Название | Szramy. Jak psychosystem niszczy nasze dzieci |
---|---|
Автор произведения | Witold Bereś |
Жанр | Биографии и Мемуары |
Серия | |
Издательство | Биографии и Мемуары |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788380325456 |
W ten sposób kapłan potrafił w kilku zdaniach nie tylko ubliżyć ludziom innej orientacji seksualnej, nie tylko podsycić atmosferę nacjonalistycznej nienawiści wobec Innych, lecz także obrazić prawdziwych bohaterów walki z komunizmem, którzy ginęli w stalinowskich więzieniach.
Arcybiskup zrobił to w tym samym czasie, gdy ruchy LGBT i sympatyzujący z nimi ludzie byli bici na ulicach, obrażani w państwowych mediach i opluwani przez władze.
Zresztą jak ocenić użycie słowa „zaraza” w odniesieniu do człowieka?
A ponieważ Kościół nadal w wielu kręgach cieszy się sporym społecznym szacunkiem, więc nic dziwnego, że taka nienawistna wypowiedź podsyciła niechęć wobec wszelkich postaw związanych z seksualną odmiennością.
Co gorsza, władza – zacietrzewiona politycznie i ideologicznie – nie tylko stanęła po stronie arcybiskupa, ale czując, że to przysparza jej wsparcia w nadchodzących wyborach parlamentarnych, sama dolała oliwy do ognia, szczując w swoich mediach rządowych, zwłaszcza w telewizji, na ruchy LGBT.
W tym okresie w przestrzeni publicznej pojawia się zdeklarowana nienawiść do homoseksualistów i osób innych płciowo. To jest ten czas, gdy jedna z gazet dodaje do swojego numeru naklejki „strefa wolna od LGBT”.
Warto sobie zdać sprawę z tego, że wtedy przecież matki Kacpra, Wiktora i tysięcy innych dzieciaków widziały i słyszały to wszystko, co się dzieje. Nie musiały czytać „Gazety Polskiej”, ale widziały na Facebooku strefy wolne od LGBT. Na pewno miały świadomość, że one co prawda robią wszystko, żeby uratować dziecko, walczą o nie każdego dnia, a tutaj i tak społeczeństwo i państwo są im przeciwne.
Tym bardziej że natychmiast ruszyła do boju czarna propaganda, wciskająca do głów obywatelom, że istnieje ponoć jakaś ideologia LGBT, czyli promocja postaw seksualnych nie tylko nieakceptowanych przez większość, ale wręcz – rzekomo – szkodliwych.
Niektórzy, wiedząc już, że nie wolno mówić „pedał”, wymyślili sobie, że będą mówić: „ideologia LGBT”. Albo „gender”, jeszcze kilka lat temu modne określenie. Świetny sposób na to, żeby odhumanizować człowieka, bo w ideologię zawsze można przywalić. Bo TO jest ideologia. Nic osobistego, prawda? A jest, w podtekście, propaganda.
Fałszywa wiedza.
Kłamstwo.
No i intencja jest najjaśniejsza z jasnych – obrazić Innych.
*
Jednak hejtu po Miłości w czasach zarazy jest wyjątkowo mało jak na publikacje Onetu. Wręcz przeważa, i to znacznie, reakcja pozytywna. A kto się najmocniej na ten tekst zasadził? Ano Telewizja Polska. I to nie tylko dlatego, że tam nie lubią dziennikarzy Onetu. Raczej po prostu chciano zatuszować ten naturalnie narzucający się związek między tragedią a słowami arcybiskupa Jędraszewskiego. Chciano pokazać, że Polska nie jest homofobicznym krajem. Ba – znaleziono inne statystyki (w zupełnie innych przedziałach wiekowych), z których wynika, że Polska jest dopiero (coś takiego, a to sukces!) na siódmym miejscu, jeśli chodzi o samobójstwa wśród młodzieży.
Słowem: w Polsce PiS jest fantastycznie, dzieciaki się nie zabijają i nie ma żadnej alarmującej sytuacji.
Ta atmosfera przebija również z listów, które dostaje dziennikarz.
Bo choć w większości piszą ci, którzy czują się zaszczuwani i niszczeni, to są i tacy, którzy kierują się niechęcią do ludzi LGBT, a jedyne rozwiązanie widzą w ślepym trzymaniu się kościelnych, katolickich dyrektyw.
I zdecydowanie potępiają dziennikarza.
Panie Schwertner!
Co Pan wyrabia?!
I jeśli Pan decyduje się na napisanie takiego artykułu, to mam nadzieję, że zdaje Pan sobie sprawę z konsekwencji, jakie mogą z tego wyniknąć dla wielu młodych ludzi. To, o czym Pan pisze, rzeczywiście jest, i co gorsza – nieustannie narasta. Ale takie artykuły jak Pana w niczym nie pomagają, a wręcz przeszkadzają!
Wiem, co mówię – jestem matką dziecka, które ma za sobą depresję, samookaleczenia, pobyt w psychiatryku, zapinanie w pasy.
Szkoły są rzeczywiście miejscem, gdzie dochodzi do mobbingu, odrzucenia. Moje dziecko jest też ofiarą odrzucenia ze strony rówieśników. Na terapię córka trafiła ze względu na nerwicę szkolną i perfekcjonizm, bo uczyła się nocami, żeby mieć znakomite oceny, tym chciała podnieść swoją samoocenę. Ponieważ szkoła nie zamierzała jej traktować ulgowo, trafiła do szkoły specjalnej, w której dużo i chętnie mówiono o tym „gender”.
Początkowo było okej, ale wkrótce zaczęły się problemy: samookaleczanie. Dodam tylko, że samookaleczanie się było następstwem propozycji od „tęczowej” koleżanki ze szkoły specjalnej.
Dzieci nie potrzebują, żeby im pozwalać zmieniać płeć w tę i w tamtą stronę. One potrzebują akceptacji nie tylko ze strony rodziców, ale i ze strony rówieśników, to jest bardzo ważne. I cała uwaga powinna być skierowana na szkołę, bo tam zaczynają się największe psychiczne okaleczenia przez odrzucenie, przez mobbing. Trzeba się zająć przyczyną choroby, a nie tylko objawami. To logiczne, że dziecko nieakceptowane stara się „przebierać” w jakikolwiek „strój”, żeby tylko ktoś je zaakceptował.
Córka nigdy w podstawówce nie była akceptowana przez koleżanki i kolegów, zawsze była sama. A kiedy trafiła do środowiska rzekomo bardziej życzliwego, to okazało się, że ta życzliwość jest nam obca kulturowo – bo my jesteśmy rodziną katolicką! A moje dziecko wcale nie ma zachwianej tożsamości płciowej.
Za namową lekarza zapisałam więc córkę na oddział psychiatrii dziecięcej, i to był największy mój błąd. Na oddziale była tylko półtora dnia, ale wyszła już jako inne dziecko. W skrócie: córka poszła do lekarza z przeziębieniem, a wróciła z gruźlicą z powikłaniami.
Nie będę wchodzić w szczegóły, bo za długo by to trwało, ale od ponad trzech lat, od tego pobytu w szpitalu, córka zmaga się z anoreksją. Ba – cudem uniknęła śmierci, bo tak była już chuda. Równocześnie za nic w świecie nie chciała iść ponownie do szpitala. Grożono nawet nam policją. Ale ja już wiedziałam, że nie pozwolę oddać dziecka, żeby do tych wszystkich nieszczęść doszły kolejne.
Dzięki wierze i Bogu, nie lekarzom i lekom, których córka już w ogóle nie bierze. I tak miałyśmy bardzo dobrego lekarza i panią psycholog, ale oni byli bezradni wobec tych problemów.
Zmiana płci to nie zmiana koloru włosów. Ci więc, którzy namawiają do tego, ponoszą ciężką odpowiedzialność wobec Boga. Statystyki pokazują, co się dzieje dalej z takimi osobami po zmianie płci, ile nieszczęścia, samobójstw. Na miłość boską – o tym właśnie piszcie! Czy Pan chce coś zyskać na nieszczęściu dziecka opisanego w swoim artykule? Chce Pan pokazać, że tęczowa miłość jest prześladowana? Przecież to bzdura, nikt ich nie prześladuje, tylko nie od tej strony należy rozwiązywać problem.
Jeśli Pan ma dzieci, to apeluję do Pana w imię dobra Pana dzieci. Ja ze swej strony obiecuję modlitwę, bo wiara to najlepsze, co mam (Joanna)[11].
*
Ten list właściwie nie zaskakuje, choć – przyznać trzeba – takie głosy po Miłości w czasach zarazy nie są zbyt częste. Jednak pewnie jest ich mnóstwo w przestrzeni publicznej, bo to właśnie zderzając się z takimi dorosłymi, dzieciaki cierpią najbardziej.
Schwertner myśli sobie, że osobny program edukacyjny powinien być prowadzony nie tylko w szkole dla dzieci i młodzieży okazujących okrucieństwo wobec Innych. Przede wszystkim należałoby go kierować do dorosłych, którzy się nimi opiekują.
I nie ma zamiaru drwić z pani Joanny ani jej podobnych.
Chciałby tylko zapytać: czy pani