Название | Krzyżacy |
---|---|
Автор произведения | Генрик Сенкевич |
Жанр | Зарубежная классика |
Серия | |
Издательство | Зарубежная классика |
Год выпуска | 0 |
isbn |
– Do gospody! do gospody! gorze1102 mi!…
Po czym pamiętając, co im poprzednio ulżyło, chwycili znów głaz i potoczyli go zapalczywie na dawne miejsce.
Zbyszko zaś jechał wedle Jagienki, słuchając pieśni opatowych szpylmanów, lecz gdy ujechali pięć albo sześć stajań1103, zatrzymał nagle konia i rzekł:
– Ba, miałem dać na mszę za stryjkowe zdrowie i zabaczyłem1104, wrócę się.
– Nie wracaj! – zawołała Jagienka – poślem ze Zgorzelic.
– Wrócę, a wy nie czekajcie na mnie. Z Bogiem!
– Z Bogiem! – rzekł opat. – Jedź!
I twarz mu poweselała, a gdy Zbyszko znikł im z oczu, trącił nieznacznie Zycha i rzekł:
– Rozumiecie?
– Co mam rozumieć?
– Pobije się w Krześni z Wilkiem i Cztanem, jako amen w pacierzu, ale tegom chciał i do tegom prowadził.
– To morowe chłopy! Jeszcze go poranią, i co z tego?
– Jak to co z tego? Jeśli za Jagienkę się pobije, to jakże mu potem o tej Jurandównie myśleć? Jagienka ci mu odtąd będzie panią – nie tamta; tego zaś chcę, bo to mój krewny i udał mi się!
– Ba, a ślubowanie?
– Na poczekaniu go rozgrzeszę! Zaliście nie słyszeli, żem to już obiecał?
– Wasza głowa na wszystko poradzi – odrzekł Zych.
Opat uradował się pochwałą, po czym przysunął się do Jagienki i zapytał:
– Czegożeś taka frasobliwa1105?
Ona pochyliła się w siodle i chwyciwszy rękę opatową podniosła ją do ust:
– Ojcze krzestny, a może byście też podesłali z paru szpylmanów do Krześni.
– Po co? Popiją mi się w gospodzie i tyla.
– Ale może jakowej zwadzie przeszkodzą.
Opat spojrzał jej bystro w oczy i nagle rzekł ostro:
– A choćby go tam i zabili!
– To niech i mnie zabiją! – zawołała Jagienka.
I gorycz, która nagromadziła się z żalem w jej piersiach od czasu rozmowy ze Zbyszkiem, spłynęła teraz nagłym potokiem łez. Widząc to, opat objął ramieniem dziewczynę, tak że nakrył ją prawie całą swoim olbrzymim rękawem, i począł mówić:
– Nie bój się, córuchno, o nic. Zwada może się przygodzić1106, ale przecie i tamci są ślachtą, przeto go kupą nie napadną, jeno na pole rycerskim obyczajem pozwą, a już tam on da sobie rady, choćby się na raz z obydwoma miał potykać. A co do Jurandówny, o której słyszałaś, to ci jeno tyle rzekę, że drzewo na tamtą łożnicę w nijakim boru nie rośnie.
– Skoro mu tamta milsza, to i ja o niego nie dbam! – odpowiedziała przez łzy Jagienka.
– To czegóż chlipiesz?
– Bo się o niego boję.
– Ot, babski rozum! – rzekł śmiejąc się opat.
Po czym schyliwszy się do ucha Jagienki począł mówić:
– Pomiarkuj się, dziewczyno, że choć cię i weźmie, to też nieraz zdarzy mu się potykać, bo od tego ślachcic.
Tu schylił się jeszcze niżej i dodał:
– A weźmie cię – i to niezadługo, jako Bóg w niebie!
– Zaśby tam brał! – odpowiedziała Jagienka.
A jednocześnie poczęła się uśmiechać przez łzy i spoglądać na opata, jakby się go chciała zapytać, skąd to wie.
A tymczasem Zbyszko wróciwszy do Krześni zajechał wprost do księdza, chciał bowiem rzeczywiście dać na mszę za zdrowie Maćka; po załatwieniu zaś tej sprawy udał się wprost do gospody, w której spodziewał się znaleźć młodego Wilka z Brzozowej i Cztana z Rogowa.
Jakoż zastał obydwóch, a oprócz tego pełno ludzi – i szlachty, i skartabellów1107, i kmieciów, i kilku „sowizdrzałów1108” pokazujących rozmaite niemieckie sztuki. W pierwszej chwili nie mógł jednakże nikogo rozeznać, gdyż okna karczmy z błonami z wołowych pęcherzy mało przepuszczały światła – i dopiero gdy miejscowy pachołek dorzucił na komin szczypek1109 sosnowych, ujrzał w kącie za łagwiami piwa włochaty pysk Cztana i srogą, zapalczywą twarz Wilka z Brzozowej.
Wtedy począł iść zwolna ku nim, roztrącając po drodze ludzi i doszedłszy, uderzył pięścią w stół, aż zagrzmiało w całej gospodzie.
A oni podnieśli się natychmiast i jęli śpiesznie przekręcać na sobie skórzane pasy, nim jednakże chwycili za rękojeści, Zbyszko rzucił na stół rękawicę i mówiąc przez nos, jak mieli zwyczaj mówić rycerze przy wyzwaniu, ozwał się w następujące, niespodziane dla nikogo słowa:
– Pakliby1110 który z was dwóch albo z innych ludzi rycerskich w izbie będących przeciwił się temu, iże najcudniejsza i najcnotliwsza dziewka na świecie jest panna Danuta Jurandówna ze Spychowa, tego pozywam na walkę konną albo pieszą do pierwszego klęknięcia alibo1111 do ostatniego tchu.
Zdumieli się Wilk i Cztan, równie jak byłby zdumiał się opat, gdyby coś podobnego usłyszał – i przez chwilę słowa nie mogli przemówić. Co to za panna? Im przecie o Jagienkę, nie o nią chodziło?… A jeśli temu żbikowi nie o Jagienkę idzie, to czego od nich chce? Czemu ich rozsierdził przed kościołem? Po co tu przyszedł i po co szuka z nimi zaczepki? – Od tych pytań zrobiła im się w głowie taka kasza, że pootwierali szeroko usta, Cztan zaś wytrzeszczył tak oczy, jakby nie człowieka, ale jakby jakieś dziwo niemieckie miał przed sobą.
Lecz bystrzejszy Wilk, który znał nieco rycerskie zwyczaje i wiedział, że nieraz innym niewiastom rycerze służby ślubują, a z innymi się żenią, pomyślał, że i w tym wypadku tak być może i że gdy zdarza się taka sposobność ujęcia się za Jagienką, to należy w lot z niej skorzystać.
Więc wysunął się zza stołu i zbliżywszy się ze złowrogą twarzą do Zbyszka, zapytał:
– Jak to, psubracie, to nie Jagienka Zychówna najcudniejsza?
Za
1101
1102
1103
1104
1105
1106
1107
1108
1109
1110
1111