Rebel Fleet. Tom 4. Flota Ziemi. B.V. Larson

Читать онлайн.
Название Rebel Fleet. Tom 4. Flota Ziemi
Автор произведения B.V. Larson
Жанр Зарубежная фантастика
Серия
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-66375-12-3



Скачать книгу

się do mnie plecami i wymamrotała coś do nadajnika. Po chwili odwróciła się z powrotem z ponurą miną.

      – Szefowie sztabów życzą sobie, aby najpierw doprowadził pan do końca tę kwestię z kapitanem Urghem. Niech poczuje, że jest dla nas ważny i…

      – To nie działa w ten sposób – przerwałem. – Kherowie tak nie myślą, z wyjątkiem ssaków naczelnych. Nie znają złożonej polityki, think-tanków i takich tam. Wolą się trochę ponakręcać i poprzechwalać, a potem szybko ruszyć na wojnę.

      – No dobrze, sir – powiedziała z udawaną uprzejmością – proponuję go trochę uspokoić.

      Odsłoniłem zęby i znów podniosłem nadajnik do ust.

      – Urgh? Jesteś tam jeszcze? Twoi technicy nawalili? Lepiej daj im wycisk, bo żaden terrapiniański kapitan nie powinien kazać swojemu towarzyszowi tak długo czekać.

      – Blake! Zapewniam, że moi podwładni zapłacą za tę obrazę!

      Chyba usłyszałem jakieś uderzenia i stęknięcia. Możliwe, że oficerowie Urgha również mieli zbyt wiele sugestii, jak na jego gust. Zaskoczył mnie, bo Terrapinianie nie należeli do Kherów, którzy łatwo się emocjonowali. Och, jasne, potrafili się wkurzyć, a kiedy postanowili się zemścić, nie umieli odpuścić. Ale nie byli z takich, co knują. Wznosili się na szczyt przebiegłości, planując atak z zaskoczenia na bezbronną załogę. Dla mnie fakt, że kłócili się na pokładzie swojego krążownika, oznaczał, że mają spory problem i naprawdę potrzebują pomocy.

      Kiedy zrozumiałem, że są zdesperowani, zacząłem się uśmiechać. Podstępna część mnie już wymyślała sposoby na wykorzystanie sytuacji. Można to nazwać wadą – dla mnie jest darem. Po prostu tak działa mój umysł.

      5

      – Wbijasz mi twardy kolec w kości, Blake – powiedział kapitan Urgh.

      To był chyba idiom, więc udałem, że rozumiem i czekałem na ciąg dalszy.

      – Nie mam wyboru, muszę wyjaśnić wprost – kontynuował. – Admirał Fex otoczył moją planetę. Atakowali nas już wcześniej, lata temu. Wtedy, gdy odwiedzili Ziemię. Ale teraz odbudowali flotę i rzucili na nasz świat wszystkie siły.

      – Przykro mi to słyszeć, kapitanie – powiedziałem szczerze.

      Fex był lokalnym tyranem wśród rebelianckich Kherów. Odkąd przed laty imperialni wycofali swoje siły, Fex wykorzystywał podległe mu floty do podporządkowywania sobie innych cywilizacji. Czasem niemal miałem nadzieję, że Imperium zaatakuje ponownie. Wtedy przynajmniej Kherowie byli zjednoczeni.

      Urgh kontynuował po chwili namysłu:

      – Według naszych raportów Ziemia zdołała odeprzeć flotę Quoków, gdy ta przyleciała do waszego układu.

      – Zgadza się – powiedziałem. – Nasza Flota Alfa zniszczyła większość ich sił. Niestety, sam Fex zdołał uciec.

      Admirał Vega skrzywił się na wzmiankę o Flocie Alfa, bo ta była oczywiście wytworem mojej wyobraźni. Tak naprawdę wykorzystaliśmy okręty z Ursy, garstkę fazowców, które wówczas skonstruowaliśmy, oraz jeden lekki krążownik, „Diabła Morskiego”. Reszta jednostek była blefem – ale i tak wygraliśmy.

      – Wspaniała bitwa – powiedział Urgh. – My też początkowo odparliśmy Fexa, ale on powrócił. Nasza Wielka Armada poniosła porażkę, a on otoczył nasz rodzinny świat tak licznymi siłami, że nie mamy szans.

      – Planeta się poddała?

      Usłyszałem, że Urgh nerwowo poprawił się w fotelu.

      – Powinienem ci uciąć ten zdradziecki ozór za tak ohydne słowa!

      Zmarszczyłem brwi, ale nie przeprosiłem. Kherowie rzadko za cokolwiek przepraszali, bo uchodziło to za oznakę słabości.

      – A jednak Fex ma przewagę liczebną – powiedziałem spokojnie – więc jakim sposobem jeszcze was nie pokonał?

      – Nasz świat chroni tarcza planetarna. Fex jeszcze się przez nią nie przedarł. Trwa oblężenie.

      – Aha. – Zaczynałem rozumieć. – Więc chcesz, żebyśmy pomogli ci przełamać oblężenie. O to chodzi?

      – W skrócie tak. Więc co ty na to, mój stary druhu?

      Zerknąłem na Vegę. Pokręcił głową, jasno i wyraźnie dając znak, że odpowiedź brzmi „nie”.

      – Może – odpowiedziałem. – Serce każe mi lecieć. Ziemianie nienawidzą Fexa równie mocno, co wy.

      – Więc przylecisz jednym okrętem, ale my potrzebujemy ich więcej!

      Vega wbił we mnie rozzłoszczone spojrzenie. Komandor Lang­ston przyglądała mi się ze zdumieniem. Jej usta poruszały się – mamrotała coś do zestawu słuchawkowego. Na pewno rozmawiała z Brukselą.

      – Zobaczę, co da się zrobić – obiecałem terrapiniańskiemu kapitanowi. – Daj mi dzień.

      – Dobrze – odpowiedział Urgh. – Ale nie zapominaj, że czas nagli. Fex bombarduje nas kometami z obrzeży układu. Tarcza nie wytrzyma zbyt długo.

      Rozłączył się, a wtedy wszyscy na mnie naskoczyli.

      – Co ty odpierdalasz, Blake? – zawołał Vega. – Przekraczasz swoje uprawienia!

      – Poprawka, admirale – wtrąciła się komandor Lang­ston. – On w ogóle nie ma uprawnień.

      Wyciągnąłem rękę w stronę rudowłosej. Cofnęła się i spojrzała na mnie jak na trędowatego.

      – Chcę pomówić z Brukselą. Osobiście.

      Komandor niechętnie – i trudno jej się dziwić – zdjęła i wręczyła mi zestaw słuchawkowy.

      W normalnych warunkach użyłbym syma i porozmawiał z nimi bezpośrednio. Dało się użyć nawet nakładki wirtualnej rzeczywistości – miało się wtedy wrażenie, że rozmówca znajduje się w tym samym pomieszczeniu, choć mógł przebywać na drugim krańcu świata. Jednak tak wymyślne połączenia uznawano za niezbyt bezpieczne. Mogliby nas podsłuchać szpiedzy. Albo Nomadzi. Oni zawsze gdzieś się czaili.

      Uniosłem zabezpieczony komunikator i przemówiłem:

      – Mówi kapitan Leo Blake, z kim…?

      – Tu admirał Clemens – przerwał mi głos starszego mężczyzny z brytyjskim akcentem. – Co ty sobie wyobrażasz? Obiecujesz tym żebrakom swój okręt?

      – Rebelianccy Kherowie nie zrozumieliby innej odpowiedzi, sir. Fakt, że zaoferowałem pomoc, może wystarczyć do zawiązania w przyszłości sojuszu.

      Brytyjczyk prychnął.

      – To brzmiało raczej tak, jakbyś chciał się przechwalać.

      – Chciałem tylko utrzymać pokojowe stosunki z kapitanem Urghiem. Reszta zależy od Kolegium i Rady Bezpieczeństwa.

      – Cóż za wspaniałomyślność! Więc ludzie po tej stronie Atlantyku nadal mają coś do powiedzenia? Wyobrażam sobie, że z trudem przeszło ci to przez gardło.

      – Sir, nie chciałem…

      – Wyjaśnijmy coś sobie, Blake. Po pierwsze, nie wysyłamy floty, żeby ratować te cholerne żółwie. Fex na razie zostawił nas w spokoju i nie zamierzamy go prowokować.

      – To jest szansa, żeby połączyć dwie floty, sir. Naszą i pozostałość sił terrapiniańskich.

      – Zdaje się, że te siły są niewielkie. Ich krążownik liniowy jest uszkodzony i ucieka. Okręt, który ostatnio przysłali, uległ