Testamenty. Маргарет Этвуд

Читать онлайн.
Название Testamenty
Автор произведения Маргарет Этвуд
Жанр Современная зарубежная литература
Серия Opowieść Podręcznej
Издательство Современная зарубежная литература
Год выпуска 0
isbn 9788380324312



Скачать книгу

dobra i zła: pchnęła ją do tego zbyt bujna wyobraźnia. O pewnych sprawach lepiej nie wiedzieć. Bo inaczej możesz uronić płatki.

      W zestawie lalkowym miałyśmy też lalkę Podręcznej w czerwonej sukience, z wydatnym brzuchem, w białym czepcu skrywającym twarz, chociaż matka mówiła, że nie potrzebujemy Podręcznej, bo mamy już mnie, a ludzie nie powinni być zachłanni i chcieć więcej niż jedną dziewczynkę. Podręczną owinęłyśmy w bibułkę, a Tabitha powiedziała, że później mogę podarować ją innej dziewczynce, która nie ma tak ślicznego domu dla lalek i zrobi z lalki Podręcznej dobry użytek.

      Z radością odłożyłam Podręczną do pudełka, ponieważ prawdziwe Podręczne budziły moje zdenerwowanie. Mijałyśmy je podczas szkolnych spacerów, kiedy szłyśmy w dwóch rzędach, z Ciotką na końcu każdego. Chodziłyśmy do kościołów albo do parków, gdzie mogłyśmy się bawić w kółku lub karmić kaczki w stawie. Później mieli nam pozwolić na Ratowanie albo Kaprysomodlitwy: w białych sukienkach i woalkach będziemy chodzić na śluby lub egzekucje, ale byłyśmy jeszcze na to za mało dojrzałe, mówiła Ciotka Estée.

      W jednym z parków stały huśtawki, ale z powodu tego, że wiatr mógł podwiać nasze spódnice, przez co ktoś mógłby nas podejrzeć, nie miałyśmy nawet co myśleć o takiej rozrywce jak huśtanie. Tylko chłopcy mogli smakować tej wolności, tylko im wolno było unosić się i szybować, tylko oni mogli fruwać.

      Do dziś ani razu nie byłam na huśtawce. To jedno z moich marzeń.

      Kiedy maszerowałyśmy ulicą, Podręczne szły parami, każda z koszykiem na zakupy. Nie patrzyły na nas, w każdym razie nie za bardzo, nie wprost, i nam też nie pozwalano na nie patrzeć, bo niegrzecznie jest gapić się na kalekę albo na kogokolwiek, kto tak się różni, upominała nas Ciotka Estée. Podobnie nie miałyśmy prawa pytać o Podręczne.

      „O tym wszystkim dowiecie się, jak będziecie wystarczająco duże”, mówiła ciotka Widala. Podręczne stanowiły część „tego wszystkiego”. Oznaczało to coś niedobrego, coś niszczącego lub zniszczonego, co mogło być jednym i tym samym. Czy Podręczne były kiedyś podobne do nas, białe, różowe i śliwkowe? Czy z powodu nieuwagi odsłoniły pewną ponętną część siebie?

      Zresztą i tak niewiele się widziało. Białe czepce zasłaniały im twarze. Wszystkie Podręczne wyglądały identycznie.

      W naszym domu dla lalek miałyśmy lalkę Ciotkę, która jednak nie za bardzo tam pasowała: powinna raczej być w szkole lub w Ardua Hall, gdzie ponoć mieszkały Ciotki. Bawiąc się sama lalkami, zamykałam lalkę Ciotkę w piwnicy, co nie było zbyt miłe z mojej strony. Ciotka waliła w drzwi piwnicy i krzyczała: „Wypuśćcie mnie”, ale lalka córka i pomagająca jej lalka Marta nie zwracały na nią uwagi, a czasem wręcz się śmiały.

      Opisywanie tego okrucieństwa nie sprawia mi przyjemności, mimo że było to tylko okrucieństwo wobec lalki. Jest to mściwa strona mojego charakteru, której, z żalem wyznaję, nie potrafiłam w pełni okiełznać. Jednak w takim jak to zeznaniu lepiej uczciwie pisać o własnych wadach, podobnie jak o całej reszcie. W przeciwnym razie nikt nie zrozumie, dlaczego człowiek podjął takie, a nie inne decyzje.

      To Tabitha nauczyła mnie, by pozostawać szczerą wobec samej siebie, co jest nieco ironiczne w świetle wszystkich kłamstw, jakimi mnie karmiła. Przypuszczalnie jednak sama była szczera wobec siebie. Wierzę, że próbowała być możliwie jak najlepszą osobą w danych okolicznościach.

      Każdej nocy, po opowiedzeniu mi bajki, utulała mnie do snu z moim ulubionym pluszowym wielorybem – ponieważ Bóg stworzył wieloryby, żeby igrały w morzu, można się było bawić z wielorybem – po czym się modliłyśmy.

      Modlitwa miała formę piosenki, którą śpiewałyśmy razem.

      Teraz, gdy już zasnąć muszę,

      Panu swą powierzam duszę.

      Jeśli przyjdzie umrzeć we śnie,

      Niechaj Pan mą duszę weźmie.

      Przy łóżku mym aniołowie:

      Dwaj przy nogach, dwaj przy głowie.

      Ten się modli, tamten czuwa,

      Z dwoma dusza ma odfruwa.

      Piękny głos Tabithy brzmiał jak srebrny flet. Czasami, gdy odpływam w sen, niemal słyszę jej śpiew.

      Parę rzeczy w tej piosence wzbudzało mój niepokój. Po pierwsze, aniołowie. Rozumiałam, że mowa o skrzydlatych aniołach w białych koszulach nocnych, ale nie tak je sobie wyobrażałam. Widziałam je jako naszych Aniołów: uzbrojonych mężczyzn w czarnych mundurach, z przyszytymi skrzydłami z materiału. Nie podobała mi się myśl, że czterej uzbrojeni Aniołowie stoją wokół mego łóżka, kiedy śpię, ponieważ, bądź co bądź, byli mężczyznami, co więc by się stało, gdyby jakieś części mojego ciała wysunęły się spod koca? Na przykład stopy. Czy nie obudziłyby w nich żądzy? Oczywiście, że tak, to wydawało się nieuniknione. Dlatego myśl o czterech Aniołach wcale nie była kojąca.

      Po drugie, wzmianka o śmierci we śnie też nie podnosiła na duchu. Nie sądziłam, że mnie to spotka, ale gdyby tak się stało? Jak to było z moją duszą, tą rzeczą, którą zabierali ze sobą aniołowie? Tabitha wyjaśniała, że to duchowa część mnie, która nie umiera wraz z ciałem, co miało mnie cieszyć.

      Ale jak wyglądała ta dusza? Wyobrażałam sobie, że jest podobna do mnie, tylko mniejsza: mała jak lalka córka w domu dla lalek. Skoro znajdowała się we mnie, może była tym samym co bezcenny skarb, o którym Ciotka Widala mówiła, że należy go starannie chronić. Można było stracić duszę, mówiła Ciotka Widala, wydmuchując nos, a wtedy człowiek spadał ze skraju, bez końca leciał w dół i stawał w płomieniach jak mężczyźni-kozły. Pragnęłam tego uniknąć.

      .

      4

      Na początku kolejnego okresu, o którym zamierzam opowiedzieć, miałam pewnie osiem, może dziewięć lat. Pamiętam wydarzenia, ale nie swój dokładny wiek. Trudno zapamiętać daty kalendarzowe, tym bardziej że nie posiadaliśmy kalendarzy. Mimo to będę kontynuować najlepiej, jak potrafię.

      W tym czasie nazywałam się Agnes Jemima. Moja matka, Tabitha, wyjaśniła, że Agnes znaczy „jagnię”. Recytowała mi wiersz:

      Małe jagniątko, czy wiesz, kto cię stworzył?

      Wiesz ty, kto cię stworzył?

      Wiersz był dłuższy, ale zapomniałam dalszy ciąg.

      Jeśli idzie o Jemimę, imię to pochodziło z opowieści biblijnej. Jemima była wyjątkową dziewczynką, ponieważ na jej ojca, Hioba, Bóg zesłał nieszczęście, by wystawić go na próbę, a najgorsze w tym wszystkim było to, że wszystkie dzieci Hioba zostały zabite. Wszyscy synowie i wszystkie córki – zabici! Ilekroć słyszałam tę historię, przeszywały mnie dreszcze. To okropne, co on musiał przeżywać, kiedy się o tym dowiedział.

      Jednak Hiob przeszedł tę próbę pomyślnie i Bóg dał mu inne dzieci – kilku synów i trzy córki – więc wszyscy znów się radowali. Jedną z tych córek była właśnie Jemima.

      – Bóg dał ją Hiobowi, tak jak mnie dał ciebie – mówiła matka.

      – Czy wcześniej spotkało cię jakieś nieszczęście? Zanim mnie wybrałaś?

      – Owszem – odpowiadała z uśmiechem.

      – Ale przeszłaś tę próbę?

      – Z pewnością – mówiła matka. – Przecież inaczej nie mogłabym wybrać takiej cudownej córki jak ty.

      Ta historia bardzo mi się podobała. Dopiero później zaczęłam się zastanawiać: jak Hiob mógł pozwolić, żeby