Название | Kobiety niepodległości Bohaterki żony powiernice |
---|---|
Автор произведения | Iwona Kienzler |
Жанр | Биографии и Мемуары |
Серия | |
Издательство | Биографии и Мемуары |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-65838-75-9 |
Maria, chociaż oczywiście całym sercem wspierała Stanisława, była niezbyt zadowolona z jego politycznej kariery, gdyż na skutek awansu męża także i ona znalazła się na świeczniku. Z natury skromna kobieta nie lubiła bywania na rautach czy przyjęciach, obowiązkowego dla żony polityka tak wysokiego szczebla. Nauczona smutnym doświadczeniem, wciąż pamiętając o służącej, która omal nie wyprawiła jej syna na tamten świat, samodzielnie prowadziła dom i kuchnię, sama załatwiała też wszystkie sprawunki. A ponieważ stolica odrodzonego państwa nadal zmagała się z problemami aprowizacyjnymi, kolejki w sklepach były nieodzownym elementem krajobrazu ówczesnego miasta. Pani ministrowa, która nie miała pomocy domowej, godzinami wystawała w ogonkach razem z innymi, zwyczajnymi mieszkankami Warszawy, co nie spotykało się z uznaniem. Mawiano, że niewiele wart musi być minister, którego żona, niczym pierwsza lepsza praczka, sama robi zakupy. Ale taka sytuacja wbrew pozorom miała także i dobre strony: Maria, jako osoba inteligentna, rozmawiając przy tej okazji z innymi czekającymi w kolejce kobietami bądź nawet tylko słuchając ich rozmów i zwierzeń, mogła sondować nastroje warszawskiej ulicy.
W czasie, kiedy jej małżonek sprawował funkcję ministra spraw wewnętrznych, Wojciechowska odnowiła relacje z Józefem Piłsudskim. Z tego okresu pochodzi prezent urodzinowy, który otrzymała od Naczelnika: drewniana szkatułka z życzeniami, do tej pory przechowywana przez kolejne pokolenia rodziny. W — było nie było — oficjalnym piśmie wysłanym przez Piłsudskiego do ministra w dniu 22 kwietnia 1919 roku z frontu znalazł się też, utrzymany w nieco żartobliwym tonie, dopisek z wiadomością dla Marii: „żonie powiedz, że do Giedrojć jeszczem nie doszedł, musi poczekać z wakacjami w Kupryszkach”9. Zresztą rodzinnego majątku Kiersnowskich nie udało mu się zdobyć — na mocy układów pokojowych Kupryszki zostały na Litwie. Naczelnik wysłał nawet do swojej „kuzynki” list z przeprosinami z tej okazji.
Jak przystało na żonę pracoholika, jakim niewątpliwie był Stanisław, prowadzenie domu i wszystkie rodzinne sprawy spoczywały na barkach Marii. A tymczasem jej małżonek od rana do późnego wieczora przesiadywał w swoim gabinecie, bywał niemal na każdym posiedzeniu sejmu, pomimo że ministerialne obowiązki go do tego nie zmuszały, zaś w domu był praktycznie gościem. Jako członkowi rządu przysługiwało mu oczywiście mieszkanie służbowe, znacznie obszerniejsze niż zajmowane dotychczas, ale wiecznie zapracowany pan minister nie miał czasu, by dopełnić formalności i zająć się przeprowadzką. Udało się mu tego dokonać dopiero, kiedy przestał być ministrem spraw wewnętrznych, czyli w 1920 roku. Wówczas państwo Wojciechowscy oraz dwójka ich niemal dorosłych już dzieci (Edmund miał siedemnaście, a Zofia piętnaście lat) przeprowadzili się na ulicę Smolną 16. Pomimo że oddał tekę ministra, Stanisław zachował prawo do mieszkania, gdyż wciąż pracował dla rządu RP, tym razem jednak jako niezależny doradca, uznał bowiem, że z pozycji zwykłego urzędnika znacznie lepiej przysłuży się wciąż trwającemu procesowi budowy administracji państwowej.
Wojciechowski jednak nie wziął na dobre rozbratu z polityką — w 1920 roku wstąpił do Polskiego Stronnictwa Ludowego „Piast”, ale w nowej partii najwidoczniej nie cieszył się zbyt dużym poparciem ani autorytetem, skoro nie otrzymał miejsca na liście kandydatów do senatu odpowiadającego jego wcześniejszym zasługom i pozycji. W efekcie senatorem nie został. Przewrotny los szykował dla niego jeszcze jedną niespodziankę: 19 grudnia 1922 roku Stanisław nieoczekiwanie odniósł zwycięstwo w drugich w historii odrodzonej Rzeczypospolitej wyborach prezydenckich, i to pomimo że nie poparła go jego własna partia. Zanim jednak do tego doszło, Polska stała się widownią dramatycznego wydarzenia, jakim był zamach na pierwszego prezydenta Gabriela Narutowicza.
Narutowicz w chwili wyboru na urząd prezydenta RP miał pięćdziesiąt siedem lat i większość swojego życia spędził w Szwajcarii, miał zresztą szwajcarskie obywatelstwo. Patrząc z dzisiejszego punktu widzenia, Polacy powinni być dumni, że tak wybitna osobowość obejmuje stanowisko głowy państwa. Narutowicz był cenionym w Europie, a zwłaszcza w Szwajcarii, gdzie mieszkał i pracował, inżynierem hydrotechnikiem, mającym na swoim koncie kierownictwo budów kilku wielkich hydroelektrowni w Europie Zachodniej, a jego największym dziełem była niewątpliwie elektrownia w Mühlebergu pod Bernem. Od 1913 roku piastował dodatkowo stanowisko dziekana na Politechnice w Zurychu. W roku 1920 Narutowicz porzucił ciepłą posadkę i karierę naukową, by wrócić do odradzającej się ojczyzny. „Gdy Polska otrzymała życie swobodne i niepodległe, myślał, że oszaleje z radości. Likwidował naprędce wszystkie interesy, naprędce zrywał wszystkie nici, którymi był związany z obcym krajem i obcą służbą — wspominał bardzo wysoko ceniący go Piłsudski. — Przyjechał jak odmłodzony, ze świeżą energią, chcąc — jak mówił — «odsłużyć Polsce, chociażby na najniższem stanowisku, stracone i zmarnowane dla niej poprzednie swe lata»”10. I rzeczywiście dostał szansę, by służyć krajowi, i to bynajmniej nie na „najniższem stanowisku”, gdyż od 23 czerwca 1920 do 6 czerwca 1922 roku pełnił urząd ministra robót publicznych i jednocześnie, od 28 czerwca do 14 grudnia 1922 roku, był ministrem spraw zagranicznych.
Kiedy w roku 1922 Piłsudski stanowczo odmówił kandydowania na urząd prezydenta RP, 9 grudnia do wyborów stanęło aż pięciu kandydatów, ale realne szanse na zdobycie urzędu miało tylko dwóch: Maurycy Zamoyski oraz, popierany przez Naczelnika, Stanisław Wojciechowski. Reszta, czyli Ignacy Daszyński, Baudouin de Courtenay oraz zgłoszony przez PSL Wyzwolenie Gabriel Narutowicz, była w powszechnym mniemaniu z góry na straconej pozycji. Tymczasem wypadki przybrały zupełnie nieoczekiwany obrót: niechętni Wojciechowskiemu posłowie z prawicy przerzucili swoje głosy w taki sposób, że w grze pozostali Zamoyski oraz… Narutowicz. Kiedy obliczono wyniki głosowania, okazało się, że zwyciężył ten ostatni. Na Narutowicza oddano 289 głosów, podczas gdy na Zamoyskiego 227. Jak się okazało, decydujące znaczenie miały głosy PPS, partii chłopskich oraz przedstawicieli mniejszości narodowych. Co ciekawe, Józef Piłsudski odradzał Narutowiczowi przyjęcie urzędu, ale ten uznał, iż podporządkowanie się woli Zgromadzenia Narodowego jest jego obywatelskim obowiązkiem, i wybór na najwyższe stanowisko w państwie zaakceptował. Przyszłość miała pokazać, że