Szkoła Bogów. Бернар Вербер

Читать онлайн.
Название Szkoła Bogów
Автор произведения Бернар Вербер
Жанр Поэзия
Серия
Издательство Поэзия
Год выпуска 0
isbn 978-83-7999-412-0



Скачать книгу

opadać. Pojawia się zamieszanie, a następnie strach, wywołujące przemoc i chaos. Dwa kroki w tył. Zazwyczaj bywa tak, że ta faza również osiąga swój kres, by znowu powrócić do fazy inspiracji. Ileż jednak straconego czasu… Tak właśnie powstało, rosło, kwitło i rozwijało się Cesarstwo Rzymskie, we wszystkich dziedzinach wyprzedzając inne cywilizacje: w systemach prawnych, kulturze, technologii… A potem widzieliśmy, jak się psuje, staje się tyranem, by wreszcie upaść, opanowane przez Barbarzyńców. I trzeba było czekać na średniowiecze, aby ludzkość podjęła dzieło, przerwane przez Rzymian w czasach ich świetności. Nadszedł kres nawet najlepiej rządzonych i najbardziej przewidujących cywilizacji, tak jakby ich upadek był nieuchronny.

Edmond Wells, Encyklopedia Wiedzy Relatywnej i Absolutnej, tom V

      28. CZAS ZAPISANY NA BRUDNO

      Zniszczone pola. Zrujnowane krajobrazy. Podmyte drogi, zarośnięte przez ciernie. Splądrowane budynki, w których ukrywają się nieliczni ludzie, gotowi zabić dla najmniejszej ilości pożywienia. Bandy dzikich dzieciaków, walczące o marne jadło z dobrze zorganizowanymi stadami psów. Ocalali z wojen żołnierze, którzy atakują nielicznych wędrowców, poszukiwaczy wyimaginowanych, lepszych horyzontów, a potem łupią ich i zabijają.

      W 2222 roku na „Ziemi 17” ludzkość zapomniała, co to jest moralność i medycyna. Epidemie dziesiątkują tych, którym udało się przeżyć. Nie ma telewizji, radia, globalnego przekazu. Miejsce cywilizacji zajęła wściekła przemoc i absolutne dobro jednostki. Przyklejony do lupy, przebiegam wzrokiem przez wszystkie siedem kontynentów, szukając czegoś, co zapowiadałoby odnowę.

      Moja wytrwałość zostaje nagrodzona: w gęstym lesie widzę polanę, na której jakieś plemię wydaje się tworzyć wioskę. Chaty na palach, zwrócone ku sobie, ustawione są w półkolu. Płonące na środku placu wielkie ognisko ogrzewa zgromadzonych przy nim ludzi. Ich włosy z wetkniętymi weń ptasimi piórami lśnią od zwierzęcego łoju.

      Powrót do prehistorii…

      Tymczasem w jednym z kącików placu jakiś starzec zwraca się do słuchających go z uwagą dzieci i tak, razem z nimi, dowiaduję się historii upadku ich świata w wersji, jaką przekazał mu ojciec, jemu zaś inny przodek-gawędziarz.

      „Niegdyś – opowiada – ludzie potrafili latać. Mogli rozmawiać ze sobą na odległość. I to na całej planecie. Podróżowali, przemieszczając się w specjalnych kapsułach. Posiadali maszyny, które myślały lepiej i szybciej. Potrafili nawet tworzyć światło bez użycia ognia. Niegdyś… setki narodów żyły w pokoju dzięki swojej «demokratycznej» cywilizacji. Ale potem niewielka grupka państw, w których rękach były surowce naturalne, zaczęła likwidować «demokratyczne» wartości i zastępować je religią opartą na Zakazie. Nawróceni wybierali spośród siebie przedstawicieli, którym nadawano miano «Zakazywaczy». Ci zaś dawali o sobie znać, mordując wyznawców innych kultów, paląc ich świątynie, następnie zabijając swoich własnych zwolenników i oczywiście tych, którzy byli im przeciwni. Podkładali bomby wszędzie tam, gdzie gromadzili się wierni idei demokracji, powodując niezliczone ofiary. Demokraci, nie wiedząc, jak reagować na bezduszną przemoc, nie zaprzepaszczając przy tym własnych wartości, początkowo przymykali oczy, potem usiłowali schlebiać Zakazywaczom, proponując im różne przywileje. Ci ostatni w ich postawie widzieli tylko oznakę słabości, a więc mnożyli akty przemocy. Im więcej krzywd wyrządzali Zakazywacze, tym bardziej demokraci szukali usprawiedliwienia ich postępków, znajdowali wytłumaczenie i oskarżali siebie, że to oni sami sprowokowali takie zachowania.

      Pewni siebie i przekonani o słuszności swoich poglądów Zakazywacze wyznawali proste zasady, co różniło ich od demokratów i wiernych innych religii. Tym samym zdobywali nad nimi przewagę. Podczas gdy jedni żyli w zwątpieniu i złożoności swoich poglądów, drudzy powolutku zakazywali swoim kobietom kształcić się oraz pracować i zmuszali je, by zostawały w domu, zajmując się kuchnią i dziećmi. Demokraci, przekonani, że w świecie rządzonym przez naukę, logikę i technologię, na obskurantyzm nie ma miejsca, wierzyli, że prędzej czy później musi on zginąć. Ale on trwał. Zaś ruch Zakazywaczy rozwijał się i rósł w siłę, znajdując swych wyznawców wśród przeciwników postępu. Najpierw tych, którzy uważając się za pokrzywdzonych, sądzili, że to będzie ich zemsta, by wreszcie zarazić intelektualistów, znajdujących w przemocy i prostocie formy nowy pomysł na przyszłość.

      Upodlone demokratyczne społeczeństwa na kolanach, jedno po drugim poddawały się jarzmu wyznawców nowej religii. Dalekie od tego, by stawić im czoła, spierały się, jak powstrzymać zarazę. I nie znalazły sposobu. Podczas gdy dogorywały ostatnie punkty oporu, nad wszystkim zapanował terror. Obowiązywało jedynie prawo Zakazywaczy. A ludzie nawracali się, by zapewnić sobie spokój lub uratować życie. Przyjęli nowe zasady wiary. Kobiety były posłuszne mężczyznom, którzy nad nimi panowali i posiadali wszelkie prawa. Nikt już nie śmiał wyrażać swoich poglądów, nikt nie kształcił się w innej dziedzinie niż religia, nikt już nie śmiał posiadać własnych przekonań. Zmuszano wszystkich do ciągłej modlitwy o wyznaczonych porach. Ci, którzy próbowali się wyłamać, padali ofiarą sąsiedzkich donosów.

      – Dlaczego tak się działo? – zapytało jedno z dzieci.

      – Demokraci stawiali pytania, Zakazywacze dawali odpowiedzi. Kiedy okazało się, że obszary demokratyczne to kilka regionów wielkości chusteczki do nosa, nieustannie nękanych przez zamachowców-fanatyków, wtedy wreszcie ukazał się prawdziwy przywódca Zakazywaczy. Nie był to jeden z prezentowanych wszędzie dowódców terrorystycznych, lecz oficjalny przywódca najbogatszego państwa, dysponującego największymi zasobami surowców naturalnych. Człowiek nieustannie głoszący swoje poparcie dla demokracji. W systemie zakazów bycie dwulicowym uważano za wojenny fortel.

      Ów przywódca ogłosił, że jest najwyższym autorytetem religijnym i narzucił całemu światu swoją dyktaturę. Zaraz też stworzył hierarchię wodzów oraz ich zastępców, podlegających tylko jemu. Policja polityczna i religijna egzekwowały przestrzeganie prawa. Podczas gdy społeczeństwu broniono najmniejszej przyjemności, on sam, jego rodzina i bliscy opływali w dostatki, żyli w rozpuście i wyuzdaniu, korzystając z wszelkich bogactw. I niczego sobie nie zabraniając.

      – I nadal mogli latać, przemieszczać się, nie używając koni oraz wytwarzać światło bez pomocy ognia? – zapytało jedno z plemiennych dzieci.

      Starzec przepłukał sobie gardło i podjął na nowo:

      – Zakazywacze prześladowali naukowców oraz inżynierów, gdyż obawiali się wynalezienia nowych sposobów stawiania oporu. Każdy, kto kojarzył się z intelektualistą, zostawał poddany śmiertelnym torturom, tak by nikt nie rozpowszechniał teorii z definicji uznawanych za wywrotowe.

      Zakazywacze palili dzieła naukowe, niszczyli dzieła sztuki, których nie byli autorami. Lekarzy, z natury swojej będących zwolennikami demokracji, uznano za czarnoksiężników i skazano na śmierć, a epidemie znów zaczęły zbierać obfite żniwo. Po zakazie edukacji kobiet, stosowania technologii i medycyny, przyszła kolej na podróże, telewizję, książki. Nawet ptakom zabroniono śpiewać, uważając, że ich trel może być konkurencją dla wezwań na modlitwę… Zakazywacze ponownie spisali historię, czyniąc to według własnego uznania. Zlikwidowali wszelkie rozrywki, z wyjątkiem obowiązkowych publicznych egzekucji, odbywających się na stadionach. Wszędzie panował strach.

      – Zatem, jak to się stało, że my przeżyliśmy? – zapytało kolejne dziecko.

      – Tyran wreszcie zmarł ze starości. Jego śmierć wznieciła gwałtowne walki pomiędzy żądnymi sukcesji synami. Nie było już wielkiej armii ani jednolitej policji religijnej. Teokratyczne państwo rozpadło się na kawałki. Niegdysiejsi oficerowie przeobrazili się w dowódców wojskowych. Tu i ówdzie niezależne bandy przemocą znaczyły