modelką była jedna najsłynniejszych dam epoki, bogata i wpływowa Isabella d’Este, markiza Mantui. Z dokumentów wynika, że Isabelli bardzo zależało na tym, aby sportretował ją da Vinci. Zabiegała w tym celu o protekcję innej kobiety uwiecznionej na płótnie przez malarza – Cecilii Gallerani, unieśmiertelnionej na obrazie Dama z gronostajem. Artysta w końcu uległ jej prośbom i udał się w lutym 1500 roku do Mantui, by sportretować markizę. Ku jej niezmiernemu rozczarowaniu da Vinci namalował jedynie szkic do portretu, uwieczniając profil kobiety, co w jego twórczości jest zupełnym ewenementem, a następnie porzucił pracę. Według niektórych historyków sztuki malarz uwiecznił d’Este w tajemnicy właśnie jako Monę Lisę, ale z sobie znanych tylko powodów nigdy nie oddał portretu modelce. Teoria ta nie znalazła jednak szerszego poparcia. Pod koniec XIX stulecia pojawiła się hipoteza, lansowana głównie przez pisarzy, jakoby słynny obraz przedstawiał Costanzę d’Avalos, arystokratkę z Neapolu, żonę Federica del Balzo. Problem polega na tym, że w czasie gdy powstawał opisywany tu obraz, księżna przekroczyła już czterdziestkę, była więc znacznie starsza niż sportretowana przez Leonarda kobieta...

      Co ciekawe, w dociekaniach na temat tożsamości Mony Lisy można również trafić na polski ślad. Niemiecka pisarka Maike Vogt-Lüerssen przyjrzała się uważnie strojowi kobiety i dostrzegła w nim elementy stylizowane na symbole