Zastępcza miłość. Beata Majewska

Читать онлайн.
Название Zastępcza miłość
Автор произведения Beata Majewska
Жанр Любовно-фантастические романы
Серия
Издательство Любовно-фантастические романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-66229-53-2



Скачать книгу

zachichotała.

      – Twój nauczyciel trafił na wyjątkowo odpornego na wiedzę ucznia.

      – Nie podoba ci się mój styl?

      – A masz w ogóle jakiś styl? – Musiała zadzierać głowę, żeby móc z nim rozmawiać i jednocześnie patrzeć mu w oczy.

      – Okej, spróbujmy czegoś innego. – Po chwili byli znacznie bliżej siebie, a obie dłonie Julii spoczywały tuż nad paskiem jego spodni. – I jak? – wymruczał wprost do jej ucha.

      – Przedtem było...

      – Słowo klucz: „było” – wtrącił. – Za późno, panno Juliette.

      Mocno przytuleni kiwali się w niezbyt zgodnym z muzyką rytmie, co pewien czas trącając się kolanem albo chichocząc, gdy któreś rozsynchronizowało się krokami z drugim.

      – Może już dosyć? – zaproponowała Julia po trzecim kawałku. – Jeszcze chwila i dostanę zakwasów w łydkach.

      – Naprawdę?

      – Gdybyś nie zauważył, stoję na palcach.

      – Mogłaś założyć szpilki.

      – Mogłam, gdybym je miała.

      – Wracamy do stolika?

      – Zdecydowanie.

      Julia poszła do toalety, a w tym czasie Diamond zamówił drugą butelkę wina. „Dopiero się rozkręcam” – wytłumaczył dziewczynie, kiedy wróciła.

      – Sam ją wypijesz.

      – Jedna lampka twoja. To inne wino. Tego też powinnaś skosztować.

      – Posłuchaj, ja serio nie pijam alkoholu. Już i tak czuję, że mam miękkie nogi. I ciepło mi w nie okropnie. Zresztą cała jestem ciepła. – Wachlowała się pozostawionym menu, mimo że nad ich głowami delikatnie szumiała klimatyzacja.

      – Pół lampki.

      – Okej.

      – Mogę o coś spytać? – zagaił po chwili Diamond.

      – Spytać zawsze możesz, a czy odpowiem, to inna para kaloszy.

      Czuła się rozluźniona i beztroska, a jej nastrój poprawiał kolejny utwór „La Môme Piaf”, ulubiony, bo pogodny L’Accordéoniste.

      – Czemu tak się stało?

      – Co dokładnie?

      – Jesteś dziewicą.

      – Ach to. – Wzruszyła ramionami. Jeszcze godzinę temu, na trzeźwo, takie pytanie wprawiłoby ją w okropne zakłopotanie, ale nie teraz, gdy w głowie szumiało wino, w tle grała muzyka, a Diamond patrzył na nią jakoś inaczej niż dotychczas. Jakby znali się od dawna i nie mieli przed sobą żadnych tajemnic. – Tak po prostu.

      – Nie miałaś nigdy chłopaka?

      – Miałam – potwierdziła ku jego uldze.

      Ledwie przeczytał notkę od ginekologa i informację, że pacjentka Julia Rumianek jeszcze nie podjęła współżycia seksualnego, aż go zatchnęło z wrażenia. Mimo wszystko dziewiętnastolatka powinna była już mieć za sobą inicjację. Od razu w jego głowie pojawiła się spekulacja, że Julia woli inną płeć.

      – Więc?

      – Co poszło nie tak? Byłam młoda. On też. Gimbaza.

      – A później?

      – A później nie miałam chłopaka. – Nie zamierzała mu opowiadać z detalami, jak wyglądała jej sytuacja rodzinna, zanim ojciec trafił do więzienia. Miała wtedy inne sprawy na głowie niż szukanie faceta, a już o związku z kimś nie było mowy. – Nie składało się.

      – Koledzy z uczelni?

      – Proszę cię! – Pokręciła głową. – To banda zniewieściałych fajfusów. Przynajmniej ci z mojej grupy. Nie, na pewno nie. – Udała, że jej niedobrze na samą myśl.

      – Biedni koledzy. – Diamond nabił oliwkę na wykałaczkę i wsadził sobie do ust. – Masz o nich kiepskie mniemanie.

      – Mam, jakie mam.

      – Jeszcze się opierzą. Daj im trochę czasu.

      – Niech się opierzają beze mnie.

      – A co z potrzebami? – Przechylił głowę.

      – Hm. – Julia poczuła enty raz, jak krew wypełnia każdą żyłkę w jej ciele. – Może jestem oziębła? To nawet niegłupi pomysł z tą ciążą. Jedyna szansa? – Zachichotała nerwowo. – Wiesz, co mi powiedział ten lekarz?

      – Coś wiem, a reszty mogę się tylko domyślać.

      – Przepraszam, nie było pytania.

      – Dokończ.

      – Nie. Jestem głupia. – Potarła piekące policzki. – Możemy już wracać?

      – Zaraz.

      – Okej, niech ci będzie. Powiedział, że mam ostatnią szansę załatwić TO naturalnie. I że...

      – Co takiego?

      – Mówił, że prędzej czy później uszkodzi błonę dziewiczą. Jak nie przy badaniu USG, to przy zabiegu. Jezu... – Na moment zakryła twarz dłońmi. – Po co ja ci to mówię? Przepraszam.

      – Ale ja się nie gniewam.

      – Chcę do domu. To znaczy do hotelu.

      – Dobrze. Zresztą wkrótce zamykają. – Rozejrzał się po kawiarni. Część osób zdążyła już wyjść.

      – Tak szybko?

      – Dwudziesta druga. – Zerknął na zegarek. – W tygodniu jest krócej otwarte.

      Wrócili do hotelu taksówką, bo Diamond ogolił grubo ponad butelkę wina i nawet w dosyć liberalnej Francji miał za dużo w czubie, by prowadzić. Odstawił dziewczynę pod drzwi jej apartamentu, z rewerencją ucałował w dłoń i podziękował za miły wieczór. Trochę żałował, że już się skończył, bo rozmawiało mu się z Julią całkiem przyjemnie. Zaskoczyła go. Dziesięć lat różnicy wieku oraz zupełnie inne środowisko nie rokowały zbyt dobrze, a tu niespodzianka. Nastoletnia – jeszcze – Polka okazała się całkiem dobrą towarzyszką do rozmowy, miała szerokie horyzonty, sporą wiedzę na różne tematy, a co ważne, jej angielszczyzna nie przyprawiała go o ból zębów. I nie była infantylna. Co to, to nie.

      Odwiedził łazienkę, umył zęby i nagle usłyszał ciche pukanie do drzwi. Zdumiony spojrzał na Julię. Była boso, a na jej twarzy malowało się wyraźnie skrępowanie.

      – Coś się stało? – Zerknął kontrolnie na korytarz.

      – E... głupia sprawa, ale zepsułam ten dzyndzel od zamka w sukience.

      – Co zepsułaś?

      – Wiesz, to coś, za co się ciągnie. – Wyprostowała dłoń, żeby pokazać urwany suwak.

      – Ups.

      – I nie mogę jej zdjąć.

      – Ha, ha. – Wyszczerzył zęby. – To dzisiaj śpisz w sukience?

      – Bardzo zabawne.

      – Właź. Spróbujemy zaradzić nieszczęściu.

      Julia wzięła głęboki wdech i przekroczyła próg apartamentu Diamonda. W życiu nie poprosiłaby go o pomoc, ale jak miała spać w tej kiecce? A jutro? Paradować w przepoconym do cna ciuchu, który nie dość, że bardzo obcisły i z zupełnie nieelastycznego materiału, to jeszcze