Shantaram. Roberts Gregory David

Читать онлайн.
Название Shantaram
Автор произведения Roberts Gregory David
Жанр Поэзия
Серия
Издательство Поэзия
Год выпуска 0
isbn 978-83-65586-44-5



Скачать книгу

Bogu, dzięki Bogu.

      – Kobiety z twojej rodziny i rodziny Marii postanowiły, co zostanie uczynione – ciągnął Kasim powoli i dobitnie. – Czy żałujesz? Czy wiesz, co zrobiłeś swojej żonie i czy tego żałujesz?

      – Tak, Kasimbaj – rozpłakał się Joseph. – Bardzo, bardzo żałuję.

      – Kobiety postanowiły, że nie wolno ci się spotykać z Marią przez dwa miesiące. Jest w bardzo złym stanie. Mało brakowało, a byś ją zabił; będzie dochodzić do siebie przez dwa miesiące. W tym czasie będziesz codziennie pracować – długo i ciężko. Będziesz odkładać pieniądze. Nie wypijesz ani kropli daru czy piwa, ani niczego prócz wody. Czy rozumiesz? Ani czaju, ani mleka, ani niczego prócz wody. Musisz przestrzegać tego postu, gdyż jest to część kary.

      Joseph słabo pokiwał głową.

      – Tak, tak. Tak będzie.

      – Maria może postanowić, że nie chce cię już więcej widzieć. O tym także musisz usłyszeć. Może chcieć się z tobą rozwieść, nawet po dwóch miesiącach – a jeśli zechce, ja jej w tym pomogę. Lecz jeśli po dwóch miesiącach zechce cię przyjąć z powrotem, za oszczędzone pieniądze, które zarobisz ciężką pracą, zabierzesz ją na wakacje w chłodne góry. Podczas tego pobytu z żoną ujrzysz własną brzydotę i będziesz się starał zmienić. Inszallah, stworzysz szczęśliwą i cnotliwą przyszłość dla żony i siebie. Oto decyzja. Teraz odejdź. Koniec rozmów. Zjedz i zaśnij.

      Kasim wstał, odwrócił się i odszedł. Przyjaciele pomogli Josephowi wstać i prawie zanieśli go do chaty. Sprzątnięto w niej i zabrano wszystkie ubrania oraz rzeczy osobiste Marii. Joseph otrzymał ryż i dhal. Zjadł trochę, a potem położył się na cienkim materacu. Dwaj przyjaciele usiedli obok i chłodzili go wachlarzami z zielonego papieru. Zakrwawiony pręt zawieszono na słupie przed chatą Josepha, by wszyscy go widzieli. Miał tam pozostać przez dwa miesiące kary Josepha.

      Ktoś włączył radio w chacie nieopodal i przez alejki i zaułki gwarnych slumsów popłynęła miłosna piosenka w hindi. Gdzieś płakało dziecko. Kury grzebały w piasku i wydziobywały coś z niego w miejscu, gdzie stał krąg dręczycieli Josepha. Gdzie indziej śmiała się kobieta, bawiły się dzieci, sprzedawca bransolet wykrzykiwał zachęty w marathi. Bransoleta to uroda, a uroda to bransoleta!

      Gdy do slumsów powróciło tętno i puls normalnego życia, wróciłem krętymi alejkami do swojej chaty. Rybacy i rybaczki wracali z portu Sassoon z koszami, z których dobywał się zapach morza. Co nie dziwiło w tym pełnym wiecznych kontrastów miejscu, tę samą porę wybrali sobie na przemarsz sprzedawcy kadzideł, wlokący za sobą woń drewna sandałowego, jaśminu, róży i paczuli.

      Rozmyślałem o tym, co zobaczyłem owego dnia, co ludzie robią dla siebie w tym miasteczku liczącym dwadzieścia pięć tysięcy dusz, bez policji, sędziów, sądów i więzień. Myślałem o czymś, co parę tygodni temu powiedział Kasim Ali, kiedy ci dwaj młodzieńcy, Faruk i Raghuram, zasłużyli na karę i przez cały dzień pracowali związani ze sobą w latrynie. Kiedy się już wyszorowali w gorącej wodzie i przebrali w nowe lungi i czyste białe podkoszulki, stanęli przed zgromadzonymi rodzinami, przyjaciółmi i sąsiadami. Płomienie lamp migotały na wietrze, zapalając złote blaski w oczach i rzucając ścigające się cienie na trzcinowe ściany chat. Kasim Ali podał do publicznej wiadomości karę, którą obmyśliła rada hinduistów i muzułmanów, przyjaciół i sąsiadów. Karą za tę kłótnię o religię było nauczenie się modlitwy religijnego obrządku przyjaciela.

      – Tak dokona się sprawiedliwość – oznajmił tamtego wieczora Kasim Ali, a jego oczy koloru kory złagodniały, gdy spojrzał na obu młodzieńców. – Gdyż sprawiedliwość to sąd trafny i wybaczający. Sprawiedliwość się nie dokona, dopóki wszyscy nie poczują satysfakcji, nawet ci, którzy nas obrazili i których musimy ukarać. Przez nasz postępek względem tych dwóch chłopców ujrzałeś, że sprawiedliwość to nie tylko kara dla winowajców. To także sposób, w jaki staramy się ich ocalić.

      Znałem te słowa na pamięć. Zapisałem je w moim roboczym dzienniku tuż po tym, jak Kasim Ali je wypowiedział. A w dniu cierpienia Marii i hańby Josepha wróciłem do chaty, zapaliłem lampę, otworzyłem czarny dziennik i zapatrzyłem się w zapisane słowa. Gdzieś niedaleko siostry i przyjaciółki pocieszały Marię i wachlowały jej posiniaczone, pobite ciało. W chacie Josepha Prabaker i Johnny Cygaro wzięli pierwszą wachtę, by czuwać nad śpiącym sąsiadem. Gorący był ten wieczór, gdy niknęły długie cienie i zapadał zmrok. Wciągałem w nozdrza stojące powietrze, pyliste i nasycone dymem ognisk. I były te mroczne chwile zadumy; tak ciche, że słyszałem, jak kropelki potu kapią z mojej zasmuconej twarzy jedna po drugiej, jedno mokre kółeczko, roniące promieniste łzy wokół słów sprawiedliwość… wybaczyć… karać… ocalić…

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAQEAAAAAAAD/4QC6RXhpZgAATU0AKgAAAAgAAYdpAAQAAAABAAAAGgAAAAAAAZKGAAcAAACGAAAALAAAAABVTklDT0RFAABKAFAARQBHACAARQBuAGMAbwBkAGUAcgAgAEMAbwBwAHkAcgBpAGcAaAB0ACAAMQA5ADkAOAAsACAASgBhAG0AZQBzACAAUgAuACAAVwBlAGUAawBzACAAYQBuAGQAIABCAGkAbwBFAGwAZQBjAHQAcgBvAE0AZQBjAGgALv/+AEJKUEVHIEVuY29kZXIgQ29weXJpZ2h0IDE5OTgsIEphbWVzIFIuIFdlZWtzIGFuZCBCaW9FbGVjdHJvTWVjaC4A/9sAQwAEAgMDAwIEAwMDBAQEBAUJBgUFBQULCAgGCQ0LDQ0NCwwMDhAUEQ4PEw8MDBIYEhMVFhcXFw4RGRsZFhoUFhcW/9sAQwEEBAQFBQUKBgYKFg8MDxYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYW/8AAEQgEvAMgAwEiAAIRAQMRAf/EAB8AAAEFAQEBAQEBAAAAAAAAAAABAgMEBQYHCAkKC//EALUQAAIBAwMCBAMFBQQEAAABfQECAwAEEQUSITFBBhNRYQcicRQygZGhCCNCscEVUtHwJDNicoIJChYXGBkaJSYnKCkqNDU2Nzg5OkNERUZHSElKU1RVVldYWVpjZGVmZ2hpanN0dXZ3eHl6g4SFhoeIiYqSk5SVlpeYmZqio6Slpqeoqaqys7S1tre4ubrCw8TFxsfIycrS09TV1tfY2drh4uPk5ebn6Onq8fLz9PX29/j5+v/EAB8BAAMBAQEBAQEBAQEAAAAAAAABAgMEBQYHCAkKC//EALURAAIBAgQEAwQHBQQEAAECdwABAgMRBAUhMQYSQVEHYXETIjKBCBRCkaGxwQkjM1LwFWJy0QoWJDThJfEXGBkaJicoKSo1Njc4OTpDREVGR0hJSlNUVVZXWFlaY2RlZmdoaWpzdHV2d3h5eoKDhIWGh4iJipKTlJWWl5iZmqKjpKWmp6ipqrKztLW2t7i5usLDxMXGx8jJytLT1NXW19jZ2uLj5OXm5+jp6vLz9PX29/j5+v/aAAwDAQACEQMRAD8A+/MGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBo