Название | Dream again |
---|---|
Автор произведения | Mona Kasten |
Жанр | Книги для детей: прочее |
Серия | |
Издательство | Книги для детей: прочее |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-7686-905-6 |
Mój żołądek fiknął ryzykowne salto, ale przypisałam to kanapce z grillowanym serem, którą zdążyłam już do połowy zjeść.
W komentarzach pod fotką wszyscy gratulowali Samowi sukcesu i wychwalali pod niebiosa i jego, i film. Zapamiętałam sobie, żeby go obejrzeć, a potem także zaczęłam pisać komentarz.
Serdeczne gratulacje. Jestem z ciebie bardzo dumna! Buziaczki.
Wysłałam komentarz i przeglądałam dalej, lajkując różne fotografie, bo czułabym się źle, gdybym tego nie zrobiła. Później wrzuciłam też swoją fotkę zrobioną kilka miesięcy temu. Cyknęłam ją na plaży, słońce odbijało się od mojej skóry, dzięki kosmetykom moja cera zdawała się lśnić od wewnątrz. Napisałam tylko: Missing the sun… i wrzuciłam na Instagram.
Mimo że nie szukam teraz nowej roli, ta część mojej pracy stanowi wciąż działającą rutynę. Co prawda jako aktorka poległam, ale w tym byłam dobra. Zdjęcia były fragmentami mojego życia, które mogłam układać tak, jak chciałam. Na podstawie kolażu fotek nie sposób odgadnąć, jak naprawdę moje życie wygląda i to mi stanowczo pasowało. Poza tym ciągle miałam wśród followersów ludzi, którzy zainteresowali się mną za sprawą roli w Twisted Rose, i ich komentarze poprawiały mi nastrój, bo przynajmniej chwilami nie czułam się totalnie przegrana.
Zjadłam kanapkę do końca i czytałam pierwsze komentarze, pojawiające się pod moim zdjęciem. Jak zwykle większość pytała, co z Twisted Rose i kiedy zobaczą mnie w czymś nowym.
Odpowiadałam tak samo jak zwykle: stacja telewizyjna nie kupiła praw do kolejnego sezonu, co wszyscy głęboko przeżyliśmy, jestem wdzięczna za wsparcie i pamięć, mam nadzieję, że wkrótce napiszę coś więcej o nowej roli. A potem zamknęłam aplikację, przewróciłam się na plecy i wbiłam wzrok w sufit.
Utrzymywanie pozorów, które wypracowałam w ciągu minionych lat, ciągle było dla mnie ważne. Właściwie w moim życiu zostały już tylko te pozory.
Dawniej nie zrezygnowałabyś z marzeń tak od razu, zabrzmiały mi w uszach słowa Blake’a. I znowu to ukłucie w żołądku.
Nie wycofałabym się z niczego, co mu powiedziałam. Nie miał prawa tak mnie traktować. A jednak w jego słowach była odrobina prawdy. Dawna Jude nie poddałaby się tak łatwo. W przeszłości stawałam na głowie, żeby dostać się do Hollywood. Czytałam wszystkie wywiady, obserwowałam znanych aktorów, dowiedziałam się wszystkiego, co można było wyszperać o agencjach aktorskich. Pracowałam niemal całą dobę, zaangażowałam się w szkolny teatr, brałam lekcje gry aktorskiej i tyle razy recytowałam dialogi z ulubionych seriali, że Ezra nie raz i nie dwa wyrzucał mnie ze swojego pokoju.
A teraz? Teraz byłam tutaj.
Bez pracy.
Bez przyszłości.
Bez niczego.
Zostało mi już tylko to kretyńskie konto na Instagramie, z którym najzwyczajniej w świecie nie potrafiłam się rozstać.
W mojej głowie pojawiła się pewna myśl. Powoli sięgnęłam po komórkę, przesunęłam palcem po czarnym wyświetlaczu. Odblokowałam, po chwili wahania włączyłam wyszukiwarkę i wpisałam jego nazwisko.
Przez półtora roku udało mi się unikać wszelkiego kontaktu z Blakiem, co oznaczało także ignorowanie wszelkich informacji na jego temat. Dawniej, w szkole średniej, chciwie czytałam wszystko, co znalazłam na temat sukcesów drużyny Ezry i Blake’a. Kiedy z nim zerwałam, chciałam tego za wszelką cenę uniknąć. Za bardzo bolało. Czyste cięcie. Tego potrzebowałam po naszym rozstaniu. Fakt, że teraz mieszkaliśmy pod jednym dachem, niczego nie zmieniał, choć na widok kuli i szyny na nodze zrobiło mi się autentycznie słabo.
Odrzuciłam komórkę na bok, zamiast niej sięgnęłam po ostatni kęs kanapki. A potem zwlokłam się z łóżka i z pustym talerzem ruszyłam do kuchni.
Otworzyłam drzwi mojego pokoju, ale cichy dźwięk kazał mi zatrzymać się w progu. Właściwie powinno być pusto – Ezra, Cam i Otis mieli poniedziałkowy trening siłowy, a Blake jakieś zajęcia na uniwersytecie. Kiedy jednak ruszyłam korytarzem w kierunku saloniku, z kuchni znowu dobiegł ten dźwięk.
Ostrożnie wyjrzałam zza rogu.
Blake’a nie było na uniwersytecie. Stał przy kuchence. Jego widok sprawił, że wszelkie przemyślenia z ostatnich minut szlag trafił. Konkretnie mówiąc, z głowy wypadło mi wszystko, co kiedykolwiek w niej było. Bo Blake był półnagi.
Nagle zaschło mi w gardle.
Odwrócony do mnie plecami mieszał coś w garnku. Kule stały w kącie, jedną ręką podpierał się o kuchenny blat.
Nawet gdybym chciała, nie mogłabym wykrztusić słowa. Oczywiście już niejednego faceta widziałam bez koszulki. To akurat nic szczególnego. Ale zobaczyć kogoś, z kim przeżyło się swój pierwszy raz... To coś innego.
Wspomnienia wróciły tak nagle, że zakręciło mi się w głowie. Blake, który w lecie gra z Ezrą w kosza na naszym podjeździe i uśmiecha się pod nosem, bo doskonale wie, że obserwuję go zza firanki. Blake tylko w szarych spodniach od dresu, który idzie w moją stronę z zawadiackim uśmiechem. Blake, który szepcze coś z ustami na moich wargach, wędrując dłońmi po moim ciele.
– Cholera – szepnęłam.
Podskoczył tak gwałtownie, że talerz, na który akurat nakładał jedzenie, poszybował przez kuchnię i wylądował na podłodze. Zastygłam w bezruchu, gdy odwracał się w moją stronę. Głośno wypuścił powietrze z płuc i spojrzał na posadzkę. Był blady jak ściana.
– Kurwa.
Podążyłam za jego spojrzeniem i już wiedziałam, czemu tak pobladł.
Najwyraźniej nastąpił na odłamek szkła. Wokół jego lewej stopy widniała plama krwi, coraz większa, bo przesunął się w bok.
Kolejna rzecz, którą doskonale pamiętałam, to fakt, że Blake nie znosił widoku krwi. Wystarczyło małe skaleczenie, a od razu kręciło mu się w głowie i musiał natychmiast usiąść. Kiedyś poszłam z nim do lekarza i trzymałam go za rękę, gdy pobierano mu krew. Przez przypadek dowiedział się o tym także Ezra. Dokuczał mu miesiącami.
Jednak teraz, na widok jego trupiobladej twarzy, nie było mi do śmiechu. Wokół leżały setki odłamków szkła. Blake niespokojnie przenosił ciężar ciała z nogi na nogę, przez co tylko pogarszał sytuację. W następnej chwili pochylił się i z twarzą wykrzywioną bólem zaczął zbierać odłamki. Potrącił kule, które upadły na ziemię, lądując w brei makaronu z serem, odłamków szkła i krwi. Blake znowu zaklął, cały czas jednak zbierał kawałki szkła. Jeśli tak dalej pójdzie, zaraz znowu się skaleczy.
– Blake.
Zesztywniał, zaraz jednak ponownie zajął się zbieraniem okruchów.
Stłumiłam westchnienie, pobiegłam do przedpokoju i wyjęłam miotłę ze schowka. Wróciłam do kuchni, podeszłam do Blake’a. Pochyliłam się, żeby zmieść mieszaninę szkła i makaronu.
– Zostaw – warknął.
Spojrzałam na niego spod uniesionych brwi.
– Naprawdę będziesz teraz narzekał na moją pomoc?
Zacisnął zęby. Schylił się po większy odłamek szkła, podniósł go, położył na kuchennym blacie i schylił się ponownie. Widać było, że cierpi. Ociekał potem, oddychał ciężko, gdy ponownie się wyprostował.
– Idź do saloniku. – Chciał coś odpowiedzieć, ale nie dopuściłam go do głosu. – Z krwawiącą stopą tylko wszystko komplikujesz. Idź do saloniku – powtórzyłam ze