Название | Antybrat |
---|---|
Автор произведения | Tijan Meyer |
Жанр | Остросюжетные любовные романы |
Серия | |
Издательство | Остросюжетные любовные романы |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-65740-83-0 |
„I nie możesz o tym zapominać. Nigdy. Ani na sekundę” – upominałam się w myślach, czekając, aż wrogość koleżanek Avery osłabnie. Kiedy tak się wreszcie stało, wiedziałam, że z moich ust padły odpowiednie słowa.
A teraz musiałam sama wziąć je sobie do serca.
ROZDZIAŁ 5
To była duża impreza. Dom znajdował się daleko od kampusu. Musiałyśmy przemaszerować przez trzy długie przecznice. Gdy dotarłyśmy na miejsce, jakiś koleś otworzył dla nas drzwi frontowe. Schyliłam się pod jego ręką i voilà – byłam już na swojej pierwszej college’owej imprezie! Z głośników dudniły hip-hopowe kawałki, dookoła biegały laski w bikini, a ja czułam się jak na planie teledysku. Takiego, na którym w zwolnionym tempie leje się szampan, a dziewczyny nacierają się nim, wyginając się przy sportowym lamborghini. No, może niezupełnie tak to wyglądało… Ale najważniejsze, że byłam z Avery i jej ekipą.
Usłyszałam za plecami czyjś gardłowy śmiech, a potem zobaczyłam rękę trzymającą tackę zapełnioną czerwonymi kubeczkami z plastiku.
– Nasze panie częstujemy tylko najlepszym piwem.
Avery wcześniej tłumaczyła, że na imprezach piją tylko swój alkohol, więc od razu zerknęłam na nią nerwowo, a ona przewróciła oczami.
– Zabieraj to. Wiesz, że przynosimy własne zapasy.
Wszystkie dziewczyny w tej samej sekundzie uniosły w górę butelki, z których zaczęły już popijać w drodze na imprezę. Tacka cofnęła się w powietrzu nad moim ramieniem. Zrobiłam krok w bok. Ten gość miał naprawdę potężną rękę. Musiałam sprawdzić, co to za jeden.
Moje spojrzenie wylądowało na jego klacie… a potem przesunęło się wyżej. Nigdy wcześniej nie widziałam na żywo kogoś, kto wyglądał jak zawodowy kulturysta. Miał mięśnie na gardle, na nadgarstkach, dosłownie wszędzie – łącznie z miejscami, o których bałam się nawet myśleć.
Uśmiechnął się, pocierając szczękę.
– Ej, dajcie spokój. Wiecie, że nasze melanże są inne. U nas nikt nikogo nie gwałci.
Avery prychnęła.
– Bez urazy, Dave, ale znasz naszą ekipę.
– Tak, tak. – Machnął ręką. – Kapuję. A może pozwolicie, że zaproponuję wam udział w konkursie mokrego podkoszulka? Zaczyna się za dziesięć minut. – Głośno zagwizdał, lustrując nas po kolei. – Sądzę, że macie szansę na wygraną.
– Każdej panience wciskasz takie teksty – odparła Claudia, przewracając oczami.
Dave mrugnął do niej.
– Nie możesz mieć mi tego za złe do końca życia.
Odwróciła się.
– Pewnie, że mogę. – A potem zniknęła w tłumie imprezowiczów. Druga dziewczyna poszła w jej ślady, a ja przypomniałam sobie o systemie dwójkowym. Czy ja miałam kogoś do pary?
Najwyraźniej Avery umiała czytać w moich myślach, bo powiedziała:
– Ty jesteś ze mną.
– Ona cię przyprowadziła – wtrąciła jej koleżanka – więc jest twoją opiekunką.
Zerknęłam na Avery.
– Dzięki. – Poczułam się jak nieogarnięta studentka pierwszego roku, którą zresztą byłam.
– Tylko nikomu się nie wygadaj, kto jest twoim bratem.
– Przybranym bratem.
– Przybranym – poprawiła się. – To ma aż takie znaczenie?
Dave stanął za naszymi plecami i wetknął głowę pomiędzy nas.
– Kto jest twoim przybranym bratem? – spytał, spoglądając na mnie, a potem na nią.
Avery przyłożyła dłoń do jego czoła i odepchnęła go mocno.
– Nie twój interes. Gdzie jest Marcus?
Nagle zamarłam, słysząc to imię. Chyba nie chodziło o tego Marcusa, którego poznałam…
Dave zmarszczył czoło.
– A czemu o to pytasz? On jest z Maggie – dodał po chwili.
– Czyli Maggie jest tutaj? – spytała Avery ostrzejszym tonem.
– Yyy. – Dave się zaciął. – To znaczy, oni ze sobą chodzą. Chyba wspominał, że dzisiaj Maggie będzie się uczyła z koleżankami.
Avery zmarszczyła brwi. Obróciła się twarzą do Dave’a, a ja stałam sparaliżowana i wystraszona. Kątem oka dostrzegłam, że reakcja pozostałych dziewczyn była identyczna.
Wszystkie gapiłyśmy się na Avery. Uniosła brew.
Dave chyba zajarzył, że palnął coś głupiego. Wybałuszył oczy i rozdziawił usta, jakby bezdźwięcznie mówił: „O, cholera!”. Cofnął się o krok i podrapał za uchem.
– Yyy… to znaczy… – Westchnął głośno. – Kurwa.
– Doskonale wiem, że Marcus chodzi z Maggie – odparła Avery chłodnym tonem. – To jego dom. Domyślam się, że jest tutaj, ale nie chcę go spotkać. Stąd moje pytanie.
Dave pokiwał głową.
– Czaję. Masz rację. Siedzi z tyłu, w ogródku.
– A Maggie jest tutaj?
Dave zamknął usta i pokręcił głową.
– Tylko tyle chciałam wiedzieć – odrzekła Avery z uśmiechem.
– Dobra. Życzę wam przyjemnego wieczoru i… – Znowu zrobił krok do tyłu, ściskając mocno tackę z drinkami. – Na razie! – Po chwili zniknął w tłumie.
– O co chodziło? – spytałam.
Avery wzruszyłam ramionami.
– Pewnie myślał, że przejmuję się tą sprawą, ale jest w błędzie. – Mocno złapała mnie za rękę, lecz po chwili poluzowała uścisk. – Chodź. Musimy zobaczyć, gdzie tu się tańczy, a potem wrócimy do picia.
I właśnie to zrobiłyśmy.
Avery prowadziła mnie, wymijając tłumy. Tak jak w kampusie – ci, którzy ją rozpoznali, witali się z nią głośno. Niektórzy ją obejmowali, rozdając pijackie uściski, i tak jak wcześniej – Avery odpowiadała tym samym. Dopiero po dwudziestu minutach dotarłyśmy na dół, gdzie odbywały się pląsy.
Ulokowałyśmy się w kącie. Jakiś koleś od razu porwał Avery na parkiet. Patrząc, jak odchodzą, nachyliłam się do jednej z dziewczyn i przekrzykując muzykę, spytałam:
– To zawsze tak wygląda?
Pokiwała głową.
– Tak to jest, jeśli przyjaźnisz się z Avery. Wszyscy ją lubią. – Podniosła wzrok i dorzuciła: – No, prawie wszyscy.
Miałam ochotę zadać dodatkowe pytania. Chciałam się dowiedzieć, co miała na myśli, ale ona się odwróciła i zaczęła rozmawiać z koleżanką. Odniosłam wrażenie, że dziewczyny nie chcą mnie wtajemniczać w ten temat. Cóż, może innym razem.
Wyciągnęłam swoją butelkę po wodzie wypełnioną rumem i sokiem pomarańczowym, a potem oparłam się o ścianę, żeby umilić sobie resztę wieczoru, która