Название | W grobie ci do twarzy |
---|---|
Автор произведения | Andrzej F. Paczkowski |
Жанр | Крутой детектив |
Серия | |
Издательство | Крутой детектив |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-66229-31-0 |
– Ale wyglądała na zdrową, oprócz zębów i tej nogi!
Kobieta popatrzyła na mnie, biorąc się pod boki.
– Pani też wygląda normalnie, a kto wie, co będzie jutro? Albo co się tam w środku za choroba skrywa? – Wskazała gestem mój brzuch.
Odruchowo się za niego złapałam.
– Jestem pewna, że mnie akurat nic nie dolega.
– Phi. – Machnęła ręką. – Wszyscy tacy pewni, a za chwilę nogami do przodu ich wiozą. – I ruszyła do pracy.
Zszokowana poszłam się umyć. Myśli krążyły mi w głowie jak zwariowane. Instynktownie wyczuwałam tu sporo niejasności. Coś mi się w tej sytuacji nie zgadzało i dobrze wiedziałam, że ma to związek z tymi biednymi kobietami, ale…
– Do diabła! – zaklęłam.
Dlaczego nic sobie nie mogłam przypomnieć? Cholerna głowa! Jakby w środku była pusta!
Nagle przypomniałam sobie wczorajszego gościa w czarnym garniturze, zaglądającego do mojego pokoju. Kim on był? Szukał kogoś w szpitalu i przypadkiem zabłądził aż do mnie?
Położyłam się. Minął czas wizyty lekarskiej i śniadanie (tym razem dwie kromki chleba i pasztet, nie no, chyba oszaleję). I w końcu coś mi zaświtało w głowie. Ten facet! Tak. Znałam go! Już gdzieś go widziałam, tylko gdzie? Przypomnij sobie, przypomnij!
Starałam się bardzo, jednak nic więcej nie przyszło mi do głowy, poza dziwnym przeczuciem, że się znamy. Czy naprawdę coś tu się dzieje, czy tylko ogarnia mnie jakaś chorobliwa paranoja?
Więc dobrze, pomyślmy!
Po pierwsze. Ktoś mi wbił nóż do głowy? Wbił. To nie ulega wątpliwości. Czy chciano mnie zabić, czy był to tylko zbieg okoliczności? Nie wiedziałam, niestety.
Po drugie. Byłam w szpitalu? Byłam. Widziałam dwie kobiety, które powinny stąd szybko wyjść? Widziałam. I obie umarły w czasie mojego snu? Umarły. Jak to możliwe?
Po trzecie. Pojawił się tu dziwny mężczyzna? Pojawił. Miałam przeczucie, że go skądś znam? Miałam. I było to złe przeczucie. To się zgadzało, a więc na pewno nie życzył mi szybkiego powrotu do zdrowia.
Po czwarte i chyba najważniejsze. Straciłam pamięć i nie wiem, kim jestem? Dokładnie tak. Więc byłam ugotowana, bo cokolwiek by się miało stać, nie miałam o niczym pojęcia.
Ach, i jeszcze matka, przypomniałam sobie. Czy ona naprawdę była moją matką? Tak twierdziła. Więc czemu się więcej nie pojawiła? Nie zadzwoniła? Nie napisała? O, i po piąte, dodałam jeszcze, według niej mieszkałam na cmentarzu, co oczywiście nie brzmiało zbyt logicznie, ale załóżmy, że ten potwór był moją matką i że mówił prawdę, więc jak mogło do tego dojść? Przecież musiał istnieć jakiś powód!
Pobrali mi krew do badań. Stałam i wyglądałam przez okno, kiedy pojawił się lekarz, którego nie znałam. Miał zmartwiony wyraz twarzy.
– Co się dzieje? – zapytałam.
– Wystąpiły pewne komplikacje – odpowiedział cicho. – Zbadaliśmy pani krew i nie jesteśmy zadowoleni z wyników. Dokładnie mówiąc, pani stan zaczyna być, że tak powiem, alarmujący.
Ugięły się pode mną kolana.
– Przecież czuję się zupełnie normalnie!
Pokręcił głową.
– To zwyczajny stan rzeczy, że czuje się pani w porządku. Jednak w pani ciele dzieją się zadziwiające, nawet powiedziałbym – mrożące krew w żyłach rzeczy.
Zaczęłam dygotać na całym ciele. Moje przeczucia co do dwóch kobiet wydawały się uzasadnione.
– Panie doktorze – zaczęłam powoli, starając się, żeby nie usłyszał histerii w moim głosie. – Nic mi nie dolega. Jestem pewna – powiedziałam z naciskiem – że jutro stąd wyjdę cała i zdrowa.
– Oczywiście, rozumiem panią i tego pani życzę, ale jednak… – Pokręcił głową. – Damy pani dodatkowe lekarstwa, a rano zobaczymy, co dalej. Proszę się nie obawiać. Wszystko będzie dobrze.
Przełknęłam ślinę. Nie będzie. Widziałam to w jego oczach. Wstał pospiesznie i wyszedł. Znów zaczęłam się trząść jak osika. Powoli zapadał zmrok. Już dawno było po kolacji i cienie kładły się po pokoju długimi smugami. Leżałam z otwartymi oczami i nie mogłam opanować niepokoju. Obok na stoliku znajdowały się leki, które miałam połknąć, ale nie byłam w stanie tego zrobić. Schowałam je więc do kieszeni piżamy.
Nie chcę umierać, pomyślałam. Nie teraz. Nie w tym szpitalu i nie w taki sposób. Może lepiej już by było zostać pożartą przez rekina, wcześniej pływając sobie spokojnie w morzu, lub spaść razem z samolotem, jeszcze by człowiek w ostatnich sekundach coś świata zobaczył! Ale nie tak!
Nie, nie, mówiłam do siebie w duchu. Coś trzeba zrobić. To się tak nie może skończyć.
Pielęgniarka przyszła sprawdzić, czy śpię.
– Za chwilę wrócę i dam pani zastrzyk, żeby się pani mogła spokojnie wyspać.
Wcisnęło mnie w poduszki. A więc to już koniec.
Co robić?
Ratunku!
ROZDZIAŁ 4
Ucieczka
Pst!
Rozejrzałam się niespokojnie po pokoju. Wydawało mi się, że coś słyszałam. Odczekałam chwilę, nasłuchując uważnie. I znowu rozległ się ten sam głos:
– Pst!
To od strony okna! Wstałam pospiesznie, a wtedy coś uderzyło lekko w szybę i upadło na parapet. Spojrzałam na dziwnie wyglądającą rzecz i wzdrygnęłam się. Psia kupa? Ktoś sobie robi żarty?
Wyjrzałam, spoglądając w dół.
Jakiś ciemny kształt stał pod drzewem i machał do mnie ręką.
– Marlena? To ty? – usłyszałam.
– Tak! – krzyknęłam cicho.
– To ja!
– Kto?
– No ja!
– Kto „ja”?
– Pamięć straciłaś? No przecież ja!
Chwyciłam kupę i rzuciłam w kobietę. Dostała. Otrzepała się prędko.
– Czemu we mnie rzucasz?
– Bo cię nie znam!
– Pamięć straciłaś?
– Tak!
– To mogłaś od razu mówić, jaka jest sprawa, a nie rzucać we mnie gównem!
– Czego chcesz? – Powoli traciłam cierpliwość.
– Musisz stamtąd wiać! Grozi ci niebezpieczeństwo!
Nagle coś za mną się poruszyło. Podskoczyłam jak oparzona, ale nikogo nie było. To tylko na korytarzu ktoś kopnął w krzesło. Znowu się pochyliłam.
– Co?
– Musisz uciekać! – Kobieta machała rękami jak szalona.
– Skąd wiesz? Jak mam ci wierzyć?
– Bo jestem twoją najlepszą przyjaciółką!
– Nic nie pamiętam!
– To