Siódma ofiara. Aleksandra Marinina

Читать онлайн.
Название Siódma ofiara
Автор произведения Aleksandra Marinina
Жанр Классические детективы
Серия
Издательство Классические детективы
Год выпуска 0
isbn 978-83-66553-99-6



Скачать книгу

Gorszkowa i uznać, że na tym nasza misja się kończy. Ale on już pokazał, że potrafi zabijać i że nie brzydzi się tym przykrym zajęciem. Dlatego powinniśmy go znaleźć, zakuć w kajdanki i odstawić do aresztu. Dzisiaj, Asiu, mówimy już nie o Żartownisiu, lecz o zabójcy.

      Nastia opuściła głowę i wsparła czoło na dłoniach. Przez chwilę Tatiana miała wrażenie, że Kamieńska zaraz się rozpłacze, ale przyjrzawszy się bliżej, zobaczyła, że przyjaciółka usiłuje stłumić uśmiech. Gdy parę sekund później Nastia podniosła głowę, jej twarz była na powrót beznamiętna.

      – Szybko przestałeś być wywiadowcą, Jurik, i stałeś się szefem. Mówię to nie w formie krytyki, stwierdzam jedynie fakt. Jak każdy kompetentny przełożony wskazujesz podwładnym pożądany wynik: należy złapać zabójcę i zebrać dowody jego winy. W tej kwestii masz rację.

      – A w jakiej nie mam? – zapytał Jura drwiąco.

      – A w tej, moje słoneczko, że oprócz skomplikowanych zadań, za których wykonanie dostajemy od państwa wynagrodzenie, są jeszcze żywi ludzie, którzy chodzą po ulicach, jedzą, piją, śpią, kochają, liczą na coś, robią plany na przyszłość. I niektórzy z nich umrą tylko dlatego, że nasz Gorszkow czegoś zapragnął. Czegoś w pikantnym sosie. Ludzie nie są niczemu winni. Jeszcze niedawno świetnie o tym pamiętałeś. Żeby ocalić im życie, musimy zrozumieć, czego on chce. Pal diabli, jeżeli go nie złapiemy. Ważne, żeby go powstrzymać.

      Tatiana podzielała opinię Nastii. Ale jakże trudno zrozumieć, czego chce mężczyzna, który jedenaście lat temu udawał macho. I to takiego, którego kobiety się boją i uwielbiają zarazem. Gorszkow czerpał satysfakcję z przerażenia malującego się na twarzach dziewcząt i kobiet, czuł rozkosz, gdy rozchylał płaszcz i pokazywał im przedmiot swojej dumy, patrząc przy tym w ich oszalałe ze strachu oczy. Zawsze wybierał ofiary, które były od niego niższe. A Nadieżda Starostienko była niewysoka i drobna…

      – Chce czuć dominację, ale nie za sprawą siły i rzeczywistej przewagi. Upaja się słabością innych – powiedziała Tatiana wolno. – Zawsze wybierał szczupłe i słabe kobiety. Chciał, żeby się go bały. I dostawał ataku szału, kiedy spotykał kogoś, kto się go nie bał. Pewnie unikał osób, które mogły się go nie przestraszyć. Stąd jego zachowanie na przesłuchaniach. Swoją posturą nie przypominałam kobiety, która mogłaby się przestraszyć jego walorów fizycznych. Starał się więc zbić mnie z tropu, bo zakłopotanie to oznaka słabości, to już niemal strach. Gdybym poprosiła wtedy o przekazanie sprawy innemu śledczemu, Gorszkow uznałby to za swoje zwycięstwo. Doszedłby do wniosku, że udało mu się mnie zastraszyć, i dlatego się wycofałam. Wszystko to prawda, moi kochani, ale to nie jest odpowiedź na wasze pytanie. Nie wiem, czego on chce teraz.

      – Tego samego. – Korotkow wzruszył ramionami. – Chce cię zmusić, żebyś się wycofała, poddała, przyznała do słabości i bezsilności wobec niego.

      – Jakie zatem widzicie wyjście? Jestem gotowa zrobić wszystko, byleby nikogo więcej nie zabił.

      W jej głosie zabrzmiała taka rozpacz, że obecni poczuli się nieswojo. Tatiana była rzeczywiście gotowa na wszystko. Mogła publicznie przyznać się do słabości, a nawet wystąpić w telewizji czy w radiu – wszystko jedno – byleby on ją usłyszał, byleby mogła do niego dotrzeć i go przekonać, że zwyciężył, że ona się poddała, i dlatego nikt więcej nie musi ginąć. Choćby za cenę poniżenia, kłamstwa, zniszczenia reputacji śledczej i pisarki. Gotowa jest zapłacić każdą cenę za to, żeby go powstrzymać. Nie potrzeba krwi. Pod żadnym warunkiem. A zwłaszcza po to, żeby komuś coś udowodnić.

      – Czemu milczycie? – zapytał Korotkow niecierpliwym, władczym tonem. – Podsuwajcie pomysły. Co Tania powinna zrobić, żeby go powstrzymać? Rozpatrzymy każdą propozycję.

      Tatiana wodziła wzrokiem po przyjaciołach. Nikt nie miał chyba żadnego pomysłu.

      – No cóż, kończymy, pora spać – powiedział Korotkow z westchnieniem. – Odwiozę Aśkę, a ty, Misza, odprowadź Tatianę. I uświadom jej mężowi, że nie powinna nigdzie sama wychodzić.

      – Jura, to nierealne – zaoponowała słabo Tatiana, zapinając płaszcz. – Stasow nie może być moją niańką, ma swoją pracę i swoje życie.

      – A Ira? Jak zapewnimy jej bezpieczeństwo? – zapytała Nastia.

      – O nią się nie martwcie, ma osobistą ochronę.

      – Niby kogo? – zapytał Docenko zazdrośnie. – Gdzie tu jest sprawiedliwość, obywatele? Od niepamiętnych czasów obiecujecie, że poznacie mnie z Iroczką, a teraz wkradł się jakiś osobnik…

      – To nasz sąsiad – powiedziała Tatiana pojednawczo. – Ma już swoje lata, jest na emeryturze. Nie zrobi ci konkurencji, nie martw się. Nawiasem mówiąc, możesz do nas dzisiaj zajrzeć, masz powód.

      Przez całą drogę rozmawiali o wszystkim, tylko nie o Gorszkowie, i dopiero w windzie Tatiana wróciła do tego, co wciąż chodziło jej po głowie.

      – Błagam cię, Misza, nie przestrasz mojej rodziny. Wszyscy i tak mają nerwy w strzępach.

      – Nie zgadzam się z tobą – odparł Docenko bardzo poważnie. – Twoi bliscy powinni znać prawdę i szykować się na najgorsze. Tylko tak będziecie mogli oswoić sytuację.

      Tatiana już zamierzała wsunąć klucz do zamka, ale uwaga Miszy sprawiła, że znieruchomiała.

      – A nie sądzisz, że człowiek, który zna prawdę, oszaleje ze strachu, zamiast szykować się na najgorsze? Każdy reaguje inaczej na negatywne informacje. Niektórzy mobilizują się i działają z rozmysłem, inni tracą rozum.

      Chciała dodać coś jeszcze, ale w tej samej chwili otworzyły się drzwi sąsiedniego mieszkania i na progu stanął Andriej Timofiejewicz. Obok niego od razu pojawił się olbrzymi czarny dog, który wabił się Agat.

      – Dobry wieczór – zagrzmiał sąsiad niskim, dźwięcznym głosem. – Słyszę, że winda stanęła, ale drzwi do waszego mieszkania się nie otwierają, do mnie też nikt nie dzwoni. Postanowiłem zobaczyć, kto się ukrywa na naszym piętrze. Dotrzymuję danego słowa i wciąż mam oko na wasze mieszkanie.

      Tatiana zauważyła spojrzenie Docenki, którym obrzucił sąsiada, i z trudem się powstrzymała, żeby nie parsknąć śmiechem. Było w nim tyle szczerego zdumienia pomieszanego z oburzeniem, ile mogłoby być na widok psa, który ni z tego, ni z owego zaczął miauczeć.

      – Niech się pan nie denerwuje, Andrieju Timofiejewiczu – powiedziała. – Szukałam kluczy w torebce. Przecież pan wie…

      – Ma się rozumieć –wesoło podchwycił sąsiad. – Znam ja te wasze damskie torebki, znam. Na oko malutkie, nie wiadomo, co w ogóle można tam włożyć, a w rzeczywistości tyle w nich rzeczy, że ledwie zmieściłyby się w walizce.

      Tatiana otworzyła drzwi i zrobiła zapraszający gest.

      – Wstąpi pan do nas, Andrieju Timofiejewiczu?

      – A nie będę przeszkadzał? Macie gości…

      – No to tym bardziej. – Roześmiała się. – Zapraszamy do towarzystwa.

      Była w kiepskim nastroju, ale zmusiła się do uśmiechu, bo czuła, że im więcej osób zbierze się teraz w jej mieszkaniu, tym mniej uwagi będzie przyciągała. I nikt, jak dobrze pójdzie, nie zauważy jej niepewności i prawdziwego strachu. Jeżeli to rzeczywiście Aleksander Gorszkow, czekają ją trudne dni. Już wtedy, jedenaście lat temu, był świrem z pretensjami. Miał jednak zaledwie osiemnaście lat i jego pretensje były głupie, młodzieńcze. Teraz ma dwadzieścia dziewięć, jedenaście spędził w zakładzie karnym, gdzie panują okrutne prawa i kult zła. Nie w biblijnym znaczeniu z ł a jako przeciwieństwa dobra, ale w daleko przyziemniejszym. Ten skrót to jeden z najbardziej popularnych tatuaży.