Potop, tom drugi. Генрик Сенкевич

Читать онлайн.
Название Potop, tom drugi
Автор произведения Генрик Сенкевич
Жанр Повести
Серия
Издательство Повести
Год выпуска 0
isbn



Скачать книгу

których między żołnierstwem widzę?

      – Nie tylko to sprzedawczykowie zagorzali, ale gorzej, bo heretycy – odpowiedział szlachcic. – Ciężsi oni od Szwedów nam katolikom; oni to najwięcej rabują, dwory palą, panny porywają, prywatnych uraz dochodzą. Cały kraj od nich w trwodze, bo całkiem bezkarnie im wszystko uchodzi, i łatwiej u komendantów szwedzkich na Szweda znajdziesz sprawiedliwość niż na swojego heretyka. Każdy komendant, byleś słowo pisnął, zaraz ci odpowie: „Nie mam ja go prawa ścigać, bo nie mój człowiek – idźcie do waszych trybunałów.” A jakie tam teraz trybunały, jaka egzekucja, gdy wszystko w szwedzkim ręku? Gdzie Szwed nie trafi, tam heretycy go doprowadzą, a na kościoły i duchownych głównie oni ich excitant213. Tak się mszczą na ojczyźnie matce za to, iż gdy w innych chrześcijańskich krajach słusznie za swoje praktyki i bezeceństwa byli prześladowani, ona im przytułek zapewniła i wolność ich bluźnierczej wiary…

      Tu szlachcic urwał i spojrzał niespokojnie na pana Kmicica.

      – Ale waszmość powiadasz się być z Prus Książęcych, toś sam może luter?

      – Niech mnie Bóg od tego uchroni – odrzekł pan Andrzej. – Z Prus jestem, ale z rodu od wieków katolickiego, bo my do Prus z Litwy przyszli.

      – To chwała Najwyższemu, bom się zląkł. Mój mospanie, quod attinet214 Litwy, i tam dysydentów nie brak, i naczelnika swego potężnego w Radziwille mają, który tak wielkim zdrajcą się okazał, że chyba z jednym Radziejowskim215 w paragon wejść może.

      – Bogdaj mu diabli duszę z gardła wyciągnęli, nim Nowy Rok nadejdzie! – krzyknął z zawziętością Kmicic.

      – Amen! – odrzekł szlachcic – jeszcze i jego sługom, jego pomocnikom, jego katom, o których aż tu do nas wieści zabiegły, a bez których nie byłby on się ważył na zgubę tej ojczyzny.

      Kmicic pobladł i nie odrzekł ani słowa. Nie wypytywał też, nie śmiał pytać, o jakich to pomocnikach, sługach i katach ów szlachcic prawi.

      Jadąc wolno, dojechali późnym wieczorem do Pułtuska; tam wezwano Kmicica do biskupiego pałacu, alias216 zamku, żeby się komendantowi opowiedział.

      – Dostawiam konie wojskom jego szwedzkiej miłości – rzekł pan Andrzej – i mam kwity, z którymi do Warszawy po pieniądze jadę.

      Pułkownik Izrael (tak nazywał się ów komendant) uśmiechnął się pod wąsami i rzekł:

      – O, spiesz się waść, spiesz się, a weź z powrotem wóz, abyś miał na czym owe pieniądze odwozić.

      – Dziękuję za radę – odrzekł pan Andrzej – i tak rozumiem, że wasza miłość drwi sobie ze mnie… Ale ja po swoje pojadę, choćby mi do samego króla jegomości jechać przyszło!

      – Jedź, swego nie daruj! – rzekł Szwed. – Wcale grzeczna kwota ci się należy.

      – Przyjdzie taki czas, że mi zapłacicie! – odrzekł, wychodząc, Kmicic.

      W samym mieście trafił znów na uroczystości, bo uciecha z powodu wzięcia Krakowa trzy dni trwać miała. Dowiedział się jednak, że w Przasnyszu przesadzono może umyślnie tryumf szwedzki; pan kasztelan kijowski217 nie dostał się wcale do niewoli, ale uzyskał prawo wyjścia z wojskiem, bronią i zapalonymi lontami przy działach z miasta. Mówiono, że miał się udać na Śląsk. Niewielka to była pociecha, ale zawsze pociecha.

      W Pułtusku stały znaczne siły, które stamtąd pod wodzą Izraela miały się udać nad granicę pruską, aby nastraszyć elektora, więc ani miasto, ani zamek, lubo218 bardzo obszerny, ani przedmieścia, nie mogły pomieścić żołnierzy Tu po raz pierwszy ujrzał też Kmicic wojsko w kościele stojące. We wspaniałej gotyckiej kolegiacie, fundowanej przeszło dwieście lat temu przez biskupa Giżyckiego, stała najemna niemiecka piechota. Wnętrze świątyni płonęło światłem jak w czasie rezurekcji, bo na kamiennej posadzce płonęły porozpalane ognie. Kotły dymiły w ogniskach. Około beczek z piwem kupiło219 się obce żołnierstwo, złożone ze starych rabusiów, którzy całe Niemcy katolickie splądrowali i którym zapewne nie pierwszy raz przyszło nocować w kościele. Więc wewnątrz rozlegał się gwar i okrzyki. Zachrypłe głosy śpiewały obozowe pieśni; słychać było wrzaski uciechy niewiast, które w owych czasach włóczyły się zwykle za wojskiem.

      Kmicic stanął w otwartych drzwiach; przez dymy wśród czerwonych płomieni ujrzał czerwone, porozpalane trunkiem, wąsate twarze żołdaków siedzących na beczkach i pijących piwo; innych rzucających kości lub grających w karty; innych sprzedających ornaty; innych obejmujących ladacznice poprzybierane w jaskrawe suknie. Wrzaski, śmiechy, brzęk kufli i szczęk muszkietów, echa grzmiące w sklepieniach głuszyły go. Głowa mu się zakręciła, oczy nie chciały wierzyć temu, na co patrzyły, dech zamarł mu w piersi; piekło nie mniej by go przeraziło.

      Wreszcie porwał się za włosy i wybiegł, powtarzając jak w obłąkaniu:

      – Boże, ujmij się! Boże, skarz! Boże, ratuj!

      Rozdział X

      W Warszawie od dawna gospodarowali już Szwedzi. Ponieważ Wittenberg220, właściwy rządca miasta i przywódca załogi, znajdował się w tej chwili w Krakowie, więc rządy w jego zastępstwie sprawiał Radziejowski221. Nie mniej nad dwa tysiące żołnierza stało we właściwym mieście, objętym wałami, i po jurydykach222 do wałów przylegających zabudowanych wspaniałymi gmachami kościelnymi i świeckimi. Zamek i miasto nie były zniszczone, bo pan Wessel, starosta makowski, oddał je bez boju, sam zaś wraz z załogą umknął pospiesznie, obawiając się zemsty osobistego swego nieprzyjaciela Radziejowskiego.

      Lecz gdy pan Kmicic zaczął się rozglądać bliżej i dokładniej, ujrzał na wielu domach ślady drapieżnych rąk. Były to domy tych mieszkańców, którzy pouciekali z miasta, nie chcąc znosić obcego panowania, lub którzy stawili opór w chwili, gdy Szwedzi wdzierali się na wały.

      Z pałaców pańskich, po jurydykach się wznoszących, te tylko zachowały dawną świetność, których właściciele duszą i ciałem stali przy Szwedach. Stał więc w całej świetności pałac Kazanowskich, bo Radziejowski go chronił, i jego własny, i pana chorążego Koniecpolskiego223, i ów, który Władysław IV wystawił, a który potem Kazimirowskim zwano, lecz księże gmachy zrujnowano znacznie; Denhofowy był na wpół zburzony, kanclerski albo tak zwany Ossolińskich przy Reformackiej ulicy zrabowany do szczętu. Przez okna wyglądali najemnicy niemieccy, a owe kosztowne meble, które nieboszczyk kanclerz takim nakładem z Włoch sprowadzał, owe skóry florenckie, gobeliny holenderskie, misterne biurka, perłową macicą wykładane, obrazy, statuy brązowe i marmurowe, zegary weneckie i gdańskie, szkła przednie – albo leżały jeszcze w bezładnych stosach na podwórcu, albo już spakowane czekały, by je, gdy się pora zdarzy, wysłano Wisłą ku Szwecji. Pilnowały tych kosztowności straże, ale tymczasem niszczały na powietrzu i deszczu.

      W wielu innych miejscach mogłeś toż samo ujrzeć, a choć stolica poddała się bez boju, przecie stało już trzydzieści olbrzymich szkut224 na Wiśle, gotowych do wywiezienia łupu.

      Miasto wyglądało jakby cudzoziemskie. Na ulicach słychać było więcej obcych mów niż polskiej; wszędy spotykałeś żołnierzy szwedzkich, niemieckich, najemników francuskich, angielskich i szkockich, w najrozmaitszych strojach, w kapeluszach,



<p>213</p>

excito, excitare – podburzać, napuszczać; tu 3 os. lm cz.ter. excitant: podburzają. [przypis edytorski]

<p>214</p>

quod attinet (łac.) – co dotyczy. [przypis edytorski]

<p>215</p>

Radziejowski, Hieronim (1612–1667) – stronnik Szwedów, podkanclerzy, wygnany za spiskowanie przeciwko królowi. [przypis edytorski]

<p>216</p>

alias (łac.) – inaczej, albo też. [przypis edytorski]

<p>217</p>

kasztelan kijowski – Stefan Czarniecki herbu Łodzia (ok. 1599–1665), wybitny dowódca wojskowy, oboźny wielki koronny i kasztelan kijowski, starosta kowelski i tykociński, regimentarz, później także wojewoda ruski i kijowski oraz hetman polny koronny; brał udział w walkach ze Szwedami, z Chmielnickim i z Rosjanami; jego nazwisko pojawia się w Hymnie Polski. [przypis edytorski]

<p>218</p>

lubo (daw.) – chociaż, mimo że. [przypis edytorski]

<p>219</p>

kupić się (daw.) – zbierać się, gromadzić się (por. skupiać się). [przypis edytorski]

<p>220</p>

Wittenberg – Arvid (a. Arfuid) Wittenberg von Debern (1606–1657), szwedzki hrabia i feldmarszałek, uczestnik wojny trzydziestoletniej i potopu szwedzkiego. [przypis edytorski]

<p>221</p>

Radziejowski, Hieronim (1612–1667) – stronnik Szwedów, podkanclerzy, wygnany za spiskowanie przeciwko królowi. [przypis edytorski]

<p>222</p>

jurydyka a. jurydyki (łac. iuridicus: prawny) – osada obok miasta królewskiego, rzadziej enklawa na gruntach miejskich, nie podlegająca władzom miejskim i miejskiemu sądownictwu. [przypis edytorski]

<p>223</p>

chorąży Koniecpolski – Aleksander Koniecpolski herbu Pobóg (1620–1659), książę, chorąży wielki koronny, magnat i starosta kresowy, uczestnik wojen kozackich, syn hetmana Stanisława Koniecpolskiego. [przypis edytorski]

<p>224</p>

szkuta – krypa, duży płaskodenny statek żaglowy lub wiosłowy, służący do przewożenia dużych ładunków rzeką. [przypis edytorski]