Stracony. Jane Harper

Читать онлайн.
Название Stracony
Автор произведения Jane Harper
Жанр Современные детективы
Серия
Издательство Современные детективы
Год выпуска 0
isbn 9788381431873



Скачать книгу

się za siebie. I jak się okazało, nie mając zamiaru respektować jego praw rodzicielskich. Nathan obiecał Xandrowi, że będzie do niego dzwonił codziennie, ale tak często nikt nie odbierał słuchawki, że z pewnością nie był to przypadek. Kiedy już udawało mu się dodzwonić, Xander był odwoływany, zanim zdążyli naprawdę porozmawiać, a Nathan jeszcze długo wsłuchiwał się w sygnał telefonu. Nie było możliwości, żeby wymóc na Jacqui ustalenie terminu obiecanych wizyt. Nathan cierpliwie czekał, aż zadomowi się w nowym życiu, ale kiedy tamtego wieczoru wkraczał do pubu w Balamarze, miał już opłaconego prawnika specjalizującego się w sprawach rodzinnych.

      Rozłąka z synem napawała go smutkiem, honorarium prawnika wyczyściło jego konto i nic nie mogło zmienić wiążącego się z tym uczucia przygnębienia. A przynajmniej Nathan nie oczekiwał tego po posiedzeniu nad butelką piwa w niemal pustym pubie.

      Ale była tam Ilse.

      Stała samotnie za barem, a on był jej jedynym klientem, więc obsłużyła go z uśmiechem, a on się przedstawił. Usiadła naprzeciwko niego i zaczęli rozmawiać. Pracowała w pubie od trzech tygodni i jednego dnia, a w miasteczku mieszkała od trzech tygodni i dwóch dni. Była Holenderką, ale studiowała naukę o środowisku w Kanadzie. Opierając się o bar, uczyła go poprawnej, śpiewnej wymowy swojego imienia.

      – Eel-sa – powiedział, a ona się uśmiechnęła.

      – Prawie.

      Próbował, aż w końcu mu się udało.

      Jej rodzice byli rozwiedzeni, a mama zmarła przed rokiem na raka piersi. Po tym wyznaniu umilkła i przez długi czas wpatrywała się w bar. W końcu Nathan wyciągnął rękę i niepewnie położył na jej ramieniu. Przyjęła ten gest z uśmiechem i wtedy coś się w nim uwolniło. W każdym razie – podjęła urwany wątek – to w końcu zmotywowało ją do podróży. Chciała przeżyć przygodę i zwiedzić kawałek świata.

      – Co sądzisz o naszym pustkowiu? – zapytał, a ona się roześmiała.

      – Jest super, zupełny koniec świata.

      Kupił im obojgu po drinku i siedzieli razem w pustym pubie, a on zaznajamiał ją z miejscowymi plotkami. Miał w samochodzie gitarę, więc przyniósł ją, żeby dla niej zagrać (później aż się wzdrygał na to wspomnienie). Ale dobrze się bawili, kiedy śpiewał jej australijskie piosenki, których nigdy nie słyszała, a ona prosiła go o holenderskie utwory, o których nie miał pojęcia.

      – Co jeszcze ludzie robią tutaj, żeby się rozerwać? – zapytała w końcu w sposób, w jaki niegdyś mówiła do niego Jacqui, kiedy wszystko się między nimi układało.

      – Poza przychodzeniem tutaj? – zapytał Nathan. – Niech pomyślę. Czasem ludzie lubią się bić.

      Przewróciła oczami.

      – To prawda, nie kłamię. W zeszłym roku dwóch kuzynów z Atherton naparzało się na ulicy przez cztery godziny. Ludzie przynieśli sobie krzesła, żeby ich oglądać.

      – Cztery godziny? – Roześmiała się. – Jeśli to prawda, a ja w to nie wierzę, to albo naprawdę potrafią się bić, albo to ostatnie łamagi.

      Odwzajemnił jej uśmiech. Były też inne rzeczy, które robiło się tutaj dla rozrywki. Na przykład można było pojechać na wydmy, żeby przy butelce wina oglądać zachód słońca. Z odpowiednią osobą to była świetna zabawa.

      Kiedy na nią patrzył, wnioskował z tego, jak przechylała głowę i śmiała się do niego, że gdyby zaprosił ją na taki wypad, zgodziłaby się. To nie musiało być nic poważnego – Nathan poprzysiągł sobie nigdy więcej się nie ożenić – ale teraz już oficjalnie był wolny i do wzięcia. A poza tym od jednorazowego wypadu na wydmy z turystką do pierścionka zaręczynowego droga była naprawdę długa. Ale – gorycz wdarła się w jego duszę, zanim zdążył się zorientować – od pierścionka do czterocyfrowego honorarium dla prawników był tylko jeden krok. Więc zamknął usta i pozwolił chwili minąć.

      Zamiast tego wypili jeszcze po drinku, pośmiali się, a gdy pod koniec wieczoru zamykała pub, stanęli naprzeciwko siebie, sytuacja stała się nagle odrobinę niezręczna i Nathan zapytał, kiedy będzie pracować w kolejnym tygodniu. Jak zwykle przespał się w samochodzie, na dobranoc oglądając gwiazdy przez brudną szybę, a kiedy rano wracał do domu, po raz pierwszy od długiego czasu miał na twarzy uśmiech.

      Wybrał się do pubu w następny weekend i w kolejny, ale już nigdy więcej. Do tego czasu bowiem miał już zakaz wstępu do pubu, sklepu i każdego innego interesującego miejsca w zasięgu sześciu godzin jazdy samochodem. Nie wiedział, na jak długo. Kiedy w końcu przełamał się i zapytał, dowiedział się, że zakaz obowiązuje do odwołania.

      – Czy Cam zostawił jakiś list? – zapytała Ilse, przywołując Nathana do teraźniejszości. – Może w samochodzie?

      – Nie, nic tam nie znaleźliśmy.

      Potrząsnęła głową.

      – A w jego kieszeniach? Czy znaleźliście coś, co tłumaczyłoby, czemu był tam, a nie w Lehmann’s Hill?

      – Nie. A co z radiem? Zgłaszał się?

      – Cały dzień spędziłam w biurze. Nie było żadnego połączenia. Słyszałabym.

      Nathan oczami wyobraźni zobaczył duży gabinet, gdzie odbywała się praca biurowa, dzięki której całe gospodarstwo funkcjonowało jak należy. Do tej pracy był potrzebny ktoś przez cały tydzień: zatowarowanie, umawianie fachowców, zatrudnianie pracowników, pilnowanie wypłat i faktur. Kiedy Nathan był dzieckiem, zajmowała się tym Liz, teraz ta robota przypadła Ilse.

      – Bub i Harry wspominali, że Cam był ostatnio pod presją – powiedział.

      – Co? Tylko ostatnio? – Ilse zdawała się zirytowana.

      – Dłużej?

      – Sam wiesz, jak to jest prowadzić takie gospodarstwo. Oni też wiedzą. Cameron zawsze był pod presją, nawet jeśli wszystko szło dobrze. – Zerwała poszewkę ze sznura i złożyła ją niechlujnie. Wzięła głęboki oddech i złożyła ją jeszcze raz, staranniej. – Ale myślę, że faktycznie coś było nie w porządku. Harry ma rację. Cam był zestresowany i w złym nastroju od dłuższego czasu. Był też rozkojarzony, a to do niego niepodobne. Miałam nadzieję, że mu przejdzie, ale to się ciągnęło już od sześciu tygodni, może dłużej. I robiło się coraz gorzej.

      – Pytałaś go o powód?

      – Oczywiście, że tak. – Natychmiast przeszła do obrony. – I powiedział, że nic mu nie jest. Tutaj zawsze znajdzie się coś wymagającego uwagi. Cameron ciężko pracował, ale to nie znaczy, że…

      Urwała, ponieważ oboje wyczuli, że ktoś jeszcze jest na podwórku, i obrócili się. Było już prawie ciemno, ale przy najdalszym kącie ogrodzenia dostrzegli Buba. Stał i wpatrywał się w skrawek ziemi. Nawet z tej odległości Nathan wiedział, w którym miejscu stoi jego brat. Bub nie patrzył w ich kierunku i Nathan nie był pewien, czy zdawał sobie sprawę z ich obecności.

      – Co on tam robi? – spytała Ilse.

      – Kto to wie?

      Bub stał nad grobem ich ojca, nad jego głową Nathan widział zarys eukaliptusa, który posadził tam razem z braćmi po pogrzebie dwadzieścia lat wcześniej. To był długi gorący dzień, ale Liz miała taki pomysł, więc to zrobili. Teraz drzewo osiągnęło już słuszny rozmiar, a jego gałęzie kołysały się na tle nocnego nieba.

      Po lewej stronie grobu Carla Brighta znajdowało się miejsce przeznaczone na pochówek reszty członków rodziny, kiedy ich czas nadejdzie. W normalnej sytuacji obok niego zapewne spoczęłaby Liz, ale teraz, jak uświadomił sobie Nathan, miejsce to przypadnie Cameronowi.

      – Muszę już iść do środka. – Ilse wyprostowała