Название | Kobiety niepodległości Bohaterki żony powiernice |
---|---|
Автор произведения | Iwona Kienzler |
Жанр | Биографии и Мемуары |
Серия | |
Издательство | Биографии и Мемуары |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-65838-75-9 |
Ponieważ w międzyczasie stracił pracę w drukarni, postanowił jednak wrócić do kraju. Jego żona tym razem nie stawiała oporu. Wiedziała, że po rewolucji sytuacja w Rosji się zmieniła, ogłoszono amnestię i jej mąż, który nie był już poszukiwany przez carskie władze, będzie bezpieczny na terenie zaboru rosyjskiego. Zresztą bez najmniejszych problemów uzyskał paszport na swoje prawdziwe nazwisko. Kiedy jednak dotarli do celu, pojawiły się kolejne problemy, tym razem związane z zatrudnieniem Stanisława. W żadnej drukarni nie było etatu, Wojciechowski nie miał wyższego wykształcenia, gdyż na skutek zaangażowania w działalność konspiracyjną nie ukończył podjętych wcześniej studiów, co bardzo utrudniało mu podjęcie pracy. Co gorsza, nie mógł już liczyć na pomoc swoich dawnych partyjnych kolegów. Ale to nie był jedyny problem, z którym zmagali się wówczas Wojciechowscy: ich starszy syn po przyjeździe do kraju poważnie zachorował, a zaledwie parę miesięcy wcześniej na tyfus zmarł ojciec Marii. Kiedy tylko Edmund wyzdrowiał, Wojciechowska podjęła decyzję o wyjeździe do rodzinnego majątku w Kupryszkach, które, pozbawione gospodarza, stopniowo popadały w ruinę. Stanisław przebywał w majątku teściów krótko, po kilku tygodniach pozostawił rodzinę pod opieką teściowej, a sam wrócił do Warszawy, by znowu szukać pracy. Tym razem miał dużo więcej szczęścia. Prawdę mówiąc, sam dopomógł losowi, stwarzając sobie miejsce pracy. Zaciągnąwszy kredyt, założył pismo „Społem”, propagujące ideę spółdzielczości, które zyskało szeroki krąg czytelników.
Kiedy wreszcie stanął na nogi, sprowadził do Warszawy swoją rodzinę. Wojciechowscy zamieszkali przy ulicy Wspólnej 79, w tej samej kamienicy, w której mieściła się redakcja „Społem”. Fakt, że Stanisław miał wyjątkowo blisko do pracy, nie oznaczał jednak, iż poświęcał więcej czasu rodzinie. Wręcz przeciwnie, był wiecznie nieobecny, gdyż albo od rana do wieczora pracował w redakcji, albo jeździł po kraju z odczytami na temat spółdzielczości. Prowadzenie domu i wychowanie dzieci spoczywały wyłącznie na barkach jego małżonki, co w owych czasach nie było zresztą niczym niezwykłym. Wówczas jeszcze nikt nie słyszał o związkach partnerskich.
Lato przed wybuchem I wojny światowej Wojciechowscy spędzali osobno. Maria razem z dziećmi wyjechała na wypoczynek do Kupryszek, a jej mąż przebywał w Zakopanem, gdzie zastała go wiadomość o wypowiedzeniu wojny Serbii przez Austrię. Podjął wówczas decyzję o dołączeniu do żony. Granicę przekroczył na trzy dni przed jej zamknięciem, ale i tak w trakcie walk bardzo rzadko widywał się ze swoją rodziną. Tymczasem wojenna zawierucha, która przetoczyła się przez Europę, miała wiele zmienić w jego dotychczasowym życiu.
Przez wojnę ku niepodległości
Co prawda Wojciechowski po wybuchu wojny nie prowadził już działalności związanej ze spółdzielczością, gdyż w obliczu konfliktu ruch spółdzielczy ze zrozumiałych względów praktycznie zamarł, ale za to zaangażował się całym sercem w politykę. Jeszcze w 1912 roku, kiedy w Europie panował względny spokój, ale spodziewano się już wielkiej rewolucji militarnej, nasz bohater spotkał się w Zakopanem ze swoim dawnym druhem Józefem Piłsudskim, któremu obiecał poparcie jego planów zorganizowania powstania przeciwko Rosji, przyrzekając jednocześnie, że weźmie udział w tworzeniu rządu narodowego. Na początku wojny przekazał nawet Ziukowi sporą kwotę pieniędzy. Kiedy jednak zorientował się, że jego przyjaciel wybrał orientację proaustriacką, wycofał swoje poparcie, gdyż uważał, że sprawy polskiej nie wolno wiązać z żadnym z państw zaborczych. Podczas gdy Maria za zgodą małżonka pierwszy okres wojennej zawieruchy spędzała w Kupryszkach, Stanisław zaangażował się w pracę w Centralnym Komitecie Obywatelskim, zorganizowanym w Warszawie, oczywiście za zgodą władz carskich, z inicjatywy Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego, Stronnictwa Polityki Realnej oraz innych polskich organizacji, w celu niesienia pomocy poszkodowanym przez wojnę. Członkowie Komitetu organizowali schroniska, jadłodajnie i ochronki dla dzieci, ale potajemnie przygotowywali także struktury administracji mające funkcjonować w państwie polskim, które jak powszechnie sądzono, powstanie po zakończeniu wojny. Wojciechowski zajmował się nie tylko aprowizacją dla ludności polskiej dotkniętej działaniami wojennymi, ale także zabiegał o możliwość utworzenia armii polskiej walczącej u boku Rosji. Nie znaczy to, że zmienił swoje stanowisko w sprawie zaangażowania państw zaborczych w proces odzyskania niepodległości Polski. Uznał jedynie, że polska armia może być ważną kartą przetargową w tej kwestii. Opowiadał się jednocześnie za Komitetem Narodowym Polskim, stojącym u boku Ententy.
Co w tym czasie robiła Maria? Początkowo przebywała w Kupryszkach, ale na wieść o zbliżających się wojskach niemieckich wraz z dziećmi znalazła schronienie w Kotielniczu, w domu mieszkającej tam swojej siostry Zofii, żony inspektora lasów rządowych. Tymczasem jej małżonek, który 1 sierpnia 1915 roku wyruszył z opanowanej przez niemieckie wojska Warszawy wraz z rzeszą uchodźców, nad którymi sprawował opiekę z ramienia Centralnego Komitetu Obywatelskiego, przebywał w Rosławiu, oddalonym o ponad tysiąc kilometrów od Kotielnicza. Zamierzał ściągnąć do siebie rodzinę, co mu się ostatecznie nie udało. Spotkał się z żoną, Zofią i Edmundem dopiero w Wielkanoc 1916 roku, po dwóch latach rozłąki, kiedy sam zjawił się w Kotielniczu. Maria ostatecznie zgodziła się dołączyć do niego w Rosławiu, ale dotarła tam dopiero w drugiej połowie roku. Jeżeli liczyła, że będzie wiodła spokojne, rodzinne życie z mężem u boku, to musiała przeżyć bolesne rozczarowanie — Stanisława wiecznie gdzieś nosiło, wciąż miał do załatwienia jakieś ważne sprawy, a ona zajmowała się domem i wychowaniem dzieci.
Kiedy wybuchła rewolucja lutowa 1917 roku, na skutek której car Mikołaj II stracił władzę, Wojciechowski przebywał w Petersburgu, znajdował się więc dosłownie w centrum wydarzeń. W czerwcu tego samego roku wziął udział w Zjeździe Wojskowych Polaków w Rosji, zabiegając przy tej okazji o zgodę Rządu Tymczasowego na utworzenie na terenie Rosji armii polskiej walczącej z państwami centralnymi. Jego starania odniosły pożądany skutek — wkrótce sformowano I Korpus Polski dowodzony przez gen. Józefa Dowbora-Muśnickiego. Kto wie, jaki obrót przybrałaby ta sprawa, gdyby na fali rewolucji październikowej do władzy nie doszli bolszewicy. Przebywający wówczas w Rosji polscy działacze niepodległościowi, uznani przez komunistów za reakcjonistów, zostali zmuszeni do ucieczki. Także Wojciechowski postanowił zabrać rodzinę i opuścić tereny byłego imperium, ale na przeszkodzie realizacji tych planów stanęła grypa, na którą zapadły w Rosławiu jego żona i córka. W międzyczasie do miasta weszli bolszewicy i życie Wojciechowskich znalazło się w poważnym niebezpieczeństwie. Feliks Dzierżyński, stojący na czele Nadzwyczajnej Komisji ds. Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem, zarządził polowanie na członków utworzonej w sierpniu 1917 roku Rady Polskiej Zjednoczenia Międzypartyjnego, działającej jako przedstawicielstwo Komitetu Narodowego Polskiego. Tak się złożyło, że Wojciechowski nie tylko wchodził w skład Rady, ale nawet był jej przewodniczącym. Sytuacja była naprawdę poważna — jednego z członków tego gremium, Mariana Lutosławskiego, rozstrzelano pod zarzutem działalności reakcyjnej. Na szczęście dla Stanisława bolszewicy w Rosławiu nie wiedzieli o jego przynależności do Rady, ale w maju 1918 roku Wojciechowscy wraz z grupą innych Polaków wyjechali z Rosławia, wybierając się w obfitującą w niebezpieczne przygody podróż do Warszawy, w trakcie której musieli odpierać napady band chłopskich planujących obrabowanie uchodźców i omal nie zginęli rozstrzelani przez bolszewików. Ocaleli dzięki przytomności umysłu Stanisława, który ostatnie posiadane pieniądze przeznaczył na łapówki, a do Warszawy przyjechali 18 czerwca, praktycznie bez grosza przy duszy. Początkowo Wojciechowscy zajęli lokal w kamienicy należącej do Związku Stowarzyszeń Spożywczych, w utworzeniu którego niemały udział miał