Zastępcza miłość. Beata Majewska

Читать онлайн.
Название Zastępcza miłość
Автор произведения Beata Majewska
Жанр Любовно-фантастические романы
Серия
Издательство Любовно-фантастические романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-66229-53-2



Скачать книгу

nie dała tego po sobie poznać. Mimo wszystko, choćby Julka nie wiadomo jak się kryła z wątpliwościami, ucho matki bezbłędnie je słyszało. – Kiedy wrócisz?

      – Mówiłam: jutro wylot i wieczorem jestem na miejscu.

      – W domu?

      – W domu.

      – Dzwonisz często i nic złego się nie wydarza.

      – Dokładnie tak. Dzwonię często, ale bez powodu. – Julia wystawiła rękę, żeby mama mogła jej przybić piątkę. – Będziesz świrować?

      – No pewnie. – Teresa się zaśmiała. – Ale bez powodu.

      * * *

      Nicea powitała Julię nieziemskim skwarem. Gdy Diamond prowadził ją do samochodu, czuła, że jeszcze chwila i rozpłynie się we własnym sosie. Na szczęście mogła się skryć we wnętrzu klimatyzowanego wozu i ostygnąć nieco przed wizytą w monakijskiej klinice.

      – Mam nadzieję, że twoja mama szybko dojdzie do siebie i będzie ci mogła towarzyszyć.

      – Też mam taką nadzieję – mruknęła Julia, myślami będąc już w gabinecie lekarskim.

      – Stresujesz się?

      – Trochę. – Spojrzała w boczną szybę, by lepiej się przyjrzeć fladze małego państewka, do którego właśnie wjeżdżali. „Prawie jak Polska. Prawie” – pomyślała o różnicach między jakością życia w Polsce, a w Monako.

      – Z mamą czułabyś się pewniej.

      – Co? – Odwróciła głowę.

      – Mówiłem, że w towarzystwie matki czułabyś się pewniej. Dlatego szkoda, że nie przyleciała z tobą. – Diamond podniósł przeciwsłoneczne okulary i założył je na głowę.

      – Hm. – Julia zmarszczyła nos. – Szczerze? Nie wiem, czy lepiej. Mama jest trochę...

      – Nieprzekonana do tego pomysłu? – poddał usłużnie.

      – To też. Jestem jedynaczką, a mama jest nieco przewrażliwiona. – Machnęła niedbale ręką. – Poza tym nie zna angielskiego i mogłaby czuć się niezręcznie, a ja musiałabym służyć za tłumacza.

      – Czyli co? – Diamond błysnął zębami. – Dobrze się stało, jak się stało? Kochana córeczka.

      – Nie o to mi chodzi! – żachnęła się Julia, nie mogąc zapanować nad odwzajemnieniem uśmiechu. – Pewnie, że niedobrze się stało, bo skręcona kostka to nic fajnego. Chodzi mi o dzisiaj, o te badania i w ogóle. Wolę to sama załatwić. Bez niej.

      – Lubisz sama stawiać czoła wyzwaniom?

      – Chyba tak.

      – Im trudniejsze, tym niechętniej korzystasz z pomocy?

      – Otóż to. Odkryłeś mnie. U nas w Polsce mówi się na takie kobiety jak ja zosia samosia.

      – Zosza samosza – powtórzył niezbyt udolnie.

      – Właśnie tak.

      – W sumie... – zawiesił głos – ja też lubię sam załatwiać swoje problemy.

      – No widzisz. Zoś samoś – zażartowała Julia, ale nie jego chciała rozbawić i wyluzować, a raczej samą siebie. Zwłaszcza że zaparkowali właśnie przed sporym, aż do przesady odpicowanym pastelowozielonym budynkiem kliniki, wokół którego rosły idealnie wypielęgnowane krzewy róż. Wysiadła, podeszła do wyłożonego białymi kamyczkami skweru i jęknęła, widząc, jak starannie je uformowano i przycięto. – Tu jest jak w Legolandzie. Perfekcyjnie.

      – Zgadza się. Gdy pierwszy raz przyjechałem do Monako, miałem wrażenie, że ktoś mnie przeniósł do wielkiej kolorowej kreskówki. – Diamond stanął przy niej.

      – O to, to! – zgodziła się z nim skwapliwie. – Ty jeszcze od biedy pasujesz, nawet całkiem dobrze tu pasujesz – patrzyła z podziwem na jego kolejną świetną i markową stylówkę – ale ja? Aż dziw, że jeszcze nikt nie dał mi mandatu za ciuchy. – Chwyciła za przód elastycznej koszulki, naciągnęła ją i puściła, a wtedy uderzył ją w nos niezbyt świeży zapaszek spoconego ciała. – Mam pytanie.

      – Tak?

      – Będę mogła się odświeżyć, zanim...?

      – Oczywiście. Zaraz wyjmę twoją torbę.

      W klinice było jeszcze bardziej ekskluzywnie niż na zewnątrz. Julia próbowała sobie wyobrazić, jak może być w takim miejscu, ale rzeczywistość przechodziła nawet jej najśmielsze oczekiwania. Dostała osobistą asystentkę, młodą dziewczynę o imieniu Ivone, która zaopiekowała się Julią, ledwie ona i Diamond zgłosili przybycie w recepcji. Przydzielono jej nawet swój własny pokój, żeby tam zmienić ciuchy, a najpierw wziąć prysznic w najnowocześniejszej łazience, jaką miała przyjemność użytkować. Personel zadbał również o ich żołądki. Zjedli lunch i dopiero wtedy Ivone zaprowadziła Julię do laboratorium, oczywiście niewyglądającego wcale jak przeciętne laboratorium medyczne, a raczej jak przytulny kobiecy buduar urządzony w bieli i pastelach. Julia wyszła stamtąd zrelaksowana, choć kolejna pracownica kliniki „wyssała” z niej mnóstwo krwi.

      – Boże, jeszcze nie przeżyłam równie miłego nakłuwania jak tutaj – powiedziała Diamondowi, który cierpliwie czekał w sąsiednim pomieszczeniu. – Kompletnie zapomniałam, że boję się igieł. Fascynujące.

      – Teraz badanie lekarskie?

      – Tak.

      – Boisz się?

      – Już nie. – Zachichotała, myśląc, że jej stres pod wpływem otaczającego ją luksusu ewoluował w jakąś dziwną głupawkę. – Lekarz pewnie będzie przystojny jak Antonio Banderas, a zanim mnie zbada, zrobi mi erotyczny masaż.

      Diamond odchylił głowę do tyłu i zaniósł się niepowstrzymanym śmiechem.

      – Gorąca laska z ciebie! – Potrząsnął głową z niedowierzaniem.

      – To się zgadza. Okropnie mi przygrzało na lotnisku.

      – A może coś zażyłaś? – spytał, mrużąc powieki.

      – Taa... – Przewróciła oczami. – Nie ma to jak doping, a później spotkanie w laboratorium.

      Doktor Henry Granmont niestety niewiele miał wspólnego z Banderasem, ale okazał się miłym jowialnym blond grubaskiem, który po kilku minutach rozmowy całkowicie kupił Julię. Stresowała się okropnie, wszak u ginekologa była tylko raz, niedługo potem, gdy dostała pierwszą miesiączkę, ale gdzie temu wrocławskiemu lekarzowi do doktora Granmonta? Dzieliły ich lata świetlne, czy jak się tam mówi na wielką różnicę. A te ciuchy, które Julia założyła przed badaniem? Nie wypadało jej zabrać prześlicznej, lecz jednorazowej koszulki z pistacjowej flaneli, którą otrzymała od Ivone. Z żalem wrzuciła ją do kubełka.

      – Już po bólu? – powitał Julię Diamond, gdy opuściła gabinet.

      – Nie było żadnego bólu – skwitowała trochę zmieszana.

      – Teraz do hotelu? A może masz ochotę pokręcić się po Monako?

      – A która jest godzina?

      – Nieważne która. Ważne, jak się czujesz.

      – Więc czuję się na powrót do hotelu.

      – Nie ma sprawy, panno Juliette. – Diamond szarmancko podsunął jej ramię.

      Godzinę później wjeżdżali do Nicei, a Julia miała okazję wysłuchać kilku ciekawych uwag o tym pięknym mieście. Była pewna, że do wieczora nie opuszczą hotelu,