Rozpakuj wreszcie ten prezent. Janice Maynard

Читать онлайн.
Название Rozpakuj wreszcie ten prezent
Автор произведения Janice Maynard
Жанр Остросюжетные любовные романы
Серия The McNeill Magnates
Издательство Остросюжетные любовные романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-276-4670-5



Скачать книгу

wciąż miał szklisty.

      – Mazie? – Włoski zjeżyły jej się na karku, gdy usłyszała, jak J.B. wypowiada jej imię. Zadrżał ponownie, ale tym razem było to czysto hedonistyczne.

      Nie musiała już dopraszać się o pocałunek.

      J.B. przejął kontrolę. Pocałował ją z wręcz narkotyczną zmysłowością, od której ugięły się pod nią nogi. Zasapana, zarzuciła mu ręce na szyję.

      – To miłe.

      – Pieprzyć miłe!

      Jego szorstki śmiech całkiem ją rozkleił. Nic dziwnego, że przez lata trzymała się od niego na dystans. Podświadomie zdawała sobie sprawę, że może do tego dojść. Miała ochotę zrzucić buty i pociągnąć go na podłogę, ale była zakurzona, zimna i twarda.

      Dawno temu fantazjowała o tym, jak by to było całować się z J.B. Vaughanem. Rzeczywistość przerosła jej wyobrażenia.

      Był pewny siebie, uwodzicielski, seksowny i uroczy; chciała mu dać wszystko, zanim o to poprosi. Na szczęście nie było tam łóżka, bo pewnie zrobiłaby coś głupiego.

      Językiem leniwie badał jej usta.

      – Wiem, co knujesz, ale mam to gdzieś. Powinienem cię pocałować lata temu.

      – Pocałowałeś mnie – przypomniała mu.

      – Tamto się nie liczy. Byliśmy dziećmi.

      – Ja to odebrałam jako bardzo dorosłe. – W sumie dorosły J.B. reagował tak samo jak wtedy, gdy był nastolatkiem. Twardy członek przyciśnięty do jej brzucha powodował, że była napalona, a zarazem skołowana.

      To się nie działo naprawdę. Ona tylko próbowała oderwać jego myśli od bieżącej sytuacji.

      Wyciągnął jej bluzkę ze spódnicy, przesunął dłońmi po jej plecach i jednym ruchem rozpiął stanik. Pieszcząc jej kręgosłup, kawałek po kawałku burzył jej samokontrolę.

      – Zawsze wiedziałem, że takie to będzie…

      – Czyli jakie? – wyszeptała cicho.

      – Szalone. Niesamowite. Wspaniałe. – Odsunął się na tyle, by ująć jej piersi. – Och, Mazie!

      Gdy popieścił kciukiem jej sutki, poczuła żar w całym ciele.

      – Zaczekaj – rzuciła. – Moja kolej. – Rozpięła mu koszulę i jęknęła na widok mięśni na jego piersi i brzuchu. Miał gładkie twarde ciało, owłosione w sam raz, by było pociągające. Już miała mu rozpiąć pasek, ale się powstrzymała.

      – Kochałaś się kiedyś na stojąco? – zapytał, skubiąc z boku jej szyję.

      – Nie. – Mózg podpowiadał jej, by wyhamowała, ale w obliczu takiej frajdy rozsądek nie miał szans. – A ty?

      – Nie. To pewnie rzecz z gatunku tych, które dobrze się ogląda na filmach, a w rzeczywistości niekoniecznie jest fajnie. Ale chętnie spróbuję.

      To było szalone. Mazie wiedziała, że popełnia samobójstwo, ale nie potrafiła się powstrzymać.

      – Pocałuj mnie jeszcze – szepnęła błagalnie.

      Za wszelką cenę nie chciała dopuścić do tego, by zrobili coś, czego z pewnością oboje by żałowali.

      Spełnił jej życzenie, ale nie poprzestał na tym. Najpierw zabrał się za jej piersi. Schylił się i kosztował je po kolei, pomrukując z zadowolenia, co znacznie podniosło jej pewność siebie. Następnie przesunął wargi na jej szyję, płatki uszu i wreszcie na usta. Ten to potrafił całować! Mazie miała gdzieś, z iloma kobietami nabierał takiej praktyki – efekt był piorunujący.

      Sposoby całowania się mężczyzny z kobietą nie są nieograniczone, ale J.B. potrafił sprawić, że każdy pocałunek tchnął nowością i pożądaniem.

      Zadrżała, kiedy wsunął język w jej usta, i odwzajemniła pieszczotę. Jej ciało go pragnęło, od dawna nie była tak podniecona. Nagle poczuła, że umrze, jeżeli nie będzie go miała tu i teraz. Uwiesiła się jego szerokich barów.

      – Nie biorę pigułki – oznajmiła. – W ogóle się nie zabezpieczam.

      – Prezerwatywa – wysapał. – W portfelu.

      – Już. – Nie mogła się nadziwić własnej lekkomyślności.

      No wiesz, Mazie! Ty i J.B. Vaughan? Po tym, jak dał ci kosza i od tej pory traktował cię jak powietrze? Naprawdę tego chcesz?

      Chciała tego. Jeszcze jak! Być może od zawsze.

      J.B. zdjął jej bluzkę oraz stanik i starannie powiesił je na klamce sejfu. A potem odwrócił się i spojrzał na nią.

      Splotła ręce pod biustem, nie próbując udawać, że ma w tym wprawę. Dotychczas miała tylko dwóch mężczyzn. Nie było się czym chwalić.

      Przesunął dłonią po jej gołym ramieniu aż po nadgarstek i przyciągnął ją do siebie.

      – Jesteś cudowna, Mazie.

      W pamięci stale miała go jako nastolatka. Popularnego i seksownego chłopaka o szelmowskim uśmiechu, który odrzucił ją i odebrał jej poczucie kobiecości oraz tego, że może być pożądana.

      Tyle że to wspomnienie nie bardzo pasowało do teraźniejszości.

      – Miło, że tak uważasz.

      Zmarszczeniem brwi pokazał, że zrozumiał przytyk. Pocałował ją w skroń.

      – Uwielbiam twoje włosy, Mazie. – Przeczesał je dłońmi. – Są takie jak ty, pełne życia i namiętności.

      Zaniepokoiło ją to nagłe przejście od pożądania do czułości. Dała się ponieść chwili, ale nie ufała nagłej tkliwości J.B. Mężczyźni też używają seksu, by zdobyć to, czego chcą. Może w całym tym zapamiętaniu zorientował się, że może wykorzystać jej słabość?

      – Pocałuj mnie jeszcze – poprosiła i chwyciła jego męskość przez spodnie. Był tak gotowy, że miała ochotę omdlewać z zachwytu jak panienka z czasów wiktoriańskich.

      Dwa lata temu wybrała abstynencję seksualną. Żaden mężczyzna jej nie pociągał, ani trochę. A teraz trafił jej się J.B.! Zadrżał pod jej dotykiem. Wiedziała, że tym razem nie ma to nic wspólnego ze strachem przed ciasnotą. J.B. jej pragnął. Pożądał. Ta świadomość była upajająca.

      Wciąż byli ubrani, jedynie jej goły biust dotykał jego ciepłej twardej piersi. Powinno być jej głupio, a tymczasem czuła się niebywale cudownie.

      Przecież go nienawidziła… Czyżby? A może to tylko rozkoszny sen? Tak czy siak, takie złudzenie było warte każdej ceny. Ponad dziesięć lat czekała na to, by przyznał, że jej pożąda. A teraz igra z losem.

      Może to zakończyć. Wypadłoby to fatalnie, niezręcznie i gorzej niż wtedy, gdy miała szesnaście lat. Ale J.B. nigdy nie narzucałby się kobiecie, nawet gdyby to ona zaczęła go kokietować.

      – Pragnę cię, Mazie, kochana. – Kiedy wyszeptał jej imię i dotknął jej uda pod spódnicą, wiedziała, że nadeszła upragniona chwila.

      – Ja też cię pragnę, J.B. – wyznała.

      To, co nastąpiło potem, to było czyste szaleństwo. Chwycił ją i przycisnął do ściany. Wplotła palce w jego włosy. Dyszeli, jakby przebiegli maraton. Chwycił ją za pupę i ocierał się o nią, tak że miała ochotę krzyczeć z niecierpliwości. Wsunął ręce pod jej spódnicę.

      – Obejmij mnie nogami w pasie – polecił.

      –