Название | Szramy. Jak psychosystem niszczy nasze dzieci |
---|---|
Автор произведения | Witold Bereś |
Жанр | Биографии и Мемуары |
Серия | |
Издательство | Биографии и Мемуары |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788380325456 |
I na odchodne: „To jest dziewczynka, proszę pani, gówniara!”.
Styczeń–marzec 2019. Wiktor i Kacper
Na początku roku chłopcy zostają wypisani z oddziału. Zaczynają nowy rozdział w życiu – wspólny.
Nie ma dnia, którego nie spędzają razem. Wiktor zakochuje się w Kacprze, Kacper jest jeszcze za młody, by do końca to zrozumieć. Na razie ma Wiktora za najlepszego kumpla – i jest fajnie.
W warszawskim kinie „Świt” odbywają się seanse filmów anime, na które w końcu mogą pójść razem. Chodzą też na łyżwy, z Justyną i Agnieszką spacerują nad Wisłą. Najczęściej spotykają się w domu Kacpra. Wygłupiają się, razem oglądają filmiki. Raz znajdują lalkę jakiejś postaci z bajki, nadają jej imię Zenek i śmieją się, że to ich syn. Są nierozłączni i śmieją się ciągle. Jak to dzieci.
W czasie wizyt u psychologów Wiktor nazwie Kacpra swoim chłopakiem. Wspomni, że to dla niego stara się przestać okaleczać. Opowie też o swoim największym marzeniu: ślubie z Kacprem, któregoś dnia, gdzieś za granicą.
Luty 2019. Wiktor
Najgorzej jest w szkole. Po wyjściu ze szpitala Wiktor pojawia się w niej dwa razy. Potem błaga mamę, by nie musiał tam iść już nigdy więcej. Za każdym razem, gdy stamtąd wraca, myśli o samobójstwie.
Justyna załatwia mu nauczanie indywidualne. Na pierwszej lekcji geografii nauczyciel pyta go, czy ma zwracać się do niego męskim imieniem. Wiktor przytakuje, jest wdzięczny i zszokowany, bo pierwszy raz ktoś z zewnątrz szanuje jego wybór.
Na oddziale było inaczej. Nawet pani psycholog mówiła do niego „Wiktoria”. Podobnie lekarze i pielęgniarki. Ale nauczyciel geografii to wyjątek. Dla pozostałych nauczycieli pozostaje dziewczynką.
W walentynki nie wytrzymuje. Robi sobie nacięcia na przedramieniu i ponownie jedzie na Żwirki i Wigury. Tym razem nie zostaje przyjęty, bo nie ma miejsc. W chwili przyjazdu Wiktora oddział jest przepełniony o sto osiemdziesiąt procent.
Justyna panikuje. Zabiera Wiktora do pani psycholog, z którą jej syn kilka miesięcy wcześniej złapał świetny kontakt. Ona patrzy na nich zdziwiona i pyta, czemu znów do niej przyszli. Tłumaczy jeszcze raz, że na terapię jest za wcześnie, Wiktor musi jak najszybciej trafić na szpitalną obserwację. Bo teraz jest w takim stanie, że nawet najdrobniejszy kryzys, kłótnia z mamą czy z Kacprem, może doprowadzić do tragedii.
Tylko że żaden oddział w Warszawie Wiktora nie chce przyjąć.
Marzec 2019. Wiktor i Kacper
Któregoś dnia, późnym wieczorem, Kacper idzie odprowadzić Wiktora do metra. Długo nie wraca, więc Agnieszka zaczyna się niepokoić. Dzwoni, on mówi jej tylko, że jednak musi odprowadzić Wiktora aż do domu. Po czym wyłącza telefon. To samo robi Wiktor. Nie ma z nimi żadnego kontaktu.
Agnieszka z Justyną są przerażone. Obie w tym samym czasie wsiadają do samochodów i jadą na przystanek autobusowy znajdujący się nieopodal domu Wiktora. Tam w końcu ich znajdują. Kacper jest roztrzęsiony, płacze. Mówi, że Wiktor chciał skoczyć pod pociąg metra.
– Dla matki usłyszeć, że jej dziecko chce się zabić, to koszmar. To za każdym razem szok – mówi Justyna.
Jest końcówka marca, kolejny raz jadą do Józefowa. Justyna mówi lekarzom, że syn chciał się rzucić pod metro. Ale znów: nie ma zgody na przyjęcie go na oddział.
W uzasadnieniu lekarze podkreślają, że Wiktor miał tylko „jedną myśl samobójczą” i że w trakcie konsultacji zaprzeczył, by w przyszłości miał zamiar odebrać sobie życie. Poza tym z myślami samobójczymi do tej pory radził sobie „konstruktywnie”, a ostatnich samookaleczeń dokonał w lutym, czyli prawie miesiąc temu.
Czyli? Nie ma powodu, by brać go na obserwację.
Justyna rozpaczliwie prosi o przyjęcie syna na oddział. Wspomina, że pani psycholog, do której chodził Wiktor, odmówiła dalszej terapii i kazała umieścić go w szpitalu. Lekarka proponuje, by w takim razie zmieniła psychologa, skoro tego „problem przerasta”.
Na karcie pacjenta pisze: „Brak zagrożenia życia i zdrowia”. Podpisuje się, przybija pieczątkę, dziękuje za wizytę. Zaleca dalszą psychoterapię.
O ile znajdzie się lekarz, który zgodzi się ją przeprowadzić.
Justyna ma złe przeczucia. Umówić dziecko na szybką wizytę u psychoterapeuty w ramach publicznej służby zdrowia w Polsce się nie da. A prywatnie to też praktycznie niemożliwe.
W końcu ląduje w warszawskiej poradni Educatio. Lekarz konsultuje Wiktora, po czym prosi do siebie Justynę. Rozkłada ręce, mówi, że Wiktor w czasie rozmowy był jak skała. Nie chciał rozmawiać, nie odpowiadał na żadne pytania. W tej sytuacji jest zmuszony odmówić prowadzenia terapii.
Justynie Wiktor mówi, że albo będzie chodził do poprzedniej pani psycholog, albo do żadnej, bo tylko tamtej ufa.
Kwiecień 2019. Wiktor
Trzy tygodnie później żyletką podcina sobie gardło. W szpitalu uspokaja lekarzy. Mówi, że kontrolował sytuację.
Wyjaśnia, że to nie była próba samobójcza. Wie dokładnie, gdzie znajdują się naczynia krwionośne, biologia to jego ulubiony przedmiot. Zrobił to, bo pokłócił się z chłopakiem, a później było mu smutno, gdy Kacper przez dłuższy czas nie odpisywał na jego wiadomości. Ale już jest spokojny, bo wie, że Kacprowi złość zaraz przejdzie. „Żałuję tego. Myśli samobójcze już dawno mi przeszły” – mówi lekarzom.
Justyna przypomina sobie słowa pani psycholog: „Nawet najdrobniejsza kłótnia może doprowadzić do tragedii”.
Do sytuacji z podcięciem gardła doszło na klatce schodowej w bloku Kacpra, tuż po wyjściu z jego mieszkania. Faktycznie wcześniej o coś się pokłócili. Tylko że Kacprowi w tym dniu nagle dochodzi kolejne zmartwienie: w wyniku masywnego zatoru płuc niespodziewanie umiera jego ciocia, siostra Agnieszki. Jedzie z mamą do szpitala. Lekarze stwierdzają zgon cioci, w chwili gdy chirurdzy zszywają rozległą ranę na szyi Wiktora.
– W szpitalu Wiktor dostał skierowanie do Józefowa – mówi Justyna. – Najpierw jeszcze spytali mnie: „Dlaczego już od dawna tam nie przebywa?”.
Lądują tam po raz trzeci i ostatni. Lekarze, po krótkiej rozmowie z Wiktorem, dochodzą do wniosku, że okaleczenie było spowodowane kłótnią z chłopakiem. Powodów do przyjęcia go na oddział nie widzą.
– Byłam zdesperowana – mówi Justyna. – Wiedziałam, że pobyt w Józefowie jest czymś strasznym, ale chodziło już tylko o to, by był bezpieczny, dopóki nie wymyślimy nowego rozwiązania. Bałam się o niego, bałam się, że coś złego się wydarzy.
– I wtedy ostatecznie zgodzili się go przyjąć? – dopytuję.
– Nie. Pan doktor stwierdził, że jestem przewrażliwiona i żebym więcej czasu poświęciła sobie. Zapisała się na warsztaty, fitness albo na siłownię. I żebym „przestała tak się trząść nad córką”.
Kwiecień 2019. Justyna, mama Wiktora
– Jak można opisać strach, który czuje się, gdy dziecko rozmyśla o samobójstwie? – pytam Justynę.
– Jest coś takiego jak intuicja matki. Ja się bałam o niego w każdej godzinie, w każdej sekundzie – mówi.
W kwietniu boi się już nawet wychodzić do pracy. W domu chowa