Odwet. Vincent V. Severski

Читать онлайн.
Название Odwet
Автор произведения Vincent V. Severski
Жанр Современные детективы
Серия
Издательство Современные детективы
Год выпуска 0
isbn 9788381430050



Скачать книгу

położył ręce na głowie. Zawsze przyjmował taką pozycję, kiedy się denerwował i nie wiedział, co robić. Właściwie powinien wrócić do konsulatu i napisać do Centrali natychmiastową depeszę z prośbą o instrukcję, ale nie mógł przecież czekać z martwym Robertem w wannie. Policja azerska szybko by się zorientowała, że dzieje się coś podejrzanego. Nie mógł też wykluczyć, że miejscowe służby zdawały sobie sprawę, kim w gruncie rzeczy jest Robert, i mogłyby zechcieć wykorzystać sytuację do własnych celów. Mają w końcu na swoim terenie martwego szpiega.

      Myślał szybko i chaotycznie, a im dłużej to trwało, tym bardziej się denerwował, bo czas uciekał, a on wciąż nie podjął żadnej decyzji. W końcu wypuścił głośno powietrze i zdjął ręce z głowy.

      – Zrobimy tak, pani Ewo – zaczął. – Jeżeli się pani zgodzi. Wezwiemy pogotowie, ale powie pani, że Robert zmarł w łazience, kiedy była pani w domu. Pani jednak tego nie zauważyła… bo na przykład jeszcze spała… i odkryła ciało dopiero po godzinie. A Robert przecież chorował na serce. Miał kiedyś zawał, prawda? Ja to potwierdzę. Nie będzie dochodzenia, sekcji i w ogóle sprawa stanie się prostsza. Spiszą protokół i po problemie. Co pani na to?

      – Nic nie rozumiem. Po co to wszystko? – Ewa wycierała nos i oczy.

      – Nooo… wie pani przecież, że Robert był…

      – No wiem.

      – Jeśli policja będzie mieć jakieś wątpliwości co do przyczyny jego śmierci, to czekają nas ogromne problemy. Skoro umarł, kiedy był sam w domu… śledztwo murowane. Będą przeszukiwać dom i badać wasze życie… rozumie pani… przesłuchania…

      – No dobrze… to co mam mówić?

      – Właściwie to bardzo proste. Powie pani, że Robert źle się czuł w nocy, a rano, kiedy pani jeszcze spała, postanowił się wykąpać. Po przebudzeniu poszła pani do łazienki, znalazła go martwego i będąc w szoku, wezwała mnie, bo jesteśmy przyjaciółmi. Ani słowa, że dopiero przyleciała pani z Polski. Da pani radę?

      – Dam – odparła. W odczuciu Majewskiego zrozumiała, że robi to także dla siebie.

      Konsul podniósł się z kanapy, wyjął telefon i podszedł do otwartego okna z widokiem na park. Nieraz miał do czynienia z przypadkami śmierci Polaków za granicą i wiedział, co ma teraz zrobić i gdzie zadzwonić. Po minucie wrócił do Ewy, przysiadł się blisko niej i objął ją ramieniem, a ona się w niego wtuliła.

      – Zaraz przyjadą – wyszeptał, bo chciał okazać współczucie, ale nie zabrzmiało to szczerze. – Zajmę się wszystkim, pani Ewo. Niech się pani nie martwi… Aha! – niemal wykrzyknął. – Zanim przyjadą, muszę zabrać jego komputer i telefon. Gdzie są?

      Wskazała głową na przedpokój. Majewski od razu znalazł laptop. Przy okazji wepchnął do szafy walizkę Ewy.

      – A telefon?! – zawołał, ale Ewa tylko wzruszyła ramionami.

      Rozejrzał się wokół i zaraz pomyślał, że Robert na pewno zabrał telefon do łazienki. Przeszukał pomieszczenie, ale nigdzie go nie znalazł. Szybko przeszedł do sypialni. Przypomniał sobie, że musi ugnieść pościel na miejscu Ewy, więc wskoczył do łóżka i nakrył się kołdrą. Potem zlustrował pokój, ale telefonu nie znalazł. Zaczął się poważnie niepokoić.

      W końcu wyjął swój telefon i wybrał numer Roberta. Zaczął nasłuchiwać, ale w sypialni nie było żadnego sygnału. Zajrzał do salonu, do gabinetu – też cisza.

      Może wyłączył dźwięk – przemknęło mu przez myśl. Kurwa mać!

      Wybrał numer ponownie. Postał chwilę w przedpokoju i w końcu wrócił do łazienki. Nagle wydało mu się, że słyszy jakiś stłumiony dźwięk, ale nie mógł ustalić, skąd dochodzi. U Roberta włączyła się automatyczna sekretarka i sygnał się urwał. Odetchnął. Telefon był w łazience. Wybrał numer trzeci raz i teraz miał już pewność, że dźwięk dobiega z szafki. Otworzył szybko pierwszą szufladę, potem drugą i trzecią. Między ręcznikami wymacał telefon.

      Robert go ukrył? – pomyślał zdziwiony. Dlaczego?

      Wsunął aparat do kieszeni, wpadł do przedpokoju, złapał laptop i zbiegł do samochodu, który zaparkował przed domem.

      Ledwie nacisnął pilota, usłyszał za sobą niski głos.

      – Pan z polskiej ambasady? – zapytał po rosyjsku z azerskim akcentem mężczyzna koło sześćdziesiątki z potężną siwą czupryną i czarnym sumiastym wąsem.

      – Tak – odparł Majewski, trzymając pod pachą laptop.

      – Inspektor Hasan Gasimow. – Tamten pokazał legitymację policyjną. – To pan wzywał pogotowie?

      – Tak – rzucił konsul przez zaciśnięte gardło i pomyślał: Kurwa jebana go mać!

      – Co się stało?

      – Mój przyjaciel, polski dziennikarz, miał zawał i zmarł w domu.

      – Tak? Tak sam zmarł?

      – Tak. Jego żona jest świadkiem.

      – A co pan ma pod pachą? – Policjant był dociekliwy.

      – Laptop.

      – To pana laptop?

      – Mój – odparł pewnym siebie głosem Majewski.

      – Pan dyplomata? – zapytał jeszcze raz policjant, patrząc na numery samochodu.

      – Tak. Jestem konsulem.

      – Hm… – zamruczał policjant.

      W tym momencie zza rogu wyłoniła się karetka pogotowia. Podjechała powoli i zatrzymała na środku drogi. Wysiadł mężczyzna w białym fartuchu, z papierosem w ustach. Podszedł do policjanta i podał mu rękę. W drugiej trzymał duży neseser. Przez chwilę, zerkając na Majewskiego, rozmawiali po azersku, po czym nowo przybyły odezwał się po rosyjsku:

      – Jestem lekarzem. To gdzie ten zmarły?

      – Drugie piętro – rzucił Majewski, otwierając swój samochód.

      Obserwowany uważnie przez policjanta, włożył do środka laptop. Gdy się odwrócił, do dwóch mężczyzn dołączył trzeci. Chudy wysoki czterdziestolatek w garniturze, z torbą na ramieniu. Majewski od razu się zorientował, że wszyscy oni dobrze się znają, i zaczął się jeszcze bardziej niepokoić. Działo się coś dziwnego, czego nie rozumiał. Nie miał z kim się skonsultować, bo Warszawa o niczym jeszcze nie wiedziała. Co gorsza, inspektor Gasimow nie wyglądał na zwykłego policjanta. To nie był ten wzrok. Majewski znał azerskich policjantów.

      Mają mój telefon na podsłuchu – pomyślał, chociaż odkąd przyjechał do Baku, był na to przygotowany. Jeżeli rozkuli mnie, to musieli też rozkuć Roberta, to oczywiste. Wiedzą, o której zadzwoniła do mnie Ewa. Niedobrze.

      Zamknął samochód, wciąż bacznie obserwowany przez mężczyzn. Starał się zachowywać naturalnie, ale wewnątrz cały drżał, jakby miał febrę.

      – No to chodźmy – zarządził i ruszył pierwszy.

      Gdy weszli do mieszkania, Ewa siedziała wciąż w tym samym miejscu, przed stosem chusteczek na stoliku. Konsul od razu zauważył, że jest w lepszym nastroju.

      Gasimow pokazał jej legitymację, ale nawet nie podniosła na nią wzroku.

      – To panowie z policji, Ewuniu – powiedział Majewski, a ona spojrzała na niego zaskoczona. Miała zapuchnięte oczy. – A ten pan to lekarz.

      – Gdzie