Mars. Bezlitosna siła, t.4. Agnieszka Lingas-Łoniewska

Читать онлайн.
Название Mars. Bezlitosna siła, t.4
Автор произведения Agnieszka Lingas-Łoniewska
Жанр Короткие любовные романы
Серия Bezlitosna siła
Издательство Короткие любовные романы
Год выпуска 0
isbn 9788380537583



Скачать книгу

się we mnie tymi ślicznymi, nieco skośnymi oczami, a jej rude pukle dotykały piersi.

      Jej zajebistych cycków, które chciałem poczuć pod palcami, dotykać ich i je ssać. Byłem napalony. Pragnąłem jej. Całej. I jednocześnie wiedziałem, że jestem od tego tak daleko jak mój stary od uczciwości. Przymknąłem oczy.

      – Nie. Wszystko gra. – Ruszyłem na górę. Widziałem, że idzie za mną. Nagle zatrzymałem się i dotknąłem jej dłoni. Spojrzałem jej w oczy. – Chodzę na basen co drugi dzień. I jestem tam po szóstej. Kiedy ty jeszcze przekręcasz słodki tyłeczek w ciepłym łóżku, kotku. – Musnąłem jej policzek palcem i uśmiechnąłem się swoim firmowym uśmiechem, za którym skrywałem wszystkie uczucia.

      Lepiej było grać beztroskiego idiotę, niż dać się zranić. Ale ona mnie raniła. Bo mi na niej zależało. Co było zupełnie bez sensu.

      ***

      – Czy kiedyś wrócę do domu? – spytała, kiedy skończyliśmy jeść winogrona i pluć pestkami.

      – Kiedyś zbuduję własny dom i cię tam zabiorę.

      – Obiecujesz?

      – Oczywiście, maluchu.

      – I będziesz tam tylko ty? – spytała, wpatrując się we mnie tym swoim ufnym wzrokiem.

      – Jasne. – Zaniepokoiłem się. – A kogo nie chciałabyś tam widzieć? – Zmarszczyłem brwi.

      Wzruszyła ramionami i pomachała nogami, które zwiesiła z tarasu.

      – Nie wiem… – zamilkła na chwilę – …ale ważne, żebyś był ty. Wtedy będzie fajnie.

      Rozdział 3

      The Chainsmokers, Closer

      Ten tydzień zaczął się bardzo kiepsko. W zasadzie kiepsko było już w weekend. Wtedy w klubie, po treningu w podziemiu, Darek odprowadził mnie do stolika, chwilę pogadał z Konradem i poszedł do baru. Potem widziałam go z jakimiś dziewczynami, jedna z nich uwiesiła mu się na ramieniu i dostrzegłam, jak jeździ palcem po jego tatuażu. Nie wiem dlaczego, ale poczułam złość. Miałam ochotę podejść, odepchnąć dziewczynę, złapać pieprzonego Marsa za szyję i poczuć wreszcie jego usta na swoich. Fantazjowałam o pocałunku z nim. Miał pięknie wykrojone usta i odnosiłam wrażenie, że doskonale wie, jak ich używać. Nie do gadania złośliwości lub idiotyzmów, ale do… innych rzeczy. Ten facet na mnie działał. I chyba powinnam przestać się tego bać. Ale się bałam. I dlatego nie zrobiłam nic, wróciłam do domu, weekend przeleżałam w łóżku, czytając i oglądając seriale. W niedzielę poszłam z Mariuszem do kina na jakąś komedię, która wcale nie była śmieszna. Pomagałam ludziom, wyciągałam dziewczyny z dołków psychicznych i innych okropnych rzeczy, a nie mogłam pomóc samej sobie. Byłam naprawdę świetnym psychologiem. Tak…

      W poniedziałek nie pojechałam na basen, bo zaspałam. Mariusz po kinie wszedł do mnie, zaczęliśmy się całować i pieścić, i… Gdy zamykałam oczy, widziałam ten cholerny krzywy uśmieszek wytatuowanego faceta i po prostu… nie mogłam. Przeprosiłam Mariusza, widziałam, że był zawiedziony, miał do mnie żal. Powiedziałam, że źle się czuję, za to zaprosiłam go na sylwestra u Martyny. Był zaskoczony, ale się zgodził. I widziałam, że odzyskał dobry humor. Pożegnał się ze mną i umówiliśmy się dopiero na przyszły weekend, bo on teraz miał dyżury, a ja w piątek wyjeżdżałam do Krakowa. I właśnie wtedy sobie uzmysłowiłam, że jadę z Patrykiem i Darkiem. Nie chciałam się wycofywać, przecież nie miałam czternastu lat. A szkoda. Może nie byłoby mi wstyd, że zachowuję się jak idiotka.

      Teraz był środowy poranek, pokonywałam kolejną długość basenu i miałam nadzieję, że to będzie lepszy dzień niż poprzednie. W poniedziałek po południu na nasz fundacyjny telefon komórkowy zadzwoniła dziewczyna, która nieśmiało pytała o możliwość zamieszkania w Domu dla Mam. Była w szóstym miesiącu ciąży i miała kłopoty. Tak to nazwała. Rozmawiałam z nią, podałam numer prywatnej komórki i zaprosiłam do fundacji na rozmowę. Ale rozłączyła się i już więcej nie zadzwoniła. A gdy próbowałam się z nią skontaktować, telefon milczał. To było bardzo częste. Wkurzałam się, ale wiedziałam, że nie mogę pomóc całemu światu. Cholerna niesprawiedliwość!

      Gdy przepłynęłam kilka basenów, położyłam się na ostatnim torze na plecach, zamknęłam oczy i pozwoliłam unosić się na wodzie. Nagle przed moimi powiekami pojawił się jakiś cień. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam pochylonego nade mną Darka. Oparłam się o krawędź basenu i wytarłam twarz. Darek wskoczył do wody, podpłynął do mnie i oparł się tuż obok.

      – Widzisz, potrafię wstać w środku nocy. – Patrzył na mnie z bliska.

      Na jego długich rzęsach dostrzegłam kropelki wody. Był tak cholernie przystojny, że to powinno być zakazane. Kobiety na niego zerkały, faceci też, pewnie podziwiali jego muskulaturę, tatuaże. Ja podziwiałam wszystko. I coraz gorzej się z tym czułam.

      – To był żart – westchnęłam.

      Darek wpatrywał się we mnie przez chwilę, widziałam, że nad czymś się zastanawia.

      – Wychodzisz już? – zapytał wreszcie.

      – Tak.

      – Jedziesz do fundacji?

      Pokiwałam głową.

      – To może najpierw śniadanie? – zaproponował.

      – W sumie nic nie jadłam… – zawahałam się.

      – To przed wejściem za piętnaście minut. – Uśmiechnął się.

      Co mogłam zrobić?

      Kiedy wyszłam z szatni, Darek już czekał. Ubrany w ciemne dresowe spodnie, biały T-shirt, sportową kurtkę i adidasy stał przy wejściu oparty o ścianę i patrzył na mnie. Obok leżała wielka sportowa torba, w której pewnie zmieściłabym się ja.

      – Co ja robię? – szepnęłam do siebie, ale podeszłam do niego i spytałam: – Gdzie jedziemy?

      – Gdzie tylko zechcesz.

      – Często jemy z dziewczynami w Dinette. Koło Monopolu.

      – Pojedziemy moim autem, bez sensu jechać dwoma – zarządził.

      – Nie mam samochodu. Znaczy mam, ale jeżdżę tramwajami albo chodzę piechotą. – Wzruszyłam ramionami.

      Widziałam, że jest zdziwiony.

      – Uwierz mi, jest szybciej – wyjaśniłam.

      – To tym bardziej zapraszam do siebie. Woziłaś się już betą po mieście? – Posłał mi uśmiech.

      – Jesteś niemożliwy. – Pokręciłam głową, ale odpowiedziałam uśmiechem.

      Czasami był nieznośny, ale mnie rozbawiał. Naprawdę. Zerknęłam na niego. Tak pięknie się uśmiechał. To też powinno być zakazane.

      W Dinette nie było zbyt dużo ludzi, jacyś studenci, kilka „białych kołnierzyków”, biznesmeni, jak zawsze o tej porze. Kiedy weszliśmy, wszyscy znów się gapili. W tym momencie domyśliłam się, co czują moje przyjaciółki, kiedy pokazują się gdzieś ze swoimi facetami. Ale Darek nie był moim facetem. Był kolegą. Zauważyłam, że przenikliwie mi się przypatruje. Usiedliśmy przy dwuosobowym stoliku w małej niszy okiennej. Darek usiadł tyłem do okna i przysięgam, że po mojej stronie zrobiło się ciemniej.

      – Przysłaniasz mi widok – powiedziałam z uśmiechem.

      – Przysłaniam ci cały świat? To miłe.

      – Nie, tylko kawałek Świdnickiej.

      – Na początek może być.