Название | Firefly Lane (edycja filmowa) |
---|---|
Автор произведения | Kristin Hannah |
Жанр | Контркультура |
Серия | |
Издательство | Контркультура |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788381398442 |
Tully nie mogła uwierzyć, że znowu zbiera jej się na płacz i do tego przy tych ludziach. Wyprostowała się gwałtownie.
– Muszę do łazienki.
Blade czoło pana Bakera przecięła zmarszczka.
– Och. Oczywiście. Jest na dole. Pierwsze drzwi po lewej od drzwi frontowych.
Tully wstała, chwyciła walizkę i ruszyła powoli do drzwi. Gdy znalazła się na korytarzu, zamknęła je za sobą i oparła się o ścianę, powstrzymując łzy.
Nie może trafić do rodziny zastępczej.
Zerknęła na datę na swoim zegarku upamiętniającym dwusetne urodziny Ameryki.
Mularkeyowie jutro będą w domu.
7
Droga powrotna do domu z Kolumbii Brytyjskiej trwała całą wieczność. Klimatyzacja w kamperze się zepsuła, więc z bezużytecznych wentylatorów leciało ciepłe powietrze. Wszyscy byli spoceni, zmęczeni i brudni. A mimo to mama i tata nadal chcieli śpiewać piosenki. I na dodatek przymuszali do tego dzieci. Kate nie mogła już znieść tego całego obciachu.
– Mamo, czy mogłabyś powiedzieć Seanowi, żeby przestał szturchać mnie w ramię?
Brat Kate beknął i zaczął się śmiać. Pies rozszczekał się głośno.
Tata na przednim siedzeniu pochylił się i włączył radio. Z głośników popłynął głos Johna Denvera w Thank God I’m a Country Boy.
– To ostatnia, Margie. Jeśli nie chcą się przyłączyć, w porządku.
Kate wróciła do czytania książki. Autem tak bujało, że słowa tańczyły na kartce, ale to nie miało znaczenia. Władcę Pierścieni czytała już wiele razy.
„Cieszę się, że jesteś tutaj ze mną, Samie. Tutaj, w ostatniej godzinie świata”[5].
– Katie. Kathleen.
Podniosła wzrok.
– Tak?
– Dojechaliśmy – powiedział tata. – Odłóż tę durną książkę i pomóż nam rozpakować samochód.
– A mogę najpierw zadzwonić do Tully?
– Nie. Najpierw bagaże.
Kate zatrzasnęła książkę. Od siedmiu dni czekała na ten telefon. Ale rozpakowanie kampera było ważniejsze.
– Okej. Ale niech Sean się też przyłoży.
Mama westchnęła.
– Zajmij się sobą, Kathleen.
Wysypali się ze śmierdzącego samochodu i rozpoczęli rytuał kończący każde wakacje. Zanim się z tym uporali, było już ciemno. Kate położyła ostatnie ubrania na stosie na podłodze w pralni, włączyła pierwsze pranie, a potem poszła poszukać mamy, która siedziała na kanapie z tatą. Opierali się o siebie i wyglądali na mało przytomnych.
– Mogę teraz zadzwonić do Tully?
Tata spojrzał na zegarek.
– O dziewiątej trzydzieści? Jej babcia na pewno byłaby zachwycona.
– Ale…
– Dobranoc, Katie – odparł stanowczo tata, obejmując mamę ramieniem i przyciągając ją do siebie.
– To niesprawiedliwe.
Mama się roześmiała.
– A kto ci powiedział, że życie jest sprawiedliwe? Kładź się spać.
Przez niemal cztery godziny Tully stała przy narożniku swojego domu i obserwowała, jak Mularkeyowie rozładowują kampera. Z dziesięć razy myślała, żeby wbiec na wzniesienie i pokazać się im, ale nie była jeszcze gotowa na całą hałaśliwą rodzinę. Chciała być sama z Kate, w jakimś spokojnym miejscu, gdzie mogłyby porozmawiać. Poczekała więc, aż zgasną światła, a potem przeszła przez ulicę. Na trawniku pod oknem Kate postała jeszcze trzydzieści minut, żeby mieć pewność. Gdzieś po swojej lewej słyszała, że Miodunka rży do niej i grzebie w ziemi kopytami. Stara klacz też najwyraźniej potrzebowała towarzystwa. Podczas rodzinnej wyprawy kempingowej sąsiad karmił konia, ale to nie to samo co miłość.
– Wiem, kochana – powiedziała Tully, siadając.
Przyciągnęła kolana do klatki piersiowej i objęła je ramionami, tuląc samą siebie. Może powinna była zadzwonić, zamiast tak ich nachodzić? Ale pani Mularkey pewnie powiedziałaby jej, żeby wpadła jutro, że są zmęczeni po długiej podróży, a Tully nie mogła już dłużej czekać. Zupełnie nie dawała sobie rady z samotnością.
Wreszcie o jedenastej wieczorem wstała, strzepnęła trawę z dżinsów i rzuciła kamyczkiem w okno Kate. Potrzebowała czterech kamyków, żeby przyjaciółka wystawiła głowę przez okno.
– Tully! – Kate cofnęła się w głąb pokoju i zatrzasnęła okno.
W mniej niż minutę pojawiła się przy domu. Miała na sobie koszulkę nocną z Bionic Woman, stare okulary w czarnych oprawkach i aparat na zębach. Biegła ku Tully z rozpostartymi ramionami. Gdy objęła nimi przyjaciółkę, Tully po raz pierwszy od wielu dni poczuła się bezpieczna.
– Tak bardzo za tobą tęskniłam – wyznała Kate, wzmacniając uścisk.
Tully nie była w stanie odpowiedzieć. Mogła się jedynie starać powstrzymać płacz. Zastanawiała się, czy Kate wie, czy naprawdę wie, jak ważna jest dla niej ich przyjaźń.
– Wyciągnęłam nasze rowery – powiedziała, cofając się i odwracając wzrok, żeby Kate nie spostrzegła jej mokrych oczu.
– Fajowo.
Po chwili już jechały, sfruwały z Summer Hill z rozpostartymi ramionami, łapiąc wiatr. U podnóża wzniesienia zostawiły rowery pod drzewami i ruszyły długą, krętą drogą nad rzekę. Drzewa wokół nich rozmawiały między sobą, wiatr wzdychał, a liście opadały z gałęzi, przedwcześnie zapowiadając nadchodzącą jesień.
Kate klapnęła na ziemię w ich starym miejscu i oparła plecy o pokryty mchem pień. Wyciągnęła stopy w trawie, która urosła podczas ich nieobecności.
Tully poczuła nagle tęsknotę za ich wspólną młodością. Spędziły tutaj większość jednego lata, splatając swe osobne i samotne życia przyjaźnią. Położyła się obok Kate, przysunąwszy się na tyle blisko, żeby ich ramiona się dotykały. Po tym, co wydarzyło się w ostatnich dniach, musiała poczuć, że przyjaciółka jest wreszcie obok niej. Postawiła na ziemi radio tranzystorowe i pogłośniła.
– Piekielny tydzień z robalami był gorszy niż zwykle – powiedziała Kate. – Ale udało mi się namówić Seana, żeby zjadł ślimaka. Warto było, chociaż straciłam kieszonkowe. – Zachichotała. – Szkoda, że nie widziałaś wyrazu jego twarzy, gdy zaczęłam się śmiać. Ciocia Georgia próbowała rozmawiać ze mną o antykoncepcji. Czaisz? Powiedziała, że powinnam…
– Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, jakie masz szczęście? – Te słowa padły, zanim Tully zdołała je powstrzymać, wysypały się jak żelki z automatu.
Kate przekręciła się na bok na trawie, żeby na nią popatrzeć.
– Zwykle chcesz wiedzieć ze szczegółami, co się działo.
– No tak. Ale miałam straszny tydzień.
– Zwolnili