Poznański Czerwiec 1956. Отсутствует

Читать онлайн.
Название Poznański Czerwiec 1956
Автор произведения Отсутствует
Жанр История
Серия
Издательство История
Год выпуска 0
isbn 978-83-7768-154-1



Скачать книгу

Archiwum Wojskowego, skąd otrzymał 21 sierpnia 1981r. uprzejmą odpowiedź, że – pomimo szczegółowych poszukiwań w zespołach akt różnych okręgów wojskowych – takiej ulotki nie znaleziono…).

      Na dachu kawiarni „Teatralna” (narożnik ulic Roosevelta i Dąbrowskiego) mężczyzna w cywilu strzelał do ludzi w kierunku mostu Teatralnego. Po pewnym czasie sam padł zabity.

      Bogdan Zaremba, student Politechniki, obserwował niezabudowane od strony południowej skrzyżowanie ulic Dąbrowskiego i Kochanowskiego. Raz po raz ktoś padał. Świst pocisku słychać od strony ul. Słowackiego. Ktoś strzelał z najwyższego piętra domu narożnego przy ul. Słowackiego 22. Była to siedziba związków zawodowych. W jednym z pokoi na III piętrze zgromadziło się 10 osób, działaczy związkowych. Około godziny 14 przez okno wpadła do wnętrza długa seria z pistoletu maszynowego. Jest dwóch zabitych (R. Makowski, M. Matwiejczuk), padli ciężko ranni (S. Staszewski i Z. Matuszak), lżejsze rany otrzymali T. Taczkowska, K. i M. Motylowie. Razem trafnych 12 pocisków. Dwie osoby zostały ranne w nogi, strzelano zatem z góry. W pobliżu stoi sześciopiętrowy budynek ZUS.

      Na jezdni ul. Kochanowskiego, jakieś 50 metrów od budynku UBP, naprzeciw prześwitu między domami nr 3 i 4, stała opuszczona przyczepa. Około godziny 14, kiedy zdawało się, że walka ogranicza się do rzucania butelek z benzyną, na przyczepę weszło kilkunastu młodych i starszych ludzi, aby lepiej widzieć. Nagle ze szczytowego okna UBP zaczęto znowu strzelać. Stojący na przyczepie pozeskakiwali i pochowali się. Na przyczepie pozostało dwóch 15-letnich chłopców, którzy ze strachu położyli się: jeden, Andrzej Wojciechowski, pod plandeką, gdzie ułożył sobie małą osłonę z paczkowanej mąki wrocławskiej, którą przyczepa była załadowana; drugi, Jurek Jankowiak, wzdłuż kolegi – na plandece. Po chwili Jurek, trafiony w środek głowy, już nie żył, choć nawet strzału nie było słychać. Żaden z nich nie miał broni.

      W Szpitalu im. Raszei zabrakło już zapasowych łóżek. Rannych układano na materacach na podłodze w sali konferencyjnej (dziś kaplica). Porucznik Legat wyszedł z opanowanego przez demonstrantów czołgu. Liczbę stanowisk ogniowych czynnych w rejonie walk, obsadzonych przez pojedynczych ludzi lub grupy strzelców, szacuje się na około 50. Przy południowym krańcu ul. Kochanowskiego do gmachu UBP zza murowanych słupków ogrodzenia strzelali podchorążowie: Wacław Prokopczyk, Stanisław Niekłoń, Leszek Nowacki. Za barykadą uczył obchodzić się z bronią podporucznik. Na klatce schodowej domu przy ul. Poznańskiej 58 dowodził grupą strzelców żołnierz.

      Godzina 14.00–14.30. Na lotnisko w Ławicy, na zachodnim krańcu Poznania, przyleciał specjalny samolot z Warszawy z gen. Stanisławem Popławskim i jego sztabem. Tymczasowy punkt dowodzenia urządzono w koszarach przy lotnisku. Generał otrzymywał meldunki o silnej wymianie ognia w dużej części miasta.

      Dla ochrony ZISPO przyjechał oddziałek kilkunastu żołnierzy w opancerzonym samochodzie. W Zakładach panował spokój. W mieście demonstranci zajmowali dalsze budynki. Wymiana ognia nasiliła się. Przy czołgach stojących przed instytucjami publicznymi dużo ciekawych. Rozmowy z załogami.

      Drugi rzut oddziałów OSWPiZ próbował działać energicznie z zadaniem odblokowania oblężenia gmachu UBP. Kolumna czołgów na ul. Dąbrowskiego wpadła w zastawioną w rejonie rozlewni piwa pułapkę w postaci grupy demonstrantów z pokaźnym zapasem butelek z benzyną, które rzucano na czołgi, starając się trafić w kratę osłaniającą nawiew silnika. Kilka czołgów spalono.

      W tym czasie wchodziła do miasta 19. dywizja pancerna wraz z innymi jednostkami wchodzącymi w skład IV Korpusu Armijnego. Wchodzące do miasta ul. Dąbrowskiego oddziały, jadące dwiema kolumnami: czołgów i samochodów, zostały zaatakowane lawiną butelek z benzyną, rzucanych z okien domów w okolicy rozlewni piwa. Samochody wycofały się i przez ul. Kościelną wjechały w al. Wielkopolską. Kilka czołgów płonęło.

      Do godziny 15.30 trwało zajmowanie przez poszczególne jednostki tej dywizji wyznaczonych stanowisk. Czołgi obstawiły wszystkie obiekty wojskowe, koszary, więzienie, elektrownię, dworce Główny i Zachodni, radiostację. Siedem czołgów i kilka wozów opancerzonych otoczyło gmach UBP. Dywizję wyposażono w amunicję bojową. Żołnierze byli przekonani, że to Niemcy wywołali w Poznaniu powstanie. Znaczne nasycenie ulic miasta czołgami. Stały na ulicach Wyspiańskiego, Rokossowskiego (Głogowska), na pl. Wielkopolskim, w śródmieściu. Na ulicach Roosevelta, Krasińskiego, Poznańskiej i Mickiewicza stało ich ponad 40. Nie zmieniło to jednak zasadniczo sytuacji. Ostrzał gmachu UBP wciąż trwał. Niezmiennie czynne były stanowiska w gmachu ZUS, na barykadzie naprzeciw ul. Kochanowskiego i w wielu innych punktach dookoła gmachu „bezpieczeństwa”.

      Zorganizowały się grupy poszukujące broni. Na skrzyżowaniu ulic Dąbrowskiego i Kochanowskiego został ranny i pobity, ociągający się z opuszczeniem czołgu dowódca kompanii czołgów por. Walerian Klimczak. Dowódcą drugiej grupy czołgów był por. Leopold Cupiał. Tam też tłum zatrzymał i rewidował karetkę pogotowia prowadzoną przez kierowcę Franciszka Figlera, podejrzewaną o dostarczanie amunicji do gmachu „bezpieczeństwa”. Wynik rewizji nie potwierdził podejrzeń. Ulicą Dąbrowskiego kapral wiózł na motocyklu rannego oficera. Od strony wiaduktu kolejowego nadjechał na ul. Poznańską samochód ciężarowy z wojskiem. Stanął przy skrzyżowaniu z ul. Kochanowskiego i – najwidoczniej nie mając zamiaru włączać się do żadnej akcji – po kilkunastu minutach pojechał dalej. Przez ten czas ogień demonstrantów ucichł w tym rejonie.

      Od strony ul. Libelta nadjechało dalszych 10 czołgów. Strzelały do witających ich przyjaźnie cywilów. Są to już czołgi IV Korpusu Armijnego.

      Ciężko ranny podchorąży Ryszard Ficek, niesiony na noszach, groził pięścią tłumowi: „Nasze chłopaki zemszczą się za mnie”. Tłum był bliski samosądu.

      Samoloty krążyły nad miastem.

      Godzina 14.30–15.00. Czołg nr 945, w czasie pierwszej interwencji OSWPiZ oddany cywilom, później opuszczony z powodu braku amunicji, znów strzelał do gmachu UBP z placyku przy ul. Poznańskiej. Wkrótce opanowało go wojsko. Strzelcem okazał się 18-letni Marian Kubiak, którego z czołgu wyciągnięto za pomocą bagnetów. W czasie operacji tego rannego, przeprowadzonej przez dr. Józefa Granatowicza i dr. Henryka Karonia, stwierdzono rany kłute brzucha, jelit, łokcia. W czasie zabiegu w Szpitalu im. Raszei salę operacyjną ostrzeliwano. Kubiak spoczywa na Cytadeli.

      Na ul. Matejki oficer LWP został ostrzelany przez siedzącego na drzewie ucznia technikum zawodowego.

      Do Studium Wojskowego Wyższej Szkoły Rolniczej podjechał star 20 z grupą demonstrantów. Według aktu oskarżenia zabrano stamtąd 7 jednostek broni i 300 sztuk amunicji. Według zeznań kierownika Studium Wojskowego – nie było tam ani amunicji, ani broni zdatnej do użytku.

      Na narożniku ulic Mickiewicza i Słowackiego strzelał do ludzi czołg. Potem jechał ul. Dąbrowskiego w stronę Rynku Jeżyckiego. Ludność ruszyła za nim. Z drugiego czołgu wyszedł dowódca w stopniu kapitana. Nie strzelał.

      Opancerzony transporter KBW dostarczył amunicję do gmachu UBP. W mieście luźne zgrupowania ludności. Przygodni mówcy rozpowszechniali różne pogłoski, np. o zmianie rządu.

      Na lotnisku w Ławicy I sekretarz KW PZPR Leon Stasiak i inni miejscowi przedstawiciele władzy oczekiwali przylotu premiera Cyrankiewicza. Nie posiadamy żadnego udokumentowanego zapisu, gdzie przebywał przez cały dzień L. Stasiak. Rozchodziła się pogłoska, że uciekł do Gniezna. Cyrankiewicz przyleciał w asyście Edwarda Gierka, Jerzego Morawskiego i innych wysokich rangą członków partii. W przyległych koszarach komisja ta urządziła swoją tymczasową siedzibę. (J. Ptasiński pisze, że „sekretarz KC PZPR Gierek przyjechał do Poznania samochodem we wczesnych godzinach rannych, nic nie wiedząc o demonstracjach ulicznych”).

      Tymczasem na dziedzińcu rozlewni piwa zwanej browarem, przy