Leniwe wieczory, burzliwe poranki. Alina Białowąs

Читать онлайн.
Название Leniwe wieczory, burzliwe poranki
Автор произведения Alina Białowąs
Жанр Современная зарубежная литература
Серия
Издательство Современная зарубежная литература
Год выпуска 0
isbn 9788366481855



Скачать книгу

zapomniałam – odezwała się mama. – Przecież ja nie mam kluczy od waszego mieszkania.

      Ja też zapomniałam. Z nerwów. Cholerna menopauza.

      – Ewelina, spróbuj stanąć na tej nodze…

      – Mamo!

      – Przestań się nad sobą rozczulać. Stłuczone kolano to żaden dramat.

      – Dla mnie to dramat!

      – Za bardzo się skupiasz na sobie. Na świecie jest tak wiele ludzkich cierpień…

      – Mamo, po co do mnie zadzwoniłaś?

      – Przecież powiedziałam, gdy tylko odebrałaś. Zapraszam cię na obiad.

      – Nie mówiłaś.

      – Mówiłam.

      – Nie mówiłaś!

      – Mówiłam!

      – Mamo – zaczęłam łagodnie, jak do dziecka – nie mówiłaś.

      – Ależ ty jesteś uparta. Pamiętaj, że irracjonalny upór zawsze prowadzi do kłótni.

      Od dziś współczuję Gwidonowi. Albo nie, zacznę podziwiać jego cierpliwość. A tak w ogóle, co mu się podoba w mojej mamie?

      – Będą bitki wołowe…

      Przymknęłam powieki, lecz nie po to, by wyobrazić sobie bitki wołowe, tylko żeby usnąć. Odkąd sięgam pamięcią, głos mamy zawsze brzmiał monotonnie. Kiedy w dzieciństwie opowiadała mi bajki, wszystkie postaci mówiły w ten sam jednostajny, nudny sposób, od którego szybko usypiałam. Któregoś wieczoru mama stwierdziła, że widocznie bajki mnie nudzą i zaczęła czytać mi książki. Równie monotonnym głosem. I równie szybko usnęłam…

      – Ewelina? Ewelina?

      – Słucham – wymamrotałam na wpół śpiąca.

      – Myślałam, że usnęłaś. No, to już wszystko wiesz. Nie muszę powtarzać.

      – Nie musisz – przytaknęłam.

      – To pa.

      – Pa, mamo.

      No i czy ja jestem kłótliwa? Gdybym była, ta rozmowa trwałaby do wieczora.

      Zaraz, a która to godzina? Spojrzałam na ekran komórki. Czternasta trzydzieści?! Szlag. Niedawno była za pięć jedenasta. Od kiedy jestem sama, to znaczy bez Radka, zrobiłam się niezorganizowana. Nawet zapytałam Bronię, czy po rozstaniu z czwartym mężem nie tęskni za tamtym czasem wypełnionym obowiązkami domowymi. Odpowiedziała, że nigdy w życiu nie było jej tak dobrze jak właśnie teraz, i że już żaden chłop nie zamieszka z nią na stałe. Ale ja myślę, że ona kłamie, bo przestała o siebie dbać, ma siwe odrosty, twarz bez śladu makijażu a w oczach smutek zamiast radości. Poza tym przytyła i już nie nosi spódniczek przed kolanko – mimo że jej kolanka nadal są zgrabne.

      Spojrzałam na własne stłuczone kolano i bardzo się zdziwiłam: opuchlizna prawie zeszła. W samą porę, bo w akcie desperacji doczołgałabym się do kuchni, żeby zapalić. Mój Radek nie potrafi zrozumieć, że to papieros rządzi palaczem, a nie odwrotnie. Pół roku temu (pamiętam, bo Igor jeszcze z nami mieszkał) Radek wykrzyczał podczas naszej kłótni, że gdybym nie paliła, byłabym idealną żoną. Oczywiście od razu ode mnie usłyszał, że on nie pali, a jakoś idealnym mężem nie jest. Byłam pewna, że się obrazi, ale ryknął śmiechem. Może już wtedy kombinował, że wyjedzie, dlatego mnie wyśmiał. A teraz, tam w Japonii, to dopiero się ze mnie śmieje. Szlag.

      – On ma spokój, a ja nie umiem sobie poradzić z tą nagłą wolnością – mamrotałam, wychodząc powoli z sypialni, bo kolano jednak jeszcze bolało, i balansując rękami zgiętymi w łokciach, jak robi to dziecko, kiedy stawia pierwsze kroki. I jak dziecko na widok zabawki – ucieszyłam się na widok paczki papierosów na kuchennym stole. Ale przewrócone krzesło odebrało mi radość, odpadła mu noga, a drugiego w kuchni nie było, bo kilka dni temu sama je wyniosłam na balkon, żeby odlepić od ściany tuż przy suficie jaskółcze puste gniazdo. Pan magister agrotechniki i inżynier leśnictwa Radosław Klofta nie przeszkodził ptakom, kiedy zaczęły je lepić. Ale brudnych ścian nigdy nie umył, a mnie tłumaczył, gdy zeskrobywałam z nich nożem gówienka: „Jaskółki przynoszą szczęście”. No i przyniosły, tyle że gówniane; on wyfrunął z Polski, a ja mam dwa puste gniazda. Najpierw wyfrunął Igor, a kiedy już się pogodziłam, że moja rola matki Polki zakończona i teraz mogę być matką tylko w roli kibica, zostałam słomianą wdową.

      Owszem, pamiętam, że chciałam się pozbyć Radka bez rozwodu i morderstwa. Ale chciałam to zaplanować, powyobrażać sobie, jakie piękne byłoby moje życie kobiety samotnej, nie osamotnionej, a nie odkryć z dnia na dzień, a raczej z nocy na dzień, że moje plany szlag trafił, bo mój mąż sam się pozbył siebie z naszego mieszkania i możliwe, że z mojego życia. I to właśnie teraz, kiedy nabieram pewności, że jednak go kocham. Co nie znaczy, że czasem nie wrzasnę, że go nienawidzę. Menopauza potrafi tak mocno rozhuśtać moje emocje, że czasem już sama nie wiem: kocham go, nienawidzę, czy nienawidzę, że go kocham. Pamiętam, co mama wykrzykiwała do ojca, gdy była w okresie menopauzy, aż pewnego dnia tata zrobił tak, jak sobie życzyła: „Odpieprz się ode mnie razem z tymi swoimi słodkimi słówkami, bo rzygać mi się od nich chce!”.

      Całe szczęście, że ja nie wykrzyczałam Radkowi, żeby się ode mnie odpieprzył. I dlatego mam nadzieję, że mimo odległości, jaka nas teraz dzieli, nadal jesteśmy razem. Ale nadzieja to tak naprawdę wielka niewiadoma. W dodatku, biorąc pod uwagę, że pewne wydarzenia w rodzinach czasem się powtarzają, kto wie, czy mój Radek nie zainteresuje się kobietą o pięć lat starszą od niego. Wiem z książek na temat życia w Japonii, które od miesiąca czytam sobie do snu, że Japonki z reguły wyglądają na dużo młodsze.

      Jak one to robią? – zastanawiałam się, wracając do sypialni. Radek zabronił mi palenia papierosów w łóżku dla własnego bezpieczeństwa, ale teraz mogę, trawestując słowa Broni, robić wszystko, na co tylko mam ochotę i nikt mi nie będzie truć za uszami. Przez trzydzieści lat małżeństwa chodziłam jak w kieracie, więc może jednak powinnam się cieszyć z tej nagłej wolności, a nie martwić, że nie dam sobie z nią rady? Przecież ta moja wolność potrwa tylko do czasu, dopóki nie podejmę decyzji, że lecę do męża.

      Rozmyślałam tak, paląc papierosa, wsparta plecami wygodnie na poduszkach, z nogami ułożonymi na zrolowanej kołdrze. Zmieniłam płaszcz kąpielowy na dres, żeby nie wyglądać jak czteroosobowy namiot. Teraz żałuję, że wkładałam po kąpieli ten wielki szlafrok (już nie będę go nazywać płaszczem kąpielowym, wcale nie brzmi elegancko, poza tym to frotté a nie jedwab) i wchodziłam w nim do sypialni. Radek wtedy zawsze jęczał na mój widok, tyle że ja byłam pewna, że jęczy z zachwytu, bo kąpiel brałam w płynie o zapachu sosnowym. Do głowy mi nie przyszło, że mój mąż – leśnik z zawodu, może nie lubić zapachu sosen. A on chyba przez tę swoją wrodzoną nieśmiałość nie powiedział mi, że cuchnę. Teraz już wiem, że przesadzałam, wlewając do wanny coraz więcej płynu.

      Och! Jak pomyślę, że przez ten głupi płyn Radek postanowił mnie ukarać i kładł się wieczorem do łóżka bez kąpieli, a potem zataił przede mną i awans w pracy, i wyjazd na dwa lata do Japonii, to odechciewa mi się do niego lecieć. Przecież komu, jak nie własnej żonie, powinien był zakomunikować, nawet oficjalnym tonem, że podpisał kontrakt i dlatego wyjeżdża? I dodać, że jeśli chcę, mogę lecieć razem z nim. Taki był pewny, że się zgodzę? Jasny szlag! Nie spytał, bo wolał lecieć sam. A ja, naiwna, wpędziłam się w poczucie winy, że to wszystko przez mój charakter.

      – Ooo… nie, na pewno do niego nie polecę – mamrotałam. A niech siedzi w tej swojej Japonii nawet do końca życia. Ja sobie tutaj stworzę własną Japonię. Jeszcze będziesz żałować, że mnie ze sobą nie zabrałeś.

      – Dusigroszu