Zjadaczka grzechów. Megan Campisi

Читать онлайн.
Название Zjadaczka grzechów
Автор произведения Megan Campisi
Жанр Современная зарубежная литература
Серия
Издательство Современная зарубежная литература
Год выпуска 0
isbn 9788381397186



Скачать книгу

była wdzięczna.

      Zjadaczka Grzechów wymienia pokarmy, które zje za wyznane grzechy, a potem czeka.

      Corliss oddycha pospiesznie i przełyka.

      – Powinnam to z siebie wyrzucić. Nic mi nie przyjdzie z ukrywania. Ja… cóż… Wykorzystywałam swoje względy u królowej dla własnej korzyści. Brałam pieniądze od ludzi, którzy nie mieli wiele, i obiecywałam, że królowa wysłucha ich prośby. – Oddycha ciężko, jakby brakowało jej powietrza. – Królowa zawsze miała własne zdanie. Nie w mojej mocy było je zmienić. – Oddycha głębiej i mówi cicho: – Ale nie mówiłam o tym ludziom, którzy do mnie przychodzili.

      – Pieczony paw – odpowiada Zjadaczka Grzechów.

      Corliss wygląda tak, jakby znowu miała wymiotować, więc unoszę misę, ale ona tylko krztusi się i czuję niezdrowy, mdlący zapach. Jej wargi zrobiły się sine i coś zaczyna mi świtać w głowie. Próbuję skupić się na tej myśli, ale ucieka, zbyt ulotna, żeby ją schwytać. Corliss opada na poduszkę z westchnieniem.

      – Cudzołożyłam z pewnym człowiekiem. To był wilk. Prawdziwy pies na kobiety. Ale nie słuchałam, co mówią inni. On miał żonę. – Zamyka oczy. – Ale oboje mieliśmy pewną… wspólną ambicję.

      – Suszone rodzynki – wtrąca Zjadaczka Grzechów.

      Corliss spogląda to na Zjadaczkę Grzechów, to na mnie.

      – Układałam horoskopy i inne wróżby.

      – Owoc granatu – mówi Zjadaczka Grzechów.

      Na chwilę zapiera mi dech w piersi. Owoc granatu jest za czary.

      Corliss także wydaje się przerażona.

      – Ale horoskopy to tylko biała magia.

      – Próba przeniknięcia zamysłów Stwórcy to rzucanie uroku. A za rzucanie uroku jest granat – oznajmia Zjadaczka Grzechów.

      Corliss milknie. Kiedy odzywa się ponownie, jej głos brzmi wysoko jak u dziewczynki.

      – Myślę, że mam do wyznania jeszcze jedną rzecz. – Dobiera słowa. – Zgrzeszyłam, aby ochronić kogoś, kogo szczerze kocham. Przysięgłam, że nigdy o tym nikomu nie powiem. Ale jeśli mam umrzeć, królowa powinna o tym wiedzieć. Choć uczyłam ją dobrze, może nie odszyfrować obrazów. – Trzęsie się, jednak tym razem, widzę to dobrze, nie z bólu, ale pod wpływem uczucia. – Byłam guwernantką królowej. Mieszkałam z nią od czasu, gdy jako mała dziewczynka była tylko nikomu niepotrzebnym dzieckiem na dworze swojej macochy Katryny, na wiele lat przed tym, gdy fortuna obróciła się na jej korzyść i została królową – mówi teraz szybciej. – Panie, pomóż mi. Chciałam jedynie ją ochronić. Ale jeśli inni odkryją to, co uczyniłam, królową czeka upadek.

      Ciałem Corliss ponownie wstrząsa dreszcz, ale tym razem wydaje się, że trwa dłużej. Nie, raczej się nasila. Drżenie zamienia się w spazmy. A potem Corliss zaczyna się trząść tak bardzo, jakby dostała konwulsji. Na jej sinych wargach pojawia się piana. Zjadaczka Grzechów skinieniem pokazuje, że mam pójść do sąsiedniej komnaty, gdzie wyszli Doktor Wierzba i Malowania Świnia.

      Kiedy staję w drzwiach, spojrzenia wszystkich obecnych w sąsiedniej komnacie szybko kierują się na mnie, a potem rozbiegają na wszystkie strony jak kawałki glinianego dzbanka, który upadł na podłogę.

      Malowana Świnia obraca pierścień na palcu i woła do pozostałych:

      – Co teraz?!

      Wierzba domyśla się, dlaczego przyszłam. Natychmiast podrywa się i bez słowa wybiega z komnaty.

      Przechodzi szybko obok Corliss, kierując się w stronę wewnętrznych drzwi, i puka. Ze środka dobiega jakiś niski, stłumiony odgłos. Mam wrażenie, jakby po grzbiecie spływał mi zimny strumień. A potem wewnętrzne drzwi otwierają się i wchodzi królowa.

      Pragnę opuścić wzrok i pragnę patrzeć. Wydaje się, jakby do komnaty weszło pięć osób, ale to tylko królowa. Ledwo skończyła trzydzieści lat, jednak ma postawę znacznie starszej kobiety. Jest dostojna. Mogłabym pracować całe życie i nie zarobiłabym choćby na jeden łokieć tkaniny z jej sukni. To zagraniczny jedwab, wyszywany w złote i czerwone ptaki. Jej napierśnik z czarnego aksamitu, wyszywanego złotem, podkreśla kolor włosów. Czarne loki zaczesano do góry, aby wydawała się jeszcze wyższa, niż jest, i rozdzielono jedynie z przodu, aby odsłonić złotą koronę.

      – Wasza Wysokość. – Doktor Wierzba i Malowana Świnia składają głęboki ukłon.

      Królowa podchodzi do łóżka chorej, ale zanim usiądzie, odwraca się w drugą stronę.

      – Czy to zaraźliwe… ta biegunka?

      Malowana Świnia waha się na moment, a potem odpowiada:

      – Nie, Wasza Wysokość. Lekarz Waszej Wysokości sam to potwierdził.

      – Nie ma żadnego niebezpieczeństwa, Wasza Wysokość – potakuje Wierzba.

      Królowa siada obok łoża trzęsącej się Corliss.

      – Moja droga.

      Spojrzenie Corliss ucieka na bok.

      Królowa szepcze:

      – Zabraniam tego. Zabraniam ci mnie opuszczać.

      A potem królowa nagle krzyczy tak gwałtownie, że aż wszyscy się podrywamy:

      – Kto będzie spał u stóp mojego łóżka?! Kto będzie ze mną jadł?! Kto będzie się mną opiekował?!

      Królowa chwyta kubek stojący u łoża Corliss i ciska nim wściekle. Trafia w suknię Malowanej Świni. Na pomarańczowej tkaninie wykwita plama. Doktor Wierzba skłania się głęboko jak pies.

      – Wasza Wysokość, błagam, proszę powściągnąć swój gniew.

      – Robię to, na co mam ochotę! – woła do niego królowa.

      Wierzba i Malowana Świnia wymieniają niemal niedostrzegalne spojrzenia, ale mimo to je zauważam. Ten gniew musi chyba często wybuchać w prywatnych komnatach królowej, zupełnie jak u starego króla, jej ojca, który poślubiał, a potem zabijał żony, jedną po drugiej.

      – Już nic się nie da zrobić dla Corliss – odzywa się Wierzba do królowej. – Wasza Wysokość, która ją kochała, musi być teraz świadkiem jej odejścia do Stwórcy. To wszystko, co nam pozostało.

      Królowa milknie na moment, a potem głęboko wciąga powietrze w płuca. Zupełnie jakby powędrowało prosto do jej grzbietu, bo unosi się nagle i znowu jest dostojną, opanowaną królową.

      – Czy ona skończyła już swoje Wyznanie?

      Zjadaczka Grzechów, która dotąd stała nieporuszona jak stołek albo gobelin, ożywa na nowo.

      – Wypowiem teraz słowa na zakończenie Wyznania: Kiedy te pokarmy zostaną zjedzone, twoje grzechy staną się naszymi. Zabierzemy je w milczeniu ze sobą do grobu.

      – Zaniosę do kuchni listę pokarmów – oznajmia Wierzba.

      Doktor Wierzba stoi między nami w rogu, oddychając głośno. Falami dociera do mnie jego mdlący zapach z ust. Zjadaczka Grzechów wymienia potrawy, a on zapisuje je, skrobiąc na kawałku pergaminu. Marszczy brew tylko raz, słysząc o owocu granatu za czary, ale potem pisze beznamiętnie. Jeszcze jeden cuchnący oddech i kończy swoją pisaninę.

      Wracamy, mijając jeden za drugim kolejne korytarze. Schodzimy po schodach. Z dala od komnat królowej jest zimniej. Mocno owijam się szalem. Zjadaczka Grzechów zatrzymuje się na każdym zakręcie, jak gdyby przypominała sobie drogę. Nigdy nie byłam w domu tak wielkim, że można się w nim zgubić. Spoglądam na ozdobne tkaniny wiszące na ścianach. Przychodzi mi do głowy, że można by