Nienawiść sp. z o.o.. Matt Taibbi

Читать онлайн.
Название Nienawiść sp. z o.o.
Автор произведения Matt Taibbi
Жанр Языкознание
Серия Amerykańska
Издательство Языкознание
Год выпуска 0
isbn 9788381911160



Скачать книгу

dla zwycięstwa Donalda. Co się tam wydarzyło? Także wśród weteranów wojennych Trump zebrał dwa razy więcej głosów niż Hillary, choć ma na koncie obrzydliwy łańcuszek odroczeń, ubliżył też każdemu możliwemu wiarusowi, od Johna McCaina po Humayuna Khana.

      Czyżby jego slogany o „zakończeniu naszej obecnej polityki polegającej na zmianach rządów” trafiły do tych, którzy właśnie wracali z wojen do kraju? Na to wskazywałyby sondaże. Może nie był to czynnik rozstrzygający, ale zapewne jeden z wielu. Zresztą podobnie mówi zdrowy rozsądek – skoro Trump regularnie powracał do tego tematu podczas kampanii, to chyba zwęszył możliwość zgarnięcia głosów weteranów.

      Fenomen Trumpa wiązał się też z tematem tabu dla polityków i mediów: kwestią klas. Kiedy absolwenci nauk humanistycznych, którzy w lwiej części zaludniają media, myślą o klasowości, z reguły kojarzy im się ona z heroicznymi robotnikami czy innymi inspirowanymi Marksem schematami wpojonymi im na studiach.

      Z tego właśnie względu komentatorzy polityczni najczęściej prychają na wzmianki o klasach, bo patrząc na tłumy na wiecach Trumpa, nie widzą Normy Rae czy Matki Courage. Jeśli już, to raczej Świat według Bundych, tłum tandeciarskich miłośników galerii handlowych, którzy bez popitki łykają chłamowate filmy i dziwnym zbiegiem okoliczności nie znoszą szlachetnie upolitycznionych mediów. W naszym postrzeganiu wyborców Trumpa było więcej z Marksa niż z Orwella: „W sumie bardzo mało wiedziano o prolach. Ale więcej nie trzeba było wiedzieć”[7].

      Podciąganie wszystkiego pod rasizm było nie tylko wygodne dla aparatów obu partii, ale służyło również innej branży – mediom informacyjnym.

      Skoro wszyscy zwolennicy Trumpa to Hitler i wszyscy liberałowie to także Hitler, osiągamy logiczną, naturalną konkluzję dla Crossfire. Program Ameryka kontra Ameryka to obecnie Hitler kontra Hitler! Ludzie, jaka oglądalność! Co prawda ten nowy program pomija sto milionów Amerykanów, którzy nie głosowali w wyborach (a to grupa niemal równa sumie wyborców Clinton i Trumpa), ale to też część propagandy.

      Niebiorący udziału w wyborach stanowią najważniejszy czynnik amerykańskiego życia politycznego. Ich rosnąca liczba, podobnie jak fenomen Trumpa, to ciężkie oskarżenie dla naszego systemu – ale w telewizji nie istnieją, bo podważaliby naszą wiarę w program Hitler kontra Hitler.

      Nie chcemy, żebyście myśleli o czymkolwiek skomplikowanym: ani o niegłosujących, ani o znużeniu wojną, o załamaniu sektora produkcyjnego, polityce banku centralnego, nic z tych rzeczy. Nie wy jesteście winni czemukolwiek z tego, co stało się w 2016 roku – to wszystko destylat zła, nacjonalizm białych. Dla konserwatystów rzecz ma się dokładnie odwrotnie: nie wierzcie w nic, co pisze „New York Times”, nie myślcie o konsekwencjach cięć podatkowych dla klasy wyższej ani o deregulacji, jedźcie dalej swoim pasem. Pamiętajcie: otaczają was zapiekli wrogowie żądni niszczyć tradycje, w tym klasyczny model rodziny, podnieść wam podatki, odebrać wam pracę i broń, a także usunąć waszego prezydenta wszelkimi dostępnymi środkami, prawem czy lewem.

      Walka idzie o cały zapas cukierków. Dziś polityka to bitwa jednej strony z drugą. Dopuszczalna jest tylko jedna postawa: czysta agresja.

9. W walce z Hitlerem wszystkie chwyty są dozwolone

      Cohen trafnie ocenił Crossfire. Powodzenie wczesnych pozorowanych batalii w telewizji zależało od jednego propagandowego triku. Kablówki nie chciały zachęcać do konstruktywnego zaangażowania społecznego w politykę, więc „walka” zawsze wyglądała tak, że spieniony, opętany ideą deregulacji, podjudzający rasistów świr spuszczał okrutny łomot wiecznie cofającemu się centryście bez kręgosłupa udającemu „lewaka”.

      Założona przez Cohena organizacja Uczciwość i Dokładność w Dziennikarstwie (Fairness and Accuracy in Reporting, FAIR) sporządziła „przewodnik po miękkich liberałach w telewizji”, w którym objaśniono, jak to działa. Michael Kinsley, chyba najbardziej znany „głos lewicy”, sam siebie określił niegdyś jako „niezdecydowanie umiarkowanego”, dodając jeszcze: „Bynajmniej nie jest tak, […] żebym był wychylony na lewo w takim stopniu, w jakim Pat Buchanan jest wychylony na prawo”.

      W programie This Week „liberałkę” grała Cokie Roberts, ale liberalnym elementem w jej CV jest tylko to, że kiedyś występowała w radiu publicznym. Co radziła Billowi Clintonowi po porażce demokratów w wyborach do Kongresu w 1994 roku? „Przesuń się na prawo, i tej rady ktoś powinien był mu udzielić już dawno temu”.

      Do odgrywania roli „człowieka z lewej” w Crossfire zatrudniono kiedyś nawet Boba Beckela, lobbystę korporacyjnego, który protestujących przeciwko wojnie w Zatoce Perskiej nazywał „szmaciarzami”.

      Gdybyście znali życie tylko z oglądania takich programów, moglibyście dojść do wniosku, że w polityce USA przede wszystkim szwankuje taktyka. Czemu Paul Begala pozwala na to, żeby Tucker Carlson po prostu tłukł go jak pusty karton po waflach? Czemu z niego taki mięczak?

      Oglądając te programy, widzi się tylko, kto jest agresywny, a kto pojednawczy. „Ten z prawej” zawsze wyglądał na bardziej pewnego siebie, bo reprezentował „autentyczną” opcję polityczną.

      Kiedy Tucker Carlson potępiał związki zawodowe, mówił od serca. Gdy Paul Begala mamrotał, że związki to „sama Ameryka, fundament demokracji”, wyglądał, jakby recytował wykuty na pamięć bełkot, bo tak właśnie było. Begala pracował dla administracji, która przyklepała porozumienie NAFTA i zapoczątkowała odejście demokratów od używania w kampaniach związkowych pieniędzy i aparatu związkowego na rzecz sponsorów korporacyjnych.

      Po całych latach takich udawanych debat przyszedł Trump, który spokojnie nadawałby się na gościa Crossfire (choć w latach dziewięćdziesiątych, w wersji „wielki zwolennik prawa do aborcji”, grałby zapewne „typa z lewej”).

      Obecnie Trump to właściwie Buchanan, włącznie z poglądami na kwestie rasy i zawłaszczeniem zagadnień handlu zagranicznego, tyle że znacznie lepiej gra heela. Dla większości amerykańskich liberałów wybory wyglądały niemal dokładnie jak stary odcinek Crossfire.

      Trump tłukł w Clinton jak popadło, nie przepraszał za choćby najbardziej haniebne zagrania. Tymczasem Hillary usiłowała zachowywać maniery, przepraszała za „niewymuszone błędy” typu wzmianki o „ludziach godnych politowania”, ale za wszystkie te wysiłki nikt jej nie pogłaskał.

      Całe lata temu, gdy do Crossfire trafił Jon Stewart, zrobił on coś, na co od dawna z utęsknieniem czekała większość liberalnych telewidzów: nazwał Carlsona bucem. Wielka satysfakcja! Świetna telewizja!

      Tyle że na świetnej telewizji się skończyło. Tworzenie bardziej satysfakcjonującej rozrywki niczego nie rozwiązuje. Rozwiązaniem byłaby polityka wyższej jakości. Albo prawdziwsza. W każdym razie nie pozorowana bitka.

      Begala zawodził nie dlatego, że był miękkim fiutem z niedoborem agresji, ale dlatego, że niczego sobą nie reprezentował. O to szerzej chodziło Stewartowi, gdy mówił, że udawane walki „szkodzą Ameryce”. Nie mają one wartości edukacyjnej ani żadnego sensownego znaczenia politycznego.

      Kiedy jednak wybory wygrał Trump, wykształcił się nowy konsensus. Amerykańscy liberałowie musieli zdjąć kagańce. Pionierką była tu Samantha Bee, która nazwała Ivankę Trump „nieogarniętą pizdą”. Stary ramol Robert De Niro (twardy gość! raz grał boksera!) wygrał internety, gdy na wręczeniu nagród powiedział: „Jebać Trumpa!”.

      Kiedy waszyngtoński restaurator odmówił obsłużenia Sarah Huckabee Sanders po tym, jak Trump narobił syfu w kwestiach imigracji, a wyglądający jak zombi asystent Trumpa Stephen Miller został w meksykańskiej restauracji zwyzywany przez demonstranta od „faszystów”, zaraz zrobiła się z tego w mediach slapstickowa debata o „dobrych manierach”.

      Конец



<p>7</p>

G. Orwell, Rok 1984, przeł. T. Mirkowicz, Warszawa: PIW, 1988, s. 53 (przyp. tłum.).