Szalony detektyw. Zabawny detektyw. StaVl Zosimov Premudroslovsky

Читать онлайн.
Название Szalony detektyw. Zabawny detektyw
Автор произведения StaVl Zosimov Premudroslovsky
Жанр Приключения: прочее
Серия
Издательство Приключения: прочее
Год выпуска 0
isbn 9785449805898



Скачать книгу

go nie znajdziemy, wszystkie wydatki zostaną odjęte… od ciebie.

      – Jak to?

      – I tak. Jeśli nadal zadajesz głupie pytania, możesz stracić pracę. Masz to?

      – Zgadza się, zrozumiałe. Kiedy jedziemy

      – Głupie pytanie. Powinniśmy już tam być. Chodźmy teraz!

      – A co tak szybko? Nie spakowałem walizki?

      – Musimy zawsze mieć to w gotowości. Wiedziałeś, gdzie dostajesz pracę… Nawiasem mówiąc, to samo…

      – co?

      – Nie spakowałem walizki. Tak, nie potrzebujemy ich. Po przyjeździe kup to, czego potrzebujesz. Mam kartę bankową.

      – A jeśli nie ma wystarczającej ilości pieniędzy?

      – Rzuci. – i znowu okręgowy policjant dotknął palcem sufitu i w stylu karłowatym skoczył, używając salta, na stół, machając stopą przed nosem kolegi. Wstał i przeszedł na piechotę przez stół w kierunku Arutuna na krzesło. Łzy i ruszyły do wyjścia.

      – Dlaczego siedzisz? chodźmy! – i machnął ręką – i jakby wzdłuż Petersburga przetoczył się nad Ziemią…

      Opuścili twierdzę, pozostawiając jedynie kredową notatkę na drzwiach:

      «Nie martw się. Wyruszyliśmy pilnie do Petersburga. Zostajesz w miejscu Incefalatu i Izyi – zamiast mnie… Ja!»

      A na dole jest napis w innym piśmie:

      «Przepraszam, Pupsik, wrócę tak, jak muszę! Kiedy twoja Pchła idzie w górę. Zaczekaj na mnie, a wrócę. Może jeden…»

      Izya przeczytał notatkę i, pisząc na kartce pisma ojca i Intsefalopat, schował ją do kieszeni i wytarł napis z drzwi.

      – Cóż, stara koziołko, masz to. – Wziąłem telefon komórkowy i wysłałem SMS-a do mojego ojca. Potem wszedł do domu i przekazał notatkę swojej matce. Przeczytała i wzruszyła ramionami.

      Pozwól mu jechać. Zastąpimy to. I ani słowa o kontynuacji ojca. Masz to?

      – Oczywiście, mamo, rozumiem… I weźmy świnię od dyrektora, co? zasugerował.

      – czym jesteś Musimy zrobić wszystko zgodnie z kartą i sprawiedliwością.

      – A on krzyczy na mnie uczciwie?

      – On jest reżyserem. On wie lepiej. I on sam będzie usprawiedliwiony przed Bogiem.

      – Czy to ten wisi na ścianie w biurze?

      – Prawie. Wisi Żelazny Feliks, jego zastępca. Dobra, idź odrobić lekcje.

      – zrobiłem. Mamo, czy mogę iść na spacer po rzece?

      – Idź, ale pamiętaj, szczeniaku: utop się, nie wracaj do domu. Zabiję cię… Rozumiesz?

      – Tak – Izzy krzyknęła i zniknęła za drzwiami…

      – Uuh, kontrolerka, pochodząca z łotewskiej kołchozu, potrząsnęła głową, przepuszczając gości. – Nie ma sumienia, oczywiste jest, że twarz nie jest rosyjska, a mundur generała naciągnięty.

      – A za to jest kara administracyjna… – wyjaśnił sierżant Golytko, rodowity Lwów.

      – A oto mój paszport z piskiem Harutun Karapetowicz i wręczył mu pentę. – rosyjski. Jestem Rosjaninem, mój!

      – Tak jak ja – dodał pent

      – I ja. – wypukła oczy, dodał kontroler.

      – Cóż, wszystko w porządku. – W paszporcie liści wymawiano pent, – choć na sekundę – patrzył spod czoła – czy jesteś artystą? – w wielobarwne oczy, po których spuścił swoje studenckie spojrzenie na uszy, – czy zoofil?

      Oczy Ottili się wykluły, a on rżał jak wałach, patrząc na Intsefalopat. Kapral zaczerwienił się.

      – Cóż, ściegu, za pomocą którego bydło zajezdni, lub w kulturze domowej? – opiekun wręczył paszport Harutunowi.

      – Jakim jestem artystą? Nie jestem pełnoetatowym asystentem miejscowej wioski Sokolov Stream w obwodzie leningradzkim.

      – Och, zmęczeni, wynoś się stąd. – zaproponował oficer dyżurny.

      – Oto mój identyfikator.

      – Kapralu, mówisz? – sierżant podrapał się po policzku i włożył nasiona do ust. – cóż, jesteś wolny, a ten pójdzie ze mną.

      – Co to znaczy «chodź ze mną»? – pluskwa była oburzona. – Czy mogę teraz zadzwonić do mojego szefa? Nastawi twoje mózgi…

      – Dzwonisz, dzwonisz tam, w moim biurze, a na początku przetestuję cię w poszukiwaniu, może jesteś czeczeńskim terrorystą lub uciekłeś przed rodzicami. Chodź, chodźmy. sługa zbeształ go i po prostu wepchnął: kolbą lub lufą Ottilowi powierzono mu karabin szturmowy w pokoju dyżurnym stacja kolejowa. Ancefalopata poszedł za nim, a nawet chciał podpalić Ottilę, jak wydawało się Klopowi, natychmiast zniknął za kolumną i udawał, że nie zna Klopa.

      – Harutun, zadzwoń do Isolde, pozwól mu przynieść dokumenty! – krzyknął Klop.

      «I szybciej», dodał sierżant, «w przeciwnym razie pozostanie z nami na długo».

      – A kiedy zostanie wydany? zapytał Harutun.

      – Jak ustanowić osobę…

      – Trzy dni? – uśmiechnął się starzec.

      – A może trzy lata. – odpowiedział opiekun. – Jeśli nie oprze się władzom. – i zatrzasnął drzwi od wewnątrz.

      Incefalopata palcami lewej dłoni przytulił cienką brodę i miaucząc pod nosem postanowił wykonać zadanie, które pasowało mu i jego szefowi. Szybko wyszedł ze stacji na ulicę i natychmiast się zatrzymał.

      – Gdzie idę? Zadał sobie Harutun.

      – Dla Isolde, głupcze. – odpowiedział sarkastycznie wewnętrzny głos.

      – Więc nie ma pieniędzy? Do czego pójdę

      – A ty, dla ukochanej, kradnij tam, od tego grubego mężczyzny siedzącego w czarnym jeepie.

      – Ona, pobije twarz. I nie powinienem, jestem stuleciem?

      I podczas gdy Harutun konsultował się swoim wewnętrznym głosem, Klop, podając swoje dane, skromnie zasnął, siedząc w małpce.

      – Cześć, dobry pierdnięcie! – krzyknął służący. Ottila wzdrygnęła się i otworzyła wyłupiaste oczy. Wytarł usta i czując rumień w ustach, próbował zebrać ślinę językiem, ale w ustach nie było wystarczająco wilgoci i poprosił o toaletę.

      – Kolego, czy mogę skorzystać z toalety?

      «Jest to możliwe» – odpowiedziały dobrodusznie starsi – «ale jeśli się umyje».

      – dlaczego – Ottila była oburzona, – Jestem aresztantem, ale masz sprzątaczkę w swoim stanie i ona musi umyć podłogę.

      – Powinien, ale nie powinien, myć dolnyaka po tak śmierdzących bezdomnych. No więc jak?

      – Nie umyję sprawy! – Generalnie Pluskwa powiedziała kategorycznie.

      – Więc