Mars. Bezlitosna siła, t.4. Agnieszka Lingas-Łoniewska

Читать онлайн.
Название Mars. Bezlitosna siła, t.4
Автор произведения Agnieszka Lingas-Łoniewska
Жанр Короткие любовные романы
Серия Bezlitosna siła
Издательство Короткие любовные романы
Год выпуска 0
isbn 9788380537583



Скачать книгу

      – Okej. Zatem czekam. – Patrzyłem mu w oczy.

      – Nie czekaj. Ćwicz.

      Pokiwałem głową.

      Rozpocząłem od biegania, potem skakanka, pompki, gruszka-refleksówka. Gdy kończyłem, przyjechał Konrad.

      – Już po? – zapytał. – Jeśli poczekasz, aż się rozgrzeję, to posparingujemy.

      – To dawaj, dziewczyno, mam ochotę na kontakt. – Klepnąłem go w ramię.

      – Dla ciebie wszystko, kochanie.

      Kiedy przyjaciel się rozgrzewał, ja poćwiczyłem z workiem bokserskim i z każdym uderzeniem myślałem o tym, że dzisiaj znowu ją zobaczę. Zastanawiałem się, czy to jest dobry pomysł. Wreszcie Konrad wszedł na ring i oderwał mnie od tych myśli. Zaczęliśmy, jak zawsze, od ciosów i blokad, potem moje ulubione kopniaki z półobrotu i na końcu parter. Potem odpoczywaliśmy na macie, a Albert przyszedł zrobić nam te syfiaste koktajle według receptury Polluksa.

      – Rozmawiałeś z Patrykiem? – zapytał Konrad.

      – Tak, wszystko idzie według planu.

      Konrad potarł swoje przydługie brązowe włosy.

      – Wiesz, co bym zrobił już teraz?

      Patrzyłem przez chwilę na przyjaciela.

      – Jeśli chcesz tam iść i zatańczyć, powiedz tylko kiedy. Ja nie mam sentymentów, stary – zapewniłem.

      – Okej, będę pamiętał. – Wyciągnął do mnie pięść, uderzyłem w nią swoją. Zerknął na zegar zawieszony nad wejściem. – Idziemy? Dziewczyny pewnie już są.

      – Dołączę do was. – Mrugnąłem.

      Przez chwilę mierzył mnie spojrzeniem, ale nic nie powiedział.

      Pozbieraliśmy nasze rzeczy i poszliśmy do szatni i pod prysznice. Może zimna woda skutecznie oczyści moją głowę z obrazów, w których rudowłosa kobieta gra główną i to bardzo niegrzeczną rolę.

      ***

      Postanowiłam całkowicie się wyluzować. Miałam trzydzieści pięć lat, byłam wolna, niezależna, a w mojej głowie kłębiło się ostatnio zbyt dużo głupich myśli. Dlatego nadszedł czas na to, żeby się od nich uwolnić, chociaż na tę jedną noc. Zamówiłyśmy z Inez barmany. Martyna nie piła, bo karmiła małą. Najpierw zjadłyśmy coś na mieście, a teraz siedziałyśmy w PantaRhei, rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się i czułam się dobrze. Z przyjaciółkami i na znajomym terenie.

      – Kiedy jedziesz do Krakowa? – Martyna spojrzała na mnie.

      – Za tydzień. W piątek, a wracam w sobotę.

      – Patryk ma spotkanie w piątek w Krakowie z jakimś kolesiem od nagłośnienia. Powiedział, że możesz się z nim zabrać. W sobotę wrócicie.

      – O! – Ucieszyłam się. – No to świetnie.

      – Jedzie jeszcze Darek, jak coś, bo to jego kolega. Studiowali razem.

      Powoli przyswajałam informacje. Nie miałam pojęcia, że on studiował.

      – Okej, no problem – powiedziałam głośno, choć nie byłam pewna, czy to prawda.

      – Dobra, dziewczyny, mam dzisiaj wychodne, chcę potańczyć! – Martyna klasnęła w dłonie i spojrzała na nas z wyczekiwaniem.

      – Matce się nie odmawia. – Inez puściła oko i ruszyłyśmy na parkiet.

      Dobrze było poszaleć i się wyluzować. Odpoczywałam, pływając, więc starałam się codziennie rano jeździć na basen. Podobnie działał na mnie taniec. Proste przyjemności. O których tak często zapominamy.

      Kiedy byłyśmy już zmęczone, wróciłyśmy do loży, w której czekał już Konrad. Obserwował nas niczym jastrząb, nie odrywając wzroku od swojej Inez.

      – Cześć, landrynko – powiedział, kiedy dotarłyśmy do stolika.

      Pochylił się i pocałował ją w usta.

      – Sparingowaliście? Masz jeszcze mokre włosy. – Inez dotknęła jego czupryny.

      – Tak, Darek zaraz przyjdzie.

      Zagryzłam wargę. Kiedy ujrzałam Konrada samego, poczułam zawód, ale i ulgę. Teraz ogarnęło mnie poczucie niepokoju. Aby je zabić, zostawiłam przyjaciół i poszłam do baru. Albert spojrzał na mnie i się uśmiechnął.

      – Co pani sobie życzy, pani doktor?

      – Dwa shoty.

      – Ciężki tydzień?

      – Chyba cały rok. – Westchnęłam.

      – Jest piątkowy wieczór, piękne dziewczyny nie mogą się smucić. – Albert mrugnął do mnie i postawił przede mną dwa kieliszki. – To zbrodnia.

      – Właśnie po to tu jestem. Żeby się nie smucić.

      – A ja spełnię wszystkie twoje zachcianki.

      Albert zawsze ze mną flirtował, jak z większością dziewczyn przy barze, dlatego miał takie powodzenie, co oczywiście wpływało na jego dochody. Lubiłam go, w jego towarzystwie nie czułam żadnej presji. Wypiłam dwa szoty i poprosiłam jeszcze o wodę.

      – Proszę, pani doktor. Kiedy poczujesz się źle, przychodź, coś wymyślimy.

      Spróbowałam się uśmiechnąć.

      Wtedy poczułam jakieś dziwne mrowienie na plecach i nie musiałam się nawet odwracać, żeby wiedzieć, kto za mną stoi.

      – Albert, ty chyba masz za dużo czasu. – Niski głos wybrzmiał mi nad uchem, dotarł do mnie zapach żelu pod prysznic i piżmowych perfum, które dobrze znałam.

      Zacisnęłam zęby, a w dole brzucha poczułam skurcz. Kurwa, tego nie mogłam pomylić z niczym innym.

      – Dbam o najlepsze dziewczyny w tym klubie. – Albert mrugnął do mnie.

      – O tę zadbam sam.

      – Jasne, stary. – Barman roześmiał się i poszedł obsługiwać dziewczyny, które przywoływały go głośno z drugiego końca baru.

      – Dobrze się bawisz? – zapytałam i spojrzałam na Darka, który oparł się o bar tuż obok mnie.

      W sumie to był błąd, bo po pierwsze, stał za blisko, po drugie, pachniał obłędnie, po trzecie, wyglądał tak, że zaschło mi w gardle. Miał na sobie koszulę z podwiniętymi rękawami, wypuszczoną na ciemne obcisłe dżinsy, z których paska zwisał gruby srebrny łańcuch i znikał w przedniej kieszeni. Spojrzałam na twarz tego faceta. Włosy miał postawione, wpatrywał się we mnie ciemnymi oczami i od tego spojrzenia zakręciło mi się w głowie.

      – A ty? – spytał spokojnie, wciąż mierząc mnie wzrokiem.

      Wzruszyłam ramionami.

      – Jak zawsze tutaj.

      Zmarszczył brwi.

      – Wszystko dobrze?

      – Czy ja wiem? Chyba potrzebny był mi piątkowy reset.

      – Za dużo obowiązków? Trudnych spraw?

      – Za dużo wszystkiego. – Westchnęłam.

      – A gdzie twój chłopak? – Jego ton zabrzmiał teraz ostro.

      – To nie jest… – Machnęłam ręką. – Mariusz do wieczora ma pacjentów.

      – No tak, rozumiem. – Darek przejechał dłonią po bujnych włosach.

      Przełknęłam