W osiemdziesiąt dni dookoła świata. Жюль Верн

Читать онлайн.
Название W osiemdziesiąt dni dookoła świata
Автор произведения Жюль Верн
Жанр Приключения: прочее
Серия
Издательство Приключения: прочее
Год выпуска 0
isbn



Скачать книгу

o którym mowa, w środę, 9 października, zapisał swe przybycie do Suezu, zaznaczając, że statek zawinął do portu o oznaczonej godzinie, z czego wynikało, że pan Fogg nic na czasie nie zyskał ani nie stracił.

      Skończywszy zapisywanie, kazał sobie przynieść śniadanie do kajuty, nie myśląc wcale o zwiedzaniu miasta. Należał do rasy pozostawiającej to zajęcie swym służącym.

      Rozdział VIII. Obieżyświat gadułą

      Fix po paru minutach dogonił na przystani Obieżyświata, który przyglądał się wszystkiemu z wielką ciekawością.

      – No cóż, mój przyjacielu – spytał go Fix – czy twój paszport już zawizowano?

      – Ach, to pan! – odparł Francuz. – Dziękuję panu, jesteśmy w zupełnym porządku.

      – A pan zwiedza miasto?

      – Tak, ale my podróżujemy tak prędko, że zdaje mi się, że to wszystko odbywa się we śnie. Jesteśmy teraz w Suezie, nieprawdaż?

      – Tak, w Suezie.

      – W Egipcie?

      – W Egipcie.

      – W Afryce?

      – W Afryce.

      – W Afryce – powtórzył Obieżyświat. – Trudno mi nawet w to uwierzyć. Niech pan sobie wyobrazi, że zdawało mi się, iż jestem jeszcze w Paryżu; tę piękną stolicę widziałem tylko przez szyby dorożki w ulewnym deszczu, przejazdem z Dworca Północnego na Dworzec Lyoński. Jaka szkoda! Z jaką radością zwiedziłbym Pére-Lachaise25 i cyrk na Polach Elizejskich.

      – Zapewne bardzo się pan spieszy? – spytał inspektor policji.

      – Ja nie, lecz mój pan. Aha, dobrze, że sobie przypomniałem. Muszę kupić koszulę i pończochy. Wyjechaliśmy bez rzeczy, za cały bagaż mając tylko torbę podróżną.

      – Zaprowadzę pana do sklepu, gdzie będzie pan mógł we wszystko się zaopatrzyć.

      – Bardzo pan uprzejmy!

      Po czym udali się razem w drogę.

      – Żebym się tylko nie spóźnił – rzekł Obieżyświat.

      – Ma pan jeszcze dosyć czasu – rzekł Fix. – Nie ma jeszcze południa.

      Obieżyświat wyciągnął z kieszeni swą dużą „cebulę”26.

      – Południe? – rzekł. – Cóż znowu, jest dopiero dziewiąta pięćdziesiąt dwie.

      – Pański zegarek się spóźnia.

      – Mój zegarek? Zegarek rodzinny, który mam po moim pradziadku. On się przez cały rok ani pięć minut nie spóźnia. To prawdziwy chronometr.

      – Już wiem, o co chodzi – odparł Fix. – Zegarek wskazuje godzinę, jaka jest obecnie w Londynie, co daje jakieś dwie godziny opóźnienia w stosunku do czasu w Suezie. Niech pan pamięta, żeby w każdym kraju nastawiać zegarek według słońca w południe.

      – Co, miałbym przestawiać mój zegarek? – zawołał Obieżyświat. – Nie, nigdy!

      – W takim razie nie będzie się zgadzał ze słońcem.

      – Tym gorzej dla słońca!

      Z tymi słowami poczciwiec pełnym powagi ruchem wsunął zegarek do kieszeni.

      Po kilku chwilach Fix spytał Obieżyświata:

      – Zapewne nagle opuściliście Londyn?

      – O tak! W ostatnią środę pan Fogg wbrew swemu przyzwyczajeniu wrócił z klubu o ósmej i w trzy kwadranse potem ruszyliśmy w drogę.

      – A dokąd się udaje pański chlebodawca?

      – Ciągle przed siebie; odbywa podróż dookoła świata.

      – Podróż dookoła świata? – zdziwił się Fix.

      – Tak, w osiemdziesiąt dni! Idzie mu niby o zakład, ale, między nami mówiąc, ja w to nie wierzę. To by nie miało sensu. Musi być w tym coś innego.

      – A to oryginał, ten pan Fogg.

      – Ja myślę.

      – Jest pewnie bogaty?

      – Niewątpliwie. Ma z sobą pokaźną sumkę w nowiuteńkich banknotach. Nie żałuje pieniędzy w drodze. Przypomina mi się, że obiecał piękną nagrodę kapitanowi statku „Mongolia” w razie przybycia o parę godzin wcześniej do Bombaju.

      – A dawno zna pan swego chlebodawcę?

      – Ja? – odparł Obieżyświat. – Wstąpiłem na służbę w dniu naszego wyjazdu.

      Można sobie wyobrazić wrażenie, jakie sprawiły te słowa na i tak już rozgorączkowanym umyśle agenta.

      Ten nagły wyjazd z Londynu, duża suma pieniężna, o której mówił Francuz, pośpiech w podróży i wreszcie pretekst w postaci tak dziwnego zakładu – wszystko to utwierdzało pana Fixa w powziętym mniemaniu. Rozmawiając w dalszym ciągu z Francuzem, dowiedział się, że chłopak nie znał wcale swego pana, że ten ostatni mieszkał w odosobnieniu w Londynie, że miano go za bogatego, nie wiedząc nic o źródle jego dochodów, że był człowiekiem trudnym do zgłębienia itp. itp. W tej chwili pan Fix był przekonany, że pan Fogg nie wysiądzie w Suezie i że naprawdę udaje się do Bombaju.

      – Czy daleko stąd do Bombaju? – spytał Obieżyświat.

      – Dość daleko – odparł agent. – Spędzicie zapewne dwanaście dni na morzu.

      – A gdzie leży Bombaj?

      – W Indiach.

      – W Azji?

      – Naturalnie.

      – Tam do licha! Powiem panu… jest coś, co mnie martwi… to płomień gazu…

      – Jaki płomień gazu?

      – Płomień gazu, który zapomniałem zgasić i który pali się obecnie na mój koszt. Obliczyłem, że w ciągu dwudziestu czterech godzin wypali się gazu za dwa szylingi, co przewyższa o sześć pensów moją pensję. Pojmuje więc pan, że im dłużej przeciągnie się podróż, tym…

      Czy Fix zrozumiał historię z gazem? Trudno przypuścić. Nie słuchał go więcej i układał w myśli plan działania.

      Przybyli wreszcie na rynek. Fix pozostawił tu swego towarzysza i upominając go, aby się nie spóźnił na statek, sam udał się spiesznie do konsula. Teraz, kiedy nabrał pewności, że jego przypuszczenia są trafne, odzyskał swą zimną krew.

      – Panie – rzekł do konsula – nie mam już najmniejszej wątpliwości co do tego pana. Chce uchodzić za dziwaka, który ma zamiar odbyć podróż dookoła świata w osiemdziesiąt dni.

      – Ależ to przebiegły jegomość! – odparł konsul. – Zamierza powrócić do Londynu, wymknąwszy się z rąk policji wszystkich części świata.

      – Zobaczymy – odparł Fix.

      – Ale czy się pan czasami nie myli?

      – Ja się nie mylę.

      – W takim razie dlaczego temu złodziejowi zależało na potwierdzeniu wizą jego przejazdu przez Suez?

      – Na to nie mogę nic odpowiedzieć, panie konsulu, bo sam nie wiem. Ale niech pan posłucha.

      I w kilku słowach agent streścił swoją rozmowę ze służącym pana Fogga, kładąc nacisk na niektóre obciążające szczegóły.

      – W samej rzeczy, wszystkie te poszlaki są przeciw temu panu. I cóż zamierza pan zrobić?

      – Zatelegrafować



<p>25</p>

Pére-Lachaise – największy i najsławniejszy cmentarz paryski. [przypis edytorski]

<p>26</p>

cebula (tu daw. pot.) – zegarek kieszonkowy na łańcuszku. [przypis edytorski]