Antybrat. Tijan Meyer

Читать онлайн.
Название Antybrat
Автор произведения Tijan Meyer
Жанр Остросюжетные любовные романы
Серия
Издательство Остросюжетные любовные романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-65740-83-0



Скачать книгу

się Kevin, mogłam tylko westchnąć.

      Wszedł do środka z Maggie, trzymając ją za rękę.

      ROZDZIAŁ 4

      Rodzinna kolacja okazała się masakrą. Prawdziwą katastrofą.

      Nie byłam jednak zaskoczona. Kevin miał w zwyczaju przyprowadzać swoje dziewczyny na takie spotkania, więc dlaczego tym razem miałby z tego zrezygnować? To również oznaczało, że coś się zmieniło w ciągu ostatniej doby. Mój przybrany brat już chyba się nie przejmował, że ludzie mogą go zobaczyć z Maggie.

      Prychnęłam rozbawiona, rozmyślając o tym. To było niedorzeczne. Jeszcze wczoraj wieczorem bał się, że dostanie w tyłek za romans z Maggie, a dzisiaj olewał całą tę sprawę. Spojrzałam na nich – zarumienieni trzymali się za ręce i chichotali. Patrzyli na siebie z tymi głupimi minami charakterystycznymi dla tych, którzy bzykają się ze sobą, a jednocześnie uważają, że wszyscy dookoła są idiotami i nikt się nie domyśla, co oznaczają ich rozmarzone westchnienia. Chciało mi się rzygać na ich widok.

      Wiem, to ja miałam problem. Wszystko przez te moje głupie uczucia. Ale, cholera, kiedy chłopak tak przystojny jak Kevin zaczyna zwracać na ciebie uwagę, mówić do ciebie miękkim głosem… Cóż, nic dziwnego, że dziewczyny masowo na niego leciały.

      Jedynym plusem tej rodzinnej kolacji było to, że zachowanie zakochanych gołąbeczków przyćmiło pełne rezerwy relacje pomiędzy Kevinem a moim ojcem. Zauważyłam jednak parę krępujących momentów: gdy Kevin pocałował Maggie w rękę, a mój tato odkaszlnął i zaczął ciągnąć się za kołnierz koszuli, jakby nagle zrobiło mu się gorąco, albo kiedy Sheila z zachwytem wspominała jakiś rodzinny weekend sprzed roku, a Kevin i tato nie odezwali się ani słowem. Siedzieli z zaciśniętymi ustami i twarzami bez wyrazu.

      Zaczęłam się zastanawiać, czy jeszcze coś innego przegapiłam w ciągu całego roku.

      Gdy zakochane gołąbeczki odfrunęły, a Sheila zapytała, czy chcę przenocować w akademiku, czy może wolę pojechać do ich pokoju w hotelu, czułam się trochę bardziej roztrzęsiona niż zwykle. Wybrałam więc tę drugą opcję. Następny dzień też spędziłam z nimi, dokupując jeszcze trochę rzeczy, których potrzebowałam na studiach, a potem podwieźli mnie do akademika, gdzie zostałam po raz pierwszy na noc. Sama.

      Spędziłam swoją pierwszą oficjalną noc w college’u, siedząc w internecie. Czy to nie żałosne?

      Oczywiście próbowałam sobie wmówić, że wcale nie jestem żałosna i po prostu postanowiłam wcześniej pójść do łóżka. Bo byłam odpowiedzialna. Nie żałosna. Tak, odpowiedzialna. Zdecydowałam, że jutro wstanę wcześniej. Może pobiegam? Zapiszę się na zajęcia. Ustawię się pierwsza w kolejce. Widzicie? Odpowiedzialna. Chciałam być najbardziej ogarniętą studentką pierwszego roku w historii edukacji i naprawdę udało mi się przekonać samą siebie, że to wspaniały plan, gdy nagle do łazienki wtargnęła opiekunka naszego piętra.

      Dosłownie wpadła jak burza.

      Poczułam podmuch powietrza od strony drzwi, które Avery otworzyła na oścież. Wyminęła mnie szybkim krokiem, znowu wywołując wiatr, a potem z trzaskiem zamknęła za sobą drzwi do kabiny. Sekundę później zapytała:

      – Już idziesz do łóżka?

      Rozejrzałam się dookoła. Nie było tu nikogo innego.

      – Summer? – zawołała.

      – Hmm?

      – Jesteś w sześćset czternaście? Przyjechałaś wczoraj. Medycyna sportowa, tak? Dobrze zapamiętałam?

      Naprawdę chodziło jej o mnie.

      – Owszem. Zgadza się.

      Spuściła wodę w toalecie. Wyszła z kabiny i podeszła do zlewu, nie odrywając ode mnie wzroku.

      – Summer? – Zrobiła niepewną minę. – Zaraz, a może Autumn? W każdym razie: jakaś pora roku.

      – Mam na imię Summer.

      – Okej. – Umyła ręce i sięgnęła po papierowy ręcznik. – Kevin Matthews to twój brat?

      Zacisnęłam zęby.

      – Tak. Ale przybrany.

      – Nie jesteście spokrewnieni?

      – Nie.

      Zaśmiała się i skończywszy suszyć ręce, zgniotła papier w kulkę.

      – Ciekawe, czy Maggie o tym wie.

      Zamarłam w bezruchu.

      – Znasz ją?

      Wrzuciła papierową kulkę do kosza na śmieci, a potem pchnęła drzwi i przytrzymała je butem.

      – Tak.

      Kopnęła drzwi, otwierając je dla mnie. Zabrałam swoją kosmetyczkę i wyszłam na korytarz. Ruszyłyśmy wspólnie w stronę naszych pokojów.

      – Wielka miłość Kevina Matthewsa – powiedziała z uśmieszkiem, rysując cudzysłów w powietrzu. – Uwielbiam Maggie. W ubiegłym roku mieszkałyśmy razem. Należymy do tej samej paczki znajomych z liceum, tylko że… Bez urazy dla twojego brata, ale ona żyje złudzeniami.

      – Co masz na myśli?

      Otworzyła usta, lecz zatrzymała się w pół kroku i przekrzywiła głowę na bok, jakby się rozmyśliła i nie chciała powiedzieć tego, co zamierzała. Uśmiechnęła się ze skruszoną miną.

      – Przepraszam. Chyba nie powinnam nic gadać. Nie jestem dobrą przyjaciółką. – Machnęła ręką. – Zapomnij, że w ogóle coś mówiłam.

      Pokiwałam głową.

      – A mówiłaś coś?

      Roześmiała się.

      – Dzięki.

      Pokój Avery znajdował się bliżej od mojego, więc zatrzymałyśmy się pod jej drzwiami. Słyszałam, jak w środku dudni jakieś techno. Moja nowa znajoma zerknęła na drzwi i zmarszczyła czoło.

      – Słuchaj – zagryzła dolną wargę – chcesz pójść z nami?

      Wytrzeszczyłam oczy.

      – Z tobą i Maggie?

      – Co? – odparła zdziwiona. – Nie. – Zaśmiała się. – Wybacz. Nie, nie. Maggie pewnie jest teraz z twoim bratem albo… – Znowu nie dokończyła zdania. – Idę ze znajomymi na domówkę. Ale to inna ekipa. Maggie tam nie będzie.

      – Och. – Teraz ja zagryzłam dolną wargę. Co miałam zrobić? Być kimś żałosnym czy… imprezowym? – Mogę pójść.

      – Super. – Wyciągnęła telefon z tylnej kieszeni dżinsów i zaczęła przewijać ekran. – Dobra. Za dwadzieścia minut spotykamy się u mojej znajomej, więc wpadnij tutaj za dziesięć, dobrze? Ona mieszka po drugiej stronie kampusu, więc… – Zrobiła sobie przerwę na oddech. – Będzie, no wiesz, picie. Czyli nie powinnam cię zapraszać, ale skoro już tu przyjechałaś i wydajesz się w porządku…

      Pokiwałam głową.

      – Spokojnie. Kevin ciągle imprezuje. Nigdy nie miałam z tym problemu.

      – Fajnie. – Uśmiechnęła się z ulgą i wyraźnie się rozluźniła. – No dobra. Leć się upiększyć. Za dziesięć minut wychodzimy.

      – W porządku. Do zobaczenia.

      Nie wiedziałam, co to za impreza i jak powinnam się ubrać, ale przypuszczałam, że będzie to, co zwykle: piwo z beczki, jakieś męsko-damskie akcje i jeszcze więcej piwa. Postawiłam więc na dżinsy, czarny top i sandałki.

      Gdy