Shantaram. Roberts Gregory David

Читать онлайн.
Название Shantaram
Автор произведения Roberts Gregory David
Жанр Поэзия
Серия
Издательство Поэзия
Год выпуска 0
isbn 978-83-65586-44-5



Скачать книгу

za dandysa. Jednak na widok Kasima Alego w całych slumsach pojawiały się uśmiechy miłości i podziwu. Jego nieskazitelnie czyste, białe ubranie wydawało się nam wszystkim symbolem jego duchowej i moralnej prawości – od których w tym światku pełnym walki i nadziei zależeliśmy w takim samym stopniu, jak od wody ze wspólnej studni.

      Nieprzeciętnie wysoki, bez wysiłku dźwigał brzemię pięćdziesięciu pięciu lat. Nieraz widziałem, jak razem z młodym synem biegnie od zbiorników wodnych do chaty z ciężkimi naczyniami na ramionach i przez całą drogę nie pozostaje w tyle. Gdy siadał na trzcinowych matach, nie podpierał się rękami. Krzyżował stopy i opuszczał się do pozycji siedzącej, zgiąwszy kolana. Był przystojny, a jego uroda w dużej mierze brała się z tej zdrowej witalności i naturalnego wdzięku, które wspierały jego natchnioną, władczą mądrość.

      Przez swoje krótkie, srebrnosiwe włosy, szczupłą figurę i głęboki, dźwięczny głos Kasim przypominał mi często Kadirbaja. Nieco później dowiedziałem się, że ci dwaj wielcy dobrze się znali i byli bliskimi przyjaciółmi. Jednak różnili się pod wieloma względami, na przykład poglądami na władzę i korzystanie z niej. Kasim wspierał lud, który go kochał. Kadirbaj zdobył władzę i zatrzymał ją siłą woli i oręża. A w tym starciu sił to mafijny boss był górą. Mieszkańcy slumsów wybrali Kasima Alego na swojego przywódcę, ale to Kadirbaj ten wybór zaaprobował i na niego pozwolił.

      Kasim często musiał narzucać swoją wolę, ponieważ tylko on miał w slumsach prawdziwą władzę. Rozstrzygał spory, które przerodziły się w konflikty. Był sędzią w roszczeniach i kontrroszczeniach o majątek i prawa. A wiele osób po prostu prosiło go o poradę w każdej sprawie, od zatrudnienia po małżeństwo.

      Kasim miał trzy żony. Pierwsza, Fatima, była od niego o dwa lata młodsza. Druga, Shaila, była młodsza o dziesięć lat. Trzecia miała tylko trzydzieści osiem lat. Po raz pierwszy ożenił się z miłości. Dwa następne małżeństwa zawarł z biednymi wdowami, które w przeciwnym razie nie znalazłyby nowych mężów. Żony dały mu dziesięcioro dzieci – czterech synów i sześć córek – a te, które były wdowami, wprowadziły do jego rodziny jeszcze pięcioro własnych. Aby zapewnić im niezależność finansową, kupił cztery staroświeckie maszyny do szycia. Pierwsza żona, Fatima, ustawiła swoją pod płóciennym baldachimem przed chatą i zatrudniła jednego, dwóch, trzech i w końcu czterech krawców, którzy szyli koszule i spodnie.

      Ta skromna firma zapewniała krawcom i ich rodzinom utrzymanie, a nawet pewien zysk, dzielony równo pomiędzy trzy żony. Kasim nie brał udziału w prowadzeniu interesów i łożył na utrzymanie domu, więc pieniądze były wyłączną własnością żon, które mogły wydawać je według uznania. Z czasem krawcy pobudowali chaty wokół mieszkania Kasima, a ich żony i dzieci mieszkały tuż koło rodziny Kasima, tworząc bliską sobie grupę trzydziestu czterech osób, uważających przywódcę slumsów za ojca i przyjaciela. Była to rodzina spokojna i zadowolona. Nie zdarzały się w niej niesnaski. Dzieci bawiły się wesoło i chętnie wywiązywały się z obowiązków. A parę razy na tydzień Kasim otwierał swój wielki pokój dla wszystkich, by podczas majdżi – czyli forum – mogli się do niego zgłosić z żalami lub prośbami.

      Oczywiście nie ze wszystkimi dyskusjami czy problemami slumsów przychodzono do Kasima Alego, a Kasim czasami był zmuszony odgrywać rolę policjanta i sędziego tej społeczności rządzącej się własnymi prawami. Pewnego ranka, parę tygodni po wyprawie do trędowatych, piłem herbatę w głębi jego domu, kiedy Jeetendra wpadł z wiadomością, że pewien mężczyzna bije swoją żonę i może ją nawet zabić. Kasim Ali, Jeetendra, Anand, Prabaker i ja ruszyliśmy szybko wąskimi uliczkami w dzielnicy chat na obrzeżach slumsów, tuż przy mangrowych trzęsawiskach. Przed jedną z chat zebrał się tłum, a gdy zbliżaliśmy się do niej, z każdym krokiem wyraźniej słyszeliśmy dobiegające z wewnątrz uderzenia i żałosne krzyki.

      Kasim Ali dotrzegł stojącego tuż przy chacie Johnny’ego Cygaro i przedarł się do niego przez milczący tłum.

      – Co się dzieje? – spytał.

      – Joseph się upił – odpowiedział kwaśno Johnny i splunął głośno w stronę chaty. – Ten bahinchudh bije żonę przez cały ranek.

      – Przez cały ranek? Jak długo to się ciągnie?

      – Trzy godziny, może dłużej. Sam dopiero przyszedłem. Ludzie mi powiedzieli. Dlatego po ciebie posłałem, Kasimbaj.

      Kasim Ali zmarszczył brwi w dzikim grymasie i spojrzał gniewnie w oczy Johnny’ego.

      – To nie pierwszy raz Joseph bije żonę. Dlaczego tego nie ukrócisz?

      – Bo… – zaczął Johnny, ale nie mógł znieść tego spojrzenia i spuścił wzrok na kamienisty grunt pod nogami. Gotował się w nim gniew i wydawał się bliski łez. – Ja się go nie boję! Nie boję się tu żadnego mężczyzny! Wiesz o tym! Ale oni są… oni są… to jego żona…

      Ludzie w slumsach mieszkali bardzo blisko siebie. Najbardziej intymne odgłosy i zachowania ich życia były znane. I jak wszyscy, nie rwali się do wtrącania w to, co uważali za domowe niesnaski, nawet kiedy podczas tych tak zwanych niesnasek zaczynała się lać krew. Kasim Ali uspokajająco położył rękę na ramieniu Johnny’ego i polecił mu natychmiast powstrzymać Josepha. W tej samej chwili z chaty ponownie dobiegły krzyki i dźwięk razów, a po nich przerażający wrzask.

      Parę osób zrobiło krok naprzód, gotowe działać. Nagle cienkie drzwi chaty otwarły się gwałtownie, a żona Josepha wypadła na zewnątrz. Zemdlała u naszych stóp. Była naga. Długie włosy miała dziko splątane i sklejone krwią. Na plecach, pośladkach i nogach miała głębokie rany i sinoczerwone pręgi po ciosach jakiegoś pręta.

      Ludzie wzdrygnęli się i cofnęli ze zgrozą. Nagość kobiety wstrząsnęła nimi tak samo jak straszne rany. Mną także. W owych czasach nagość była w Indiach jak potajemna religia. Tylko szaleńcy lub święci pokazywali się nago. Przyjaciele ze slumsów wyznali mi szczerze, że przez lata małżeństwa nie widzieli swoich żon bez ubrania. Wszystkich nas zdjęła litość dla żony Josepha i ogarnął wstyd, od którego zapiekły nas oczy.

      Z chaty dobiegł krzyk i z drzwi wytoczył się Joseph. Bawełniane spodnie miał poplamione moczem, a podkoszulek podarty i brudny. Rysy wykrzywiał mu głupi, dziki pijacki grymas. Włosy miał zmierzwione, a na twarzy ślady krwi. W dłoni nadal ściskał bambusowy pręt, którym bił żonę. Zmrużył oczy w słonecznym świetle, a potem jego mętne spojrzenie padło na ciało żony, leżącej twarzą do ziemi pomiędzy nim i tłumem. Rzucił przekleństwo i zrobił krok w jej stronę, znowu podnosząc rękę do ciosu.

      Wstrząs, który nas paraliżował, ustąpił w zbiorowym krzyku i rzuciliśmy się, żeby go powstrzymać. Dziwne, ale to mały Prabaker pierwszy go dopadł i rzucił się na tego o wiele większego mężczyznę, przewracając go na wznak. Wydarto pręt z dłoni Josepha, przytrzymano go na ziemi. Rzucał się i krzyczał, bryzgając śliną i obrzucając wszystkich przekleństwami. Podeszło parę kobiet, zawodzących jak podczas pogrzebowej ceremonii. Przykryły żonę Josepha sari z żółtego jedwabiu, podniosły ją i zabrały.

      W tamtej chwili bardzo niewiele brakowało do linczu, ale Kasim Ali natychmiast zapanował nad sytuacją. Rozkazał ludziom rozejść się lub cofnąć, a tym, którzy przytrzymywali Josepha, kazał nadal trzymać go na ziemi. Jego następny rozkaz mnie zaskoczył. Myślałem, że wezwie policję lub każe zabrać Josepha. Tymczasem spytał, jaki alkohol pił Joseph, i zażądał, by przyniesiono mu dwie butelki. Kazał przynieść także charras i chillum, a Johnny’emu Cygaro zlecił przygotowanie fajki. Kiedy pojawił się pędzony domowym sposobem alkohol, nazywany daru, kazał Prabakerowi i Jeentendrze wlać go przemocą w gardło Josepha.

      Posadzono