Poznański Czerwiec 1956. Отсутствует

Читать онлайн.
Название Poznański Czerwiec 1956
Автор произведения Отсутствует
Жанр История
Серия
Издательство История
Год выпуска 0
isbn 978-83-7768-154-1



Скачать книгу

Publicznego przy ul. Kochanowskiego weszło wielu młodych ludzi – funkcjonariuszy „bezpieczeństwa”. W każdym oknie stanęło ich po dwóch, trzech i przyglądali się nielicznym jeszcze przechodniom. Szef WUBP ppłk Feliks Dwojak jako świadek zeznawał: z Warszawy przyjechała grupa operacyjna i zajęła II piętro gmachu UB*.

      W poprzek jezdni ul. Kochanowskiego – w odstępie obejmującym front budynku – były zainstalowane uchylne szlabany. Do UBP przybył także pluton gospodarczy 10. pułku KBW. Zespół garażowy WUBP, znajdujący się przy ul. Krasińskiego z wjazdem niedaleko ul. Kochanowskiego, pracował w pełnej obsadzie. Trzej funkcjonariusze – Teodor Nowak, Stanisław Pejka i Marian Kubicki – przebywali tam przez prawie cały dzień.

      Jeszcze jeden pochód znacznej grupy demonstrantów doszedł z Łazarza do Dworca Zachodniego. Okrzyki „Precz z dyktaturą!”, „Polska dla Polaków!”. Wszyscy zmierzali na pl. Stalina.

      Godzina 10.00. W tłumie, który mógł już liczyć 100 tysięcy, narastało zniecierpliwienie. Nie potwierdziła się wiadomość o rychłym przyjeździe Cyrankiewicza. Na zapowiadany wiec też się nie zanosiło. Z radiowozu wciąż ktoś przemawiał. Powtarzały się oskarżenia pod adresem władz. Mówiono o stacji zagłuszającej audycje radia z Zachodu, o uwięzionych delegatach. Coraz bardziej natarczywie rozlegały się wołania: „Na pajęczynę!”, „Do więzienia na Młyńską, uwolnić naszych braci!”, „Na Kochanowskiego – wypuścić więźniów!”.

      W Warszawie o godzinie 10 rozpoczęło się posiedzenie Biura Politycznego KC PZPR.

      Nie brały udziału w powszechnym strajku w Poznaniu następujące zakłady: „Pomet”, „Lechia”, Antoninek, Zakłady Przemysłu Ziemniaczanego, Zakłady Napraw Samochodowych, Zakłady Przemysłu Fosforowego. W owym czasie były to zakłady małe, w proporcji do zaangażowanych w protestacji, bez przeciwważnego znaczenia. Nie byli też namawiani do strajku pracownicy zakładów użyteczności publicznej. Przecież jednak – jak wskazuje lista ofiar, zatrzymań i aresztowań – w demonstracji i późniejszych zajściach udział brali indywidualni robotnicy ze wszystkich wymienionych zakładów.

Gniew ludu

      Po godzinie 10.00 z ogólnej masy manifestantów na pl. Stalina odłączyły się grupy ze sztandarami i transparentami. Janusz Kulas niósł transparent wykonany w dekoratorni przy ul. Szamarzewskiego i prowadził pochód na Międzynarodowe Targi Poznańskie. Po odśpiewaniu pod Wieżą Górnośląską pieśni Boże, coś Polskę…Roty grupa wróciła ku pl. Stalina. Tymczasem z ul. Marchlewskiego ku Kaponierze szła grupa dzieci z wychowawcą na czele. Dzieci machały chorągiewkami. Wychowawca mówił: „Na Kochanowskiego”. Za nimi ruszył spory oddział demonstrantów.

      W drugą stronę jechał radiowóz, prowadząc znaczną, parotysięczną grupę na ul. Młyńską. Pochód ten zatrzymał się przed hotelem „Bazar”, gdzie mieszkali cudzoziemscy goście. Po odśpiewaniu Boże, coś Polskę… i po chwili głośnej demonstracji swoich żądań w rodzaju „Precz z komuną” radiowóz, kierowany przez Aleksandra Tylskiego, ruszył. Przez megafony wskazywał kierunek: „Na Młyńską – uwolnić naszych ojców i braci!”.

      Tymczasem z VI piętra gmachu Ubezpieczalni Społecznej stojącego u zbiegu ulic Dąbrowskiego i Mickiewicza demonstranci z pasją i satysfakcją zrzucali przez okna na bruk urządzenia stacji zagłuszającej audycje radiowe z Zachodu. Zrywali także anteny.

      Na dole pierwsza 500-osobowa grupa ludzi skręciła z ul. Dąbrowskiego w ul. Kochanowskiego i doszła o 10.15 przed gmach WUBP. W tym samym czasie, może nieco wcześniej, ppłk Feliks Dwojak, szef WUBP, wydał rozkaz zabarykadowania głównego wejścia do gmachu. Na przodzie grupy szły tramwajarki ze sztandarami, przed nimi gromadka dzieci. W grupie przeważali tramwajarze i młodzież. Szli ku ul. Poznańskiej i zawrócili.

      Do budynku Komitetu Miejskiego PZPR przy ul. Mickiewicza obok Ubezpieczalni weszło kilkunastu demonstrantów z okrzykami: „Skończyło się wasze panowanie!”, „Nie będziemy żywić darmozjadów!”, „Chcemy Polski katolickiej, a nie bolszewickiej!”. Zaczęto usuwać pracowników Komitetu z budynku. Wezwany pluton MO przepędził demonstrantów i zabarykadował drzwi. Wkrótce jednak nadeszła duża grupa demonstrantów, wyważyła drzwi i wtargnęła do środka. Pracowników Komitetu poturbowano i wypchnięto z budynku. Po chwili demonstranci wyszli razem z milicją.

      Około godziny 10.20. Władysław Markiewicz organizuje zebranie aktywu partyjnego KW PZPR w Izbie Rzemieślniczej. Wysunięto postulat skierowany do premiera, aby ten natychmiast spełnił żądania tłumu i wystąpił na wiecu, przemawiając z balkonu Uniwersytetu. Zebrani delegowali wiceprzewodniczącego WRN Franciszka Szczerbala do nawiązania kontaktu z premierem.

      Godzina 10.30. Od ul. Dąbrowskiego wlewał się w ul. Kochanowskiego tłum ludzi. Transparenty, sztandary, okrzyki. Romek Strzałkowski, trzynastoletni uczeń szkoły muzycznej, szedł z rówieśnikami na przodzie pochodu. Niósł transparent: „Żądamy religii w szkole”. Przy kiosku na rogu ul. Dąbrowskiego oddał koledze transparent i wziął chorągiewkę, z którą wysunął się znów na czoło pochodu.

      Z tłumu wyłoniła się delegacja i poszła do drzwi gmachu UBP. Nikt nie otworzył, drzwi były przecież zabarykadowane. Tłum rósł. Padały okrzyki – już tylko polityczne: „Precz z pachołkami bolszewizmu!”, „Wypuśćcie naszych delegatów!”.

      W kilku oknach na parterze wysunięto przeciwpożarowe prądownice i strumienie wody skierowano na pobliski tłum. Tłum zafalował i sięgnął po kamienie. Kamieni wszędzie pełno, boki chodników brukowane są małą kostką bazaltową. Wartownik w oknie przy głównym wejściu został kamieniem ugodzony w oko. Prądownice przeniesiono na wyższe piętra, ciśnienie wody spadło i jej strumienie nie były już tak rażące. Tłum rzucał kamieniami. W dalszym ciągu obowiązywał funkcjonariuszy zakaz strzelania. Była godzina 10.40.

      W tym samym czasie inna wielka gromada doszła do centralnego więzienia przy ul. Młyńskiej. Część ludzi przyszła tam ul. Młyńską, część ul. Solną. W więziennych budkach strażniczych siedziało po kilku strażników, byli bierni. Więzienie było chronione przez 48 strażników. Spośród demonstrantów wyłonił się „komitet” do rozmów z naczelnikiem więzienia, nie wpuszczono ich jednak do środka. W okolicznych domach manifestanci poszukiwali łomów, młotów, narzędzi do wyważenia bramy. Naczelnik więzienia Lewandowski trwał przy telefonie. Dyrektor departamentu więziennictwa MSW, płk Hipolit Duliasz, polecił naczelnikowi więzienia nie bronić go, nawet w przypadku wdarcia się do środka demonstrantów. Strażnicy próbowali środka odstraszającego, oblewając tłum wodą z przeciwpożarowych hydrantów. Około godziny 10.50 nastąpił szturm do bramy więzienia – bez skutku. Natychmiast jednak kilku młodych ludzi przeszło przez mur do wnętrza i od wewnątrz otworzyło bramę. Wielka gromada ludzi wpadła do wnętrza, błyskawicznie otworzyła pośrednie bramy i cele. Najwidoczniej byli wśród tej gromady tacy, którzy znali rozkład więzienia. Strażnicy pozwolili się rozbroić. Demonstranci zabrali część broni. Więźniowie w liczbie 252 opuścili cele i szybko wybiegli na ulicę. Odmówiło wyjścia z cel 5 więźniów. Na podwórzu więziennym spalono samochód więźniarkę popularnie zwany „suką”.

Krwawe zmagania

      W chwili, gdy z bramy więziennej zaczęła wychodzić grupa więźniów przemieszana z wracającymi manifestantami, na ulicy padła krótka seria z broni maszynowej. Zbliżała się godzina 11. Stojąca przy krawędzi jezdni między wejściem do więzienia a bramą sądu, otoczona grupą uczestników zajścia, upadła nagle 20-letnia kasjerka baru mlecznego Stefania Owsianna, brocząc krwią. Dwóch młodych ludzi przeniosło ją do przedsionka sądu. Stwierdzili postrzał uda i podudzia. Zaniepokojeni krwotokiem wołali o sprowadzenie karetki pogotowia. Po dłuższej chwili nadjechał samochód gościa targowego, który zawiózł ranną do szpitala przy ul. Szkolnej.