Название | W DZIEŃ. Humorystyczna prawda |
---|---|
Автор произведения | СтаВл Зосимов Премудрословски |
Жанр | Приключения: прочее |
Серия | |
Издательство | Приключения: прочее |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9785005086426 |
– Cóż… i samochody wokół.
– Ty, bazarze Dan, że jest miejsce?
– Muuu. – powiedział Denis. – Czekaj, co? Tam!.. Piwnica!!. Mieszkałem w nim przez sześć miesięcy!!!
Odwróciliśmy się do niego.
Schodząc po kartonie po schodach ganku piwnicznego, z lewej strony zobaczyliśmy ościeżnicę i trzecią część wiszących na niej drzwi, najwyraźniej wejście do piwnicy.
– Zdejmij to!! Krzyknąłem do Cyganka. Słyszał, że ją odciągnął, drzwi wypadły z rykiem. Cygan wszedł do drzwi.
– Och, ale gówno tu pływa? – Cyganie przestraszyli się i pluskając po wodzie wrócili do nas.
– Co to jest, szybujące? – zapytał Dan.
– Daj spokój, a tu na wyspie mamy drinka. Światło pada z otworu i nikogo nie ma. (To znaczy gliniarze). – zdecydowałem i wziąłem butelkę portu. Otwierając zębami krąg, wręczyłem go przyjacielowi. Chcę zauważyć, że tylko komuniści, gliniarze, wojskowi i bezdomni mają prawo naprawdę nazywać się «towarzyszami!». Z tego powodu, odrzucając pierwsze trzy osoby, bezdomni są jedynymi warstwami społecznymi ludności, które dotarły do komunizmu. A co: rzeczy są za darmo; jedzenie w pojemnikach na śmieci lub karmienie, również bezpłatne; mieszkanie w piwnicach i na poddaszu, ponownie bezpłatne. Czym nie jest komunizm? Krótko mówiąc, mój przyjaciel z przyjemnością przyjął moją ofertę. Otworzyłem kolejną butelkę portu i podałem ją Danowi, a trzecią, otwierając, podałem Cyganowi. Wpadli w zamieszanie, a ja wyjąłem szklankę jednorazowego użytku i wprowadziłem ją w sam środek tłumu.
– Che, wykluły się? Wlać? – uśmiechnąłem się. Cała trójka nalała mnie naraz i znów popadła w dezorientację, wpatrując się we mnie uważnie.
– Na co się gapisz? Napij się! Zasugerowałem i wypiłem szklankę. Cisza została przerwana przez niezrozumiałego towarzysza.
– A to nawet nie jest wyspa, ale jak to?
– Ass. – potwierdzili Cyganie.
– Tak… nie, dobrze, dobrze, południe, dobrze, południe…
– No cóż?
– Półwysep P, kretynie. – poprawione kpiną z Dana.
– Tak Cyganka, co robisz? – Towarzysz odwrócił jego uwagę.
– Kuz Jabere, Vishma.
– A po rosyjsku? Zapytałem
– Po rosyjsku nie tłumacz.
– Spójrz, rozproszyłem chwilową ciszę i wyciągnąłem palec jednej ręki, Towarzyszu, a drugą trzymał, zaciskając pięść ubraniem, Cyganka w tym czasie podniosła falę do siebie, powodując, że wszystko się poruszyło. Krążki pojawiły się na wodzie z kolumny na półce w piwnicy, oświetlone kompletnym półmrokiem, a potem wytarta łysa głowa i spuchnięty pysk jakiejś kobiety. A wszystko to nie jest tak pochopne.
– No cóż, do diabła?! – Zaskoczony bez jąkania Towarzyszu.
– Wynoś się stąd!! – wstał Dan z bańką wina.
– Cześć, zwłoki!! – Cygan wyskoczył i upuścił butelkę, tę dla Ulki. – Och, walcz, mamrocze!! – był jeszcze bardziej przestraszony i podniósł bańkę.
– Tak, zwłoki. – spokojnie popierałem.
Kontynuowaliśmy alkohol w innym miejscu.
Minął tydzień. Na niklu w pobliżu stacji metra Aleksandra Newskiego Ławra wjechała dymanka gliny, zatrzymała się daleko od nas, a dwaj strażnicy wyszli z niej i ruszyli w naszą stronę, cóż, bardzo powoli. Piliśmy przy kolumnie hotelu w Moskwie. Mieliśmy wybór: albo pić alkohol rozcieńczony święconą wodą z Ławry, ale wpaść w ręce sprawiedliwości; lub pękają w różnych kierunkach, ale nie pulchnij i nie przywracaj ich stanu do normy. Ja i kilku towarzyszy ruszyliśmy nieco dalej po przeciwnych stronach, rozpraszając i rozpraszając widok tłumu.
Wzięli Big Seryoga podbitym okiem, którego dolne powieki wyglądały jak wargi sromowe. I jego towarzysze picia. Powodem było, jak się później okazało: usunięcie zwłok z piwnicy, w miejscu, w którym wcześniej staraliśmy się tłuc. Zwłoki okazują się po naszym odejściu z kolei, wykonawszy cotygodniowe półkole, przyczepione do pracy głównej magistrali grzewczej o średnicy dwustu milimetrów każda, sztywnej pary wiązek i owiniętej w konopie i włókna szklanego…
Młody nielokalny student, wyrzucony w przeddzień wódki ze studenckiego dormitorium, wspiął się w głąb piwnicy na rzuconej przez kogoś tablicy, zmoczył nogi i wskoczył na rurę, a fala wzburzyła się. Facet, który nie był przyzwyczajony do posępnej ciemności, upił się na ciepłowni i chrapał. W pobliżu unoszące się zwłoki rzuciły się i popłynęły w gęstwinę. Dotykając kości ogonowej dziecka, nosa. Trup zamarł. Rano gęsty promień światła nawet nie powstrzymał faceta od odpoczynku. Nadrabiał zaległości związane z bezsennością.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.