Molly. Agnieszka Lingas-Łoniewska

Читать онлайн.
Название Molly
Автор произведения Agnieszka Lingas-Łoniewska
Жанр Короткие любовные романы
Серия
Издательство Короткие любовные романы
Год выпуска 0
isbn 9788380538191



Скачать книгу

mi się, że znam cię całe życie – odparł cicho.

      – Nie daj się. Bądź twardy! A nie, to już mamy z głowy. – Uśmiechnęłam się. On obrzucił mnie mało przyjaznym spojrzeniem, złapał w pasie i przyciągnął do siebie.

      – Teraz ja cię pocałuję.

      – Zamiast tyle ględzić, lepiej to zrób. – Przewróciłam oczami. Chciałam dodać jeszcze coś uszczypliwego, ale nie zdążyłam. Złapał mnie za włosy, przechylił głowę i bezpardonowo wjechał językiem w moje usta. No, no, pan biały kołnierzyk naprawdę wiedział, co robić z językiem. Ciekawe, czy…

      Zdawałem sobie sprawę, że chwila, kiedy ją ponownie spotkałem, zaważy na całym moim życiu. Lecz kiedy zobaczyłem ją jakiś miesiąc temu w Fantomie, nie mogłem uwierzyć, że to ona. Miałem jej zdjęcia, już dawno zleciłem odszukanie jej. Nie wiodło się jej zbyt dobrze. Kiedy poznałem jej historię, poczułem się tak, jakbym dostał potężny cios w sam środek piersi. Dziewczynka, której zmarła matka, a ojciec defraudator wylądował w więzieniu. Dziewczynka, która była najpierw w domu dziecka, a potem w kolejnych rodzinach zastępczych. Dziewczyna, która ciągle żyła na krawędzi, kradnąc, oszukując i nie mając stałego zajęcia. Teraz młoda kobieta, która w końcu zaczęła pracować na etacie, ale wciąż mieszkała z facetem, który wciągał ją w różne niefajne sytuacje. Wyrzuty sumienia mnie niemal przygniatały. Przez te wszystkie lata, kiedy straciłem z nią kontakt, nieustannie myślałem, co się stało z małą blondyneczką, która niszczyła moje zabawki i śmiała się, głośno i perliście, szczerze. I kiedy dzisiaj usłyszałem ten śmiech… Wszystko wróciło. Tylko że teraz nie była małą dziewczynką, a ja nie byłem chłopcem. Była piękną dziewczyną o ostrym języku, co – nie wiedzieć czemu – niesamowicie mnie kręciło. Może dlatego, że dotychczas spotykałem się z ułożonymi kobietami, o których wiedziałem jedynie, że biegały na zabiegi do kosmetyczki, na fitness, jadły wyłącznie sałatki i kochały się tylko na łóżkach, żeby czasem nie popsuła się im fryzura. Poza tym wcale nie chciałem poznawać tych kobiet, nie interesowało mnie, co lubią robić, jaką książkę ostatnio przeczytały i czy oddają jeden procent na chore dzieci lub bezdomne kocięta. A ona… Molly… O niej chciałem wiedzieć wszystko. Była niczym dziki wiatr. Bałem się, że mnie całkowicie porwie. Ale nie chciałem uciekać przed tym wiatrem. Po raz pierwszy w swoim dorosłym życiu czułem coś więcej. Pasję, szaleństwo, fascynację. I nie miałem siły, aby się temu przeciwstawić.

      Trzymałem ją w objęciach, zaciskałem palce na jej mokrych gęstych włosach i całowałem ją mocno i namiętnie. W końcu odsunąłem się, co było naprawdę cholernie trudnym zadaniem, bo Molly z zapałem oddawała mi pocałunki, a kiedy zacisnęła dłonie na moich pośladkach, zdałem sobie sprawę, że może to się skończyć dla mnie kiepsko.

      – Co ty ze mną robisz? – wyszeptałem, odsuwając jej mokre włosy z twarzy.

      Zmrużyła oczy i wzruszyła ramionami.

      – Nic. Sam taki jesteś. – Wpatrywała się we mnie z uśmiechem. Widziałem błysk w jej pięknych oczach.

      – Nie jestem. – Pochyliłem się i polizałem ją po mokrej szyi. Poczułem jej szybko bijący puls i pragnąłem wbić się w to miejsce ustami.

      – Ależ oczywiście, że jesteś. – Molly dyszała, jej piersi unosiły się gwałtownie, naciskając na mój mokry tors.

      – Do tej pory nie zachowywałem się w ten sposób – szepnąłem jej do ucha, zaciskając dłonie na jej biodrach. Przycisnąłem ją do siebie, widziałem, jak na mnie zareagowała. Otarła się o mnie, a ja jęknąłem i zamknąłem na moment oczy.

      – Do tej pory nie znałeś mnie – odpowiedziała cicho i poczułem jej ciepły oddech i ten zapach, który chciałem wetrzeć w skórę, abym mógł ją czuć, kiedy zostanę sam.

      Pokręciłem głową. Odsunąłem się nieznacznie.

      – Właśnie o tym mówię.

      – Idziemy zjeść te twoje cuda kulinarne? – spytała, przekrzywiając głowę. Nieustanna przekora, którą widziałem w jej oczach, zniknęła. A więc chwilowe zawieszenie broni. To dobrze. Bo inaczej skończę jak jakiś zboczeniec.

      – Idź pierwsza. Ja… muszę się przepłynąć.

      Uśmiechnęła się kącikiem ust i znacząco spojrzała w dół. Niewiele widziała, bo byłem do pasa zanurzony w chłodnej wodzie jeziora. Ale czuła. O tak, na pewno. Ja też czułem.

      – Zrób dwa jeziorka i wracaj.

      – Chyba dwadzieścia dwa – mruknąłem.

      – O! Poczucie humoru! Uważaj, zbierasz coraz więcej plusów! – Pocałowała mnie w usta, odwróciła się i zaczęła zmierzać do brzegu.

      Patrzyłem na nią przez moment, potem rzuciłem się do wody i ruszyłem kraulem na środek jeziora. Musiałem oczyścić głowę z wszelkich kosmatych myśli i doprowadzić się do porządku. I zebrać siły na kolejne starcie. Przy tej dziewczynie… to było niczym oddychanie.

      Kiedy wróciłem na brzeg, Molly rozłożyła jedzenie, które naszykowałem, i ze swobodą popijała cydr, patrząc na mnie zza niebieskich szkieł okularów.

      – Nieźle pływasz. – Włożyła palec do kubka z cydrem, zlizała krople alkoholu z palca i, unosząc znacząco brew, oblizała go jeszcze raz. Chęć prowokowania mnie chyba stała się jej życiowym celem.

      – Lubię to. – Wytarłem włosy i twarz, po czym usiadłem obok dziewczyny. – To mnie odpręża.

      – Przy mnie nie musisz się odprężać. – Patrzyła na mnie znad zsuniętych na czubek nosa niebieskich okularów. Była śliczna, najchętniej rzuciłbym ją na koc, nakrył swoim ciałem i całował każdy skrawek jej aksamitnej skóry. Potrząsnąłem głową, aby usunąć z niej obraz wijącej się pode mną Molly. I tak czułem, jakbym chodził po polu minowym. A zapalnik trzymała ta nieznośna dziewczyna.

      Zaśmiałem się cicho.

      – Przy tobie grozi mi co najmniej zawał.

      – Nie przesadzaj.

      – No jak to z tobą jest, Molly? Jak masz naprawdę na imię? – Wpatrywałem się w nią i uśmiechałem lekko. Oczywiście wiedziałem, jak ma na imię, ale chciałem kruszyć powoli ten mur, którym się ogrodziła. I chciałem, aby stopniowo otwierała się właśnie przede mną.

      Zmarszczyła brwi i miałem wrażenie, że się zdenerwowała. Ale po chwili znowu była luzarą z nonszalanckim podejściem do wszystkiego.

      – Właśnie tak. – Wpatrywała się we mnie, jakby próbowała mnie przekonać.

      – Nieprawda.

      – Nieistotne. – Melania wyglądała na nieco wkurzoną. – Ktoś kiedyś nadał nam imię, ale czy pytał nas o zdanie? To trochę nie fair. Zatem ja nadałam sobie własne, z którym czuję się dobrze i które idealnie do mnie pasuje. – Zdałem sobie sprawę, że przez to, co się wydarzyło w jej życiu, bunt stał się jej drugą naturą. – Tak jak do ciebie pasuje Wiko.

      – Ale to też ktoś mi nadał. Tym razem ty.

      – I dlatego świetnie do ciebie pasuje! – Rzuciła we mnie winogronem.

      – Czy z tobą można poważnie porozmawiać?

      – A po co? – Przewróciła oczami.

      – Chciałbym więcej o tobie wiedzieć.

      – Pytaj. – Pociągnęła łyk cydru z papierowego kubka. – Może ci się poszczęści.

      – Mieszkasz