Название | Krew sióstr. Lazur |
---|---|
Автор произведения | Krzysztof Bonk |
Жанр | Зарубежная фантастика |
Серия | |
Издательство | Зарубежная фантастика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-8221-568-7 |
Obróć w niwecz cudze staranie
By po świecie pewnie stąpać
W lęku strachu się nie kąpać
Zatem zsyłaj przerażenie
Za klejnotu mocą… nasycenie
Rubinowy klejnot. Złoty go potrzebował. Zaś strach? Jego się już nie lękał, bo na inną osobę go scedował. To… działało i to jeszcze jak.
– Nie ma jej… nie ma. Na dnie znalazłam tylko topór i… kieł. Czy Stalówkę, mą ukochaną dziewczynkę, coś… pożarło? – Szarówka się wyłoniła z ciemnej wody. Jej ciało nie tylko ociekało mroczną cieczą, ale też nią na wskroś przesiąkło. Twarz dziewczyny była opuchnięta, aż zdeformowana. Z nosa wystawała jej antracytowa pijawka, a w oczach pływały czarne kijanki. – Nie odnalazłam Stalówki… – pisnęła. Dygotał nią strach. Złoty się zdecydował pomóc właśnie jemu, nie Szarówce. Tym razem nie było już w nim wahania:
– Dziecko umarło przez ciebie i to w męczarniach. Skonało rozrywane kawałek po kawałku przez wodną bestię, przeklinając twe imię. Ale wspomniało też swą parszywą matkę, Szaarszę. Ją z kolei zauważyłem w pobliżu, jak walczyła z żywiołakami lodu.
– Szaa… rsza, moja siostra? – Postać prezentująca sobą odzwierciedlenie czystego strachu popatrzyła z przerażeniem na swą ranę w brzuchu, a potem księcia. On wskazał czerwoną górę po drugiej stronie jeziora, po czym doprecyzował:
– Potężna kobieta z wystającym kłem uciekła przed lodowymi istotami w tamtym kierunku.
– Tylko nie… tam. – Szarówkę zmroziła dodatkowa porcja lęku.
– Wołała o pomoc. – Złoty zaszczebiotał słodko niczym miodny kanarek.
– Nie… nie.
– Tylko ty możesz ją ocalić.
– Nie… nie mogę. Już nie mam sił.
– Musisz!
– Nie dam rady.
– Prosząc o wsparcie, ona cię zaklinała.
– Na… co?
– Na siostrzaną miłość jaśniejącą jak księżyc i gwiazdy. Idź do niej.
– Ale.
– Idź! Nim będzie za późno i przez ciebie twa siostra zginie!
– Nie…
– Wszyscy przez ciebie giną.
– Nie.
– Każdy!
– Nie!
– To ty ich zabijasz, właśnie ty!
– Nie! – Przerażona Szarówka pobiegła w kierunku czerwonej góry. Lecz Złoty nie widział już w tej osobie ludzkiej postaci. Oto niczym mroczna mgła nad brzegiem grafitowego jeziora się snuł permanentny strach. Wszech osaczająca aura zimnego i nagiego lęku całkowicie zdominowała przestrzeń, jako jedna z upiornych sióstr. Ta, której obecnie służył Złoty, nasycając niewinne serce śmiertelnym przerażeniem. Czy otrzyma za to obiecaną nagrodę?
Wtem przestrzeń skaziła wyblakła kropla krwi.
*
– Wezmę to.
Nagle książę się zorientował, że stał przy burcie latającego okrętu. Zewsząd osaczał go mrok Centralnej Czeluści. Pod sobą miał demoniczny wir Martwicy, nad sobą niebo czarnych aniołów, a koło siebie Brunatną. Ta odebrała od niego błyskotkę pokrytą krwią upiornej siostry, po czym przetarła klejnot. Połyskiwał on z nową siłą, a dobywający się z niego blask się zdawał być samym światłem życia.
– Gotowy na wymiar cierpienia? – zapytała pustym głosem Brunatna. Książę odpowiedział jej równie bezbarwnym spojrzeniem i skinął głową na zgodę.
IV. Ochra
Niełatwo się było odnaleźć w nowej rzeczywistości. Takiej, w której zniszczeniu uległ zarówno miniony świat jak i dawne marzenia o nim. Czy z tych zgliszcz mogło w przypadku mecenasa powstać coś nowego i konstruktywnego? O dziwo, sam prawie nie dając temu wiary, dochodził do wniosku, że być może tak.
Preludium do potencjalnej odnowy stanowiło wyciągnięcie do Ochry różnobarwnych rąk. Kolejno uczyniła to kasztanowa dłoń młodej de Bruton, złocista Ozłona, a obecnie eteryczna i niebieska ducha imieniem Lapis-Lazuli.
Ten ostatni przybył do niezwykłego miejsca w Brunatown, które odsłonił we wnętrzu ziemi kroczący przez miasto golem. Ów Lapis twierdził, że w te rejony przyciągnęła go niezwykła aura tego punktu mocy. Chociaż sam nie wiedział, albo też nie chciał powiedzieć, czym takim dokładnie ten energetyczny węzeł był.
Niemniej trzech różnobarwnych panów; Ochra, Ozłon i Lazuli, pośród zgliszcz republikańskiej stolicy w miarę szybko doszło ze sobą do konsensusu. W bieżącej sytuacji potrzebowali bowiem siebie nawzajem.
Postanowiono, że Lapis, jako najbardziej obeznany z eteryczną stroną świata, zbada po części fantomową przestrzeń podziemnego kompleksu o barwie czerwieni i brązu. Zaś odkryciami się nie omieszka podzielić ze znalazcami tego niezwykłego miejsca.
Od tej pory w duchu ograniczonego zaufania trzech mężczyzn podjęło ze sobą współpracę. I chociaż nikt nie wypowiedział tego na głos, to łączył ich jeden cel, jedna nadzieja. Oto każdy z nich w cienistej przestrzeni pod powierzchnią miasta upatrywał magicznej broni. Takiej, która posłuży do odzyskania wpływów odpowiednio w królestwie, republice, czy na Przeklętej Pustyni.
W przypadku mecenasa to pragnienie podsycane było na ten czas przez sytuację społeczno-polityczną w Brunatown. Otóż po powrocie do zdrowia z powodu zatrucia chemikaliami z rzeki, odkrył, że jego dawny znajomy, hrabia Sepia de Bruton, stworzył w mieście dyktaturę. Ponadto ze samym sobą jako Ojcem Odnowicielem i dyktatorem na czele.
Co za tym szło, wdrażany był tu ustrój po siedmiokroć bardziej społecznie niesprawiedliwy niż arystokratyczny. Czy mecenas potrzebował większej zachęty, aby ponownie się poświęcić dla idei i dla niej żyć, działać?
Zatem to właśnie czynił, knując skrycie w gruzowisku Brunatown, jak obalić nowego tyrana. W tym celu potrzebował jednak sojuszników. Stąd decyzja o wejściu w alians z Ozłonem i Lapisem, a ostatnio kimś jeszcze tym razem o kasztanowym kolorze skóry.
– Więc twierdzisz, że się nazywasz…
– Sadza.
– I się podajesz za…
– Jestem wyższym specjalistą do spraw substancji psychoaktywnych.
– Doświadczenie zawodowe?
– Wytwór i dystrybucja kasztanowego relaksanium.
– To narkotyk.
– W rzeczy samej.
– Przejdźmy do punktu drugiego.
– Bardzo proszę.
– Co sprawia, że występujesz przeciw… Ojcu Odnowicielowi?
– Zakaz.
– Jakiż to… zakaz?
– Szlaban na rozprowadzanie wśród robotników brązowego relaksanium.
– Czy nie wspominałeś o… kasztanowym?
– Brązowe relaksanium to nowy produkt na rynku. Oczyszczony i pozbawiony przykrych skutków ubocznych w postaci częstych zgonów wśród klientów.
– Powiedzmy…
– Przydam się, panie mecenasie.
– Hm…
– Proszę