Opiłki i okruszki. Tomasz Jastrun

Читать онлайн.
Название OpiÅ‚ki i okruszki
Автор произведения Tomasz Jastrun
Жанр Современная зарубежная литература
Серия
Издательство Современная зарубежная литература
Год выпуска 0
isbn 9788381433099



Скачать книгу

target="_blank" rel="nofollow" href="#litres_trial_promo">– 2029 –

      – 2030 –

      – 2031 –

      – 2032 –

      – 2033 –

      – 2034 –

      – 2035 –

      – 2036 –

      – 2037 –

      – 2038 –

      – 2039 –

      – 2040 –

      – 2041 –

      Redakcja: Marta Banaszek

      Projekt okładki: Magda Kuc

      Zdjęcie na okładce: © Arcangel.com/Sarah Jarrett

      Korekta: Beata Wójcik, Aleksandra Ślósarska

      Redaktor prowadząca: Dominika Dudarew-Osiecka

      Copyright © Tomasz Jastrun, 2020

      Copyright for the Polish edition © by Wydawnictwo Czarna Owca, 2020

      Wydanie I

      ISBN 978-83-8143-309-9

      Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer.

      Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym

      This ebook was bought on LitRes

      W drewnianej podłodze są szpary, mieszka w nich nie wiadomo co, plamka światła biegnie po podłodze, chce ją złapać, ale mu ucieka, mama bierze go na ręce i całuje w policzek, mama pachnie mamą, tata chodzi po kuchni i wymachuje rękami, jest zdenerwowany, często jest zdenerwowany, głaszcze go jednak po głowie, klocek stawia na klocku coraz wyżej i wyżej, wieża się przewraca, więc buduje jeszcze raz, znowu się przewraca, płacze, rzuca w złości klockiem w babcię, która myje naczynia, niegrzeczny chłopiec, woła babcia i uderza go niebieską ścierką, mam o, nie tak i nie brudną ścierką, woła do babci mama, nie ma chwili spokoju w tym domu, złości się tata, przy piecyku czarny węgiel, nie wolno go dotykać, bo brudzi, gotuje się zupa, leci z niej para i brzydko pachnie, nie lubi tej zupy, babcia znowu będzie go zmuszać do jedzenia, nudzi mu się, ta nuda pachnie starymi kapciami, nagle widzi, że w szparze podłogi mieszka owad, ma takie duże oko, nie wie, czy ten owad jest dobry, owad mówi, nie bój się mnie, chowam się teraz, ale kiedyś znowu do ciebie przyjdę.

      Pachnie ściętą trawą, aż kręci mu się w głowie, sypie okruszki na chodnik, duży i głupi gołąb wyjada je wróbelkom, próbuje przegnać wstrętnego ptaka, ale ten drobi różowymi nóżkami, kołysze głową, oddala się i wraca, taki uparty. Babcia bierze go za rękę i prowadzi do domu, idą schodami, tata mówi, że to przyjazne schody, mają niewysokie stopnie, poręcze są gładkie i zimne, klatka schodowa pachnie zupą jarzynową i jeszcze czymś, nie wiadomo czym, to tajemniczy zapach, za tymi drzwiami mieszka pan z brodą i z brzuchem, czarodziej, babcia wyjmuje klucz z torebki i grzebie nim w zamku, narzeka, ten zamek jest przeklęty i ona od tego zamka umrze, boi się, że babcia naprawdę umrze, chociaż nigdy jeszcze do tej pory nie umarła, w końcu drzwi są otwarte, mieszkanie pachnie znajomo, każde mieszkanie ma swój zapach, najdziwniej pachnie mieszkanie Adasia, nie ma rodziców, są w pracy, dorośli zawsze pracują, za co dostają pieniądze, za te pieniądze kupuje się jedzenie i prezenty, babcia krząta się po kuchni, za chwilę obiad, ale on nie ma ochoty jeść, nudzi mu się, nuda jest gładka i zdaje się mieć gorączkę, z brzucha wędruje do gardła, z gardła do głowy, na obiad są gołąbki, jak na złość, nie lubi ich, bardzo nie lubi, tego dnia wiele rzeczy jest bardzo, bardzo, nie będę jadł gołąbków, mówi, gołąbki są bardzo zdrowe, odpowiada babcia, dla babci zdrowe jest wszystko, co niesmaczne, brukselka i okropny szpinak, nawet tran, od którego już kiedyś się wyrzygał, pyta, czy to są prawdziwe, zabite gołąbki, jak ten, co wyjadał wróbelkom okruszki, są inne, odpowiada babcia, takie nieprawdziwe i babcia macha ręką, jakby to pytanie było za trudne, twoja matka nie jest za mądra, mówił kiedyś tata do mamy i tata musiał mieć rację, babcia nie jest za mądra, po obiedzie babcia chce, żeby uciął sobie drzemkę, ale on nie chce sobie niczego ucinać, jak chodził do przedszkola, też kazano mu spać po południu, to było chyba najokropniejsze w tym okropnym przedszkolu, nie mógł tam zasnąć, udawał, że śpi, straszne było to udawanie i zabrano go na zawsze z tego przedszkola, leży teraz przykryty kocykiem, który drapie go pod szyją i myśli o małym piesku, chciałby mieć takiego szczeniaczka, ale rodzice nie chcą, jeszcze tylko psa nam brakuje, mówi mama, przecież nawet dla nas nie ma dosyć mięsa, to mięso im przynosi stara baba bez zębów, owinięte w gazety, na gazetach jest krew, chciałby mieć też brata, brata rodzice też nie chcą, a Piotruś ma brata i nawet siostrę, smutno być samemu na świecie, bez psa i bez brata. Myśląc o tym, zasypia.

      Kiedy się obudził, rodziców nie było jeszcze w domu, było mu źle, że ich nie ma, zawsze kiedy wychodzą, boi się, że coś się stanie i już nigdy nie wrócą, by o tym nie myśleć, buduje z klocków zamek.

      Najpierw wróciła mama, przytuliła go i pocałowała, pachniała jakimś dalekim i niepojętym światem.

      – Jak się czuje mój synek?

      – Nudzi mi się.

      Mama w ogóle tym się nie przejęła, był zły na nią, powinna coś wymyślić, żeby mu się nie nudziło.

      – Babcia była niegrzeczna – poskarżył się.

      – Co takiego? – zdziwiła się mama. – Ale nie biła cię?

      Mama tak pyta, bo babcia kiedyś go zbiła, gdy był niegrzeczny i mama na nią nakrzyczała, nigdy babci nie wybaczy tego zbicia, kiedyś też ją zbije.

      – Kazała mi spać po południu.

      – I spałeś?

      – Nie – skłamał. – I boli mnie brzuch – skłamał jeszcze raz. – To pewnie przez ten obiad, był okropny. – To też nie była prawda.

      Tata wrócił dopiero pod wieczór, mówił, że jest zmęczony, ma dosyć takiego życia i to się źle skończy, ten ruski komunizm nas wymorduje, powiedział, potem zamknął się z mamą w pokoju i coś szeptali, poczuł, że się boi, nie wiedział czego, ale bał się tak bardzo, że podszedł do okna i patrzył na ruiny, rodzice nie pozwalają mu się tam bawić, w ruinach mogą być niewypały, one potrafią urywać ręce i nogi, a mogą tam też mieszkać źli ludzie, którzy nie lubią dzieci, zburzył wieżę z klocków, zrobił to ze złością, klocki rozsypały się po pokoju, nikt nie chciał mu pomóc przestać się nudzić.

      – Sytuacja jest bez wyjścia, martwię się o dziecko – usłyszał głos taty spoza drzwi.

      – Nie muszą cię od razu aresztować, może tylko przesłuchają.

      Tym dzieckiem był on, na pewno on, niedobrze, że tata się o niego martwi, poczuł,