Poznański Czerwiec 1956. Отсутствует

Читать онлайн.
Название Poznański Czerwiec 1956
Автор произведения Отсутствует
Жанр История
Серия
Издательство История
Год выпуска 0
isbn 978-83-7768-154-1



Скачать книгу

przebrała się w kombinezony, nie podejmując jednak pracy. Na W-3 cała załoga zgromadziła się w hali przesuwnicy. Do zebranych zwrócił się Edmund Taszer. Powiedział, że wyniku wczorajszych debat nie zna, ale rozmowy mają być kontynuowane. Załoga jednak już nie chciała rozmów, które nazywała „mydleniem oczu”.

      Godzina 5.55. Do hali wszedł Stanisław Matyja. Powitało go jednomyślne: „Hura!”. Edmund Taszer usiłował uspokoić ludzi, jednak nikt go już nie słuchał.

      Godzina 6.00. Buczek na rozpoczęcie pracy pierwszej zmiany. Kilka tysięcy ludzi zaczęło wychodzić z hali. Tłum podzielił się na grupy, które obeszły inne wydziały Zakładów (W-2, W-4, W-6, W-8), wchłaniając większość załóg tych wydziałów. Do wyjścia na ulice zachęcali też cegielszczaków pracownicy „TASKO” Zjednoczenia Przemysłu Taboru Kolejowego, którzy chodzili od wydziału do wydziału z okrzykiem: „Z nami, bracia robotnicy!”.

      Godzina 6.20. Słychać syrenę przy małej bramie, uruchomioną przez Bogdana Majtasa. Po chwili przy dużej bramie uruchomił syrenę Kazimierz Berencz. Otwarły się bramy wschodniej części Zakładów. Potok ludzi powoli wypłynął przez bramy na ul. Dzierżyńskiego. Na wysokości elektrowni stali „prowokatorzy”: Matyja, Wielgosz, Sulejewski, Steciuk, Kaniewski, Bilitz… Kaniewski wspomina: „To było instynktowne – nie mieliśmy żadnej organizacji, a każdy wiedział, że już wychodzimy”.

      Godzina 6.30. Dyżurny elektrowni zamknął się w swojej kabinie. 28-letni ślusarz z W-8, członek PZPR, aktywista związkowy, korespondent gazety zakładowej „Na Stalinowskiej Warcie” – Bogdan Marianowski – wspiął się przez okno i wszedł do kabiny, gdzie uruchomił główną syrenę Zakładów, ów „buczek”, umowny znak, że „Cegielski” zaczyna.

      Godzina 6.35. Otworzyła się główna brama w zachodniej części Zakładów. Do tłumu włączyli się robotnicy ze wszystkich wydziałów. Praca we wszystkich wydziałach ustała. Pochód ruszył i sformował się w kolumnę. „Po drodze zdjęto umieszczoną nad głównym wejściem do Zakładów tablicę z jego ówczesną nazwą: Zakłady im. J. Stalina w Poznaniu (ZISPO)”*. Znamienny ten fakt ujawnił i potwierdził, że obok ekonomicznej również polityczna motywacja skłaniała robotników do protestu. Robotnicy byli tu rzecznikami całego społeczeństwa. Na wysokości szpitala zakładowego zajechał drogę pochodowi dyrektor Zakładów do spraw technicznych, ogólnie szanowany za swą kompetentną wiedzę i kulturę inżynier Jan Drabik. Od robotników uzyskał mandat na zabezpieczenie Zakładów i wszedł do budynku dyrekcji.

      Dowódca 10. Wielkopolskiego Pułku Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego ppłk Józef Lipiński poinformował gen. Włodzimierza Musia, dowódcę Korpusu, o wychodzeniu załogi ZISPO na ulice. Warszawa nie podjęła żadnej decyzji*.

      Godzina 6.45. Na wysokości ul. Traugutta podjechał do robotników w pochodzie I sekretarz KW PZPR Leon Stasiak i próbował powstrzymać ich marsz. Żadne porozumienie nie było już jednak możliwe. W pochodzie szło około 80% całej załogi ZISPO. Oznaczało to 10 tysięcy świadomych i zdecydowanych ludzi, do których dołączali wciąż dalsi z mijanych zakładów pracy, a także znajdujący się na ulicy przechodnie. Słychać było pieśni religijne i patriotyczne. Pojedyncze zrazu okrzyki i hasła wzmagały się, podejmowały je całe grupy, skandowały. Ponad pochodem powiewały flagi i pojawiały się transparenty. Stojący na chodnikach mężczyźni zdejmowali nakrycia głowy.

      Godzina 7.00. Pochód na Rynku Wildeckim rozdzielił się. Jedna część, której przewodził R. Bilitz, poszła ul. Przemysłową do ul. Roboczej, druga część ciągnęła ul. Gwardii Ludowej.

      W Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego po codziennej odprawie majstrów rozpoczęła się w hali VIII zapowiedziana masówka z udziałem wiceministra komunikacji Józefa Popielasa. Bramy Zakładów były zamknięte. Wiceminister przemawiał.

      Godzina 7.20. Przodownicy pochodu otwarli szeroko główną bramę ZNTK i liczna grupa robotników ZISPO weszła na teren Zakładów. Okrzyki powitania. Załoga Zakładów Naprawczych przyłączyła się bez wahania do manifestantów. Członkowie PZPR wychodzili razem z bezpartyjnymi. F. Deckert relacjonuje: „Bramę otworzyli od zewnątrz… byli to cegielszczacy. Nasi wybiegli im naprzeciw i wśród okrzyków ruszyli wszyscy razem ul. Roboczą. Ja byłem sekretarzem partii na oddziale [oddział 5 – A.Z.], ale ja byłem także robotnikiem. Więc nie namyślając się długo poszedłem za wszystkimi…”.

      W poprzek torów tramwajowych na ul. Dzierżyńskiego (dziś 28 Czerwca 1956), przy ul. Sikorskiego, przewrócono olbrzymi wóz meblowy jako barykadę. Filmował to cudzoziemiec w samochodzie DU-6580.

      Godzina 7.30. Oba nurty pochodu połączyły się na ul. Marchlewskiego i szły dalej mostem Dworcowym. Znaczna część załogi pięciotysięcznych Zakładów Naprawczych połączona z robotnikami ZISPO stworzyła nową jakość tej demonstracji. Wobec przyłączania się do pochodu wciąż nowych grup pracowniczych – demonstracja stawała się wyrazem powszechnego protestu całego społeczeństwa Poznania. Pochód doszedł do głównego wejścia na teren Międzynarodowych Targów Poznańskich. Wkroczyła tam grupa młodych ludzi, lecz nie to miejsce było celem pochodu – jego przodownicy, którzy jeszcze panowali nad przebiegiem demonstracji, zawrócili ich. Z pochodem łączyły się załogi zakładów z Łazarza i Górczyna. Masa ludzka szła powoli. Pieśni patriotyczne i religijne to wybuchały w jednym miejscu, to mieszały się z innymi. Wznosiły się okrzyki wczoraj jeszcze zakazane – dziś publicznie wykrzyczane.

      Równocześnie opuściły swoje zakłady załogi prawobrzeżnego Poznania. W bazie sprzętu przy ul. Majakowskiego wciąż czekali na umówiony telefon z ZISPO – widocznie o nich zapomniano. Wkrótce jednak do bazy weszła delegacja z przedsiębiorstwa transportowego i zabrała całą załogę bazy do pochodu. Na ulicach widać grupy pracowników innych zakładów. Wszyscy zdążali w kierunku pl. Wolności – zgodnie z uprzednią wskazówką.

      Godzina 7.30. Na poligonie w Wędrzynie koło Sulechowa alarm we wszystkich jednostkach II Korpusu Armijnego (11. dywizja pancerna, 4. i 5. dywizje zmotoryzowane, w tym jednostki pomocnicze, np. jw. 2045 – batalion łączności 4. dywizji). Po uzbrojeniu w ostrą amunicję, około godziny 10 ogłoszono pogotowie marszowe.

      Godzina 7.50. Na poligonie w Biedrusku alarm w wielkich jednostkach IV Korpusu Armijnego (dwie dywizje zmotoryzowane i 19. dywizja pancerna oraz m.in. dywizjon artylerii przeciwlotniczej ochrony sztabu 19. dywizji).

      Godzina 8.00. Na ul. Mostowej naprzeciw pochodowi jechało na motocyklu 2 milicjantów. Demonstranci wyjęli im kluczyk od zapłonu i zostawili w spokoju. Po godzinie 8 praktycznie cała miejska komunikacja była unieruchomiona.

      Godzina 8.00–9.00. Główny pochód doszedł ulicami Roosevelta i Zwierzyniecką do zajezdni tramwajowej. Załoga MPK przyłączyła się do pochodu po pobiciu i oblaniu oliwą dyrektora Rasza, który się ich wyjściu przeciwstawiał. Stanęły tramwaje i autobusy. Wyjście robotników „Cegielskiego” spotkało się ze szczególnym poparciem Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego: z zatrudnionych na pierwszej zmianie tramwajarzy pozostało w zajezdniach 157 pracowników, a 1270 przyłączyło się do pochodu. Napotykane na trasie pochodu tramwaje zatrzymywały się. „Tramwajarze – wspomina Józefa Kaczmarek – o nic nie pytając, jakby wszyscy byli zmówieni… zgodnie zatrzymywali i zabezpieczali swoje wozy, pozostawiając je zamknięte na jezdni”.

      Średnio z zakładów pracy Poznania wzięło udział w demonstracji 70–80% zatrudnionych, w tym 50–60% zatrudnionych członków partii. W MPK z 254 partyjnych członków załogi pozostało w zakładzie tylko 48.

      Przy ul. Kraszewskiego, w oknach [Poznańskich] Zakładów Przemysłu Odzieżowego im. Komuny Paryskiej (dziś „Modena”), pracownice zamknięte w halach wołały o otwarcie drzwi. Szybkie wyważenie zamkniętej bramy skłoniło kierownictwo Zakładów do otwarcia hal. Załoga wyszła i połączyła