To nie jest hip-hop. Rozmowy II. Jacek Baliński

Читать онлайн.
Название To nie jest hip-hop. Rozmowy II
Автор произведения Jacek Baliński
Жанр Биографии и Мемуары
Серия
Издательство Биографии и Мемуары
Год выпуска 0
isbn 978-83-948551-4-7



Скачать книгу

niektóre z tamtych decyzji wydają mi się irracjonalne – jak na przykład ta, że nie jarałem się tym, że odezwała się do nas duża wytwórnia, bo wolałem, żeby odezwała się mała. Takie rzeczy dzieją się w głowie kogoś, kto nie musi zarabiać.

      Ostatecznie wylądowaliście w Universalu.

      Kontrakt podpisaliśmy w 2008 roku. Prace nad naszą płytą na około rok stanęły w miejscu, chyba przez mój niewyparzony język – poniekąd właściwie niechcący do tego doprowadziłem. Powiedzenie mi, że mam mówić wszystko wprost, okazało się rozwiązaniem zdecydowanie nie dla nas. W tamtym czasie nie używałem ani trochę dyplomacji. Chociaż być może nieco dopisaliśmy tę historię… Tak czy inaczej, wytwórnia chyba chciała bardziej młodzieżową kapelę, a my robiliśmy wszystko, żeby nią nie być i żeby robić swoje. Pamiętam, że byliśmy na spotkaniu, na którym padło zdanie: „Chcemy, żebyście byli jak młodzieżowy zespół ze Stanów”, na co odpowiedziałem, że my z kolei chcemy być jak nieco starszy zespół z Anglii. Musieliśmy więc znaleźć kompromis. Chcieliśmy robić w miarę poważne rzeczy, ale pomysły na nas wychodziły z założenia, żebyśmy byli zespołem dla nastolatków, dlatego na przykład byliśmy w „Bravo” – co po czasie uważam zresztą za zajebiste i teraz chciałbym się tam pojawić z jakąś śmieszną akcją, ale wtedy to dokładało tylko niepotrzebnych skojarzeń. W efekcie Kumka Olik była wizerunkowym potworkiem – czuję, że ta muza była dla osób trochę starszych niż ja wtedy, a wizerunkowo byliśmy dla trochę młodszych. Produkt finalny był dosyć dziwny, ale nie odklejam się od tego zespołu. Lubię tamte nagrania.

      Pod szyldem Kumka Olik wydaliście łącznie cztery płyty, a pierwsza z nich ukazała się, gdy miałeś siedemnaście lat i uczęszczałeś do liceum. Udawało ci się godzić aktywność muzyczną z nauką? Zaniedbywałeś szkołę, bo byłeś przekonany, że zrobisz karierę na scenie, czy wręcz przeciwnie – przygodę z muzyką traktowałeś jako chwilową i koncentrowałeś się na lekcjach?

      Wielu ludzi myśli, że jak któryś z rodziców jest muzykiem, to bardzo pomaga dziecku w profesjonalnym zajmowaniu się muzyką. U mnie była jednak o tyle specyficzna sytuacja, że ojciec od lat pracuje jako nauczyciel w szkole. Rodzice wpoili mi myślenie, żebym nie traktował muzy nazbyt poważnie i żebym pokończył szkoły, zdywersyfikował umiejętności. Po latach czuję, że to stanowi dla mnie trudność – bo jakbym w pewnym momencie w stu procentach postawił na muzykę, to wszystko mogłoby zupełnie inaczej wyglądać. Zdałem maturę i skończyłem studia graficzne, dobrze się ucząc, choć w zasadzie mogłem to olać.

      Dopiero po drugiej solowej płycie, czyli „Dożyłem 25 lat i nie będę nic zmieniał”, zacząłem stawiać na muzę. Po poprzedniej [„The Introvert” – przyp. red.] przestałem ją bagatelizować, na zasadzie: „A, robię sobie płytkę i nieważne, co z nią będzie”. Wiele lat musiało upłynąć, żebym dojrzał do takiej postawy – przez to, że rodzice ustawili mnie bez rap-attitude w kwestii własnej twórczości. Żeby nie było, nie mam im tego za złe.

      Wspomniałeś, że gdybyś w pewnym momencie bardziej radykalnie postawił na muzykę, to byłoby inaczej – ale czy lepiej?

      Właśnie nie wiem. Moje dochody wiążą się bardzo mocno z prawami autorskimi – starymi i nowymi. Dosyć wcześnie zacząłem sam się utrzymywać i zarabiać całkiem duże pieniądze – a to zawsze było wynikiem tego, że robiłem muzykę i wydawałem kolejne płyty. Mimo tego, dopieszczałem też inne dziedziny, co teraz może mi plusować – choćby w tym, że w tej chwili rozmawiamy. Domyślam się, że gdybym tylko nagrywał piosenki, to nie chciałbyś ze mną gadać, bo nie byłbym zbyt adekwatnym interlokutorem. Muzycy wydają płyty – i OK, ale nie płynie z tego jakaś szczególna informacja dla świata.

      Podsumowując: czuję, że dopiero teraz dochodzę do wniosku, że warto stawiać na swoje rzeczy.

      Jak po latach zapatrujesz się na początek kariery muzycznej w tak młodym wieku? Kontrakt z majorsem i granie na dużych festiwalach odhaczyłeś jeszcze przed maturą. W jednym z wywiadów mówiłeś: „(…) uważam, że nie powinno się tak wcześnie startować. I jakbym mógł cofnąć czas i czegoś nie zrobić, to na pewno nie wydałbym tamtych rzeczy tak szybko”.

      Może wczesne publikowanie niektórych rzeczy nie zawsze było najlepszym pomysłem, ale trochę zmieniłem przytoczoną przez ciebie opinię. To znaczy – dalej mogę się pod nią podpisać, ale nie wziąłem wtedy pod uwagę, że dzięki muzyce mogłem już jako nastolatek sam się utrzymywać. Przez to, że w młodym wieku wypuściłem kilka płyt, nie miałem problemu z kasą – choć nigdy nie wydawałem jej rozrzutnie. Poza tym, jest mnóstwo ludzi, którzy nie mają pasji – nie dostali bodźca od świata, skończyli szkołę, studia i mają pracę. W tym sensie czuję, że w chuj wygrałem. Często nawet nie zdaję sobie sprawy, w jak dużym stopniu fakt, że wcześnie zadebiutowałem i współtworzyłem piosenki, które leciały w radiu i zarobiły na siebie, dały mi sygnał, że można iść swoją drogą. To miało ogromny wpływ na to, że dalej się tym zajmuję, a nie czymś bardziej pragmatycznym.

      Jak wyglądały twoje relacje z rówieśnikami pod koniec gimnazjum czy w liceum? Umiałeś się dogadać z ludźmi w swoim wieku, funkcjonując równocześnie w branży fonograficznej?

      Wydaje mi się, że normalnie miałem znajomych ze szkoły, ale nie da się ukryć, że muzyka to trochę inny świat. Zdarzało się, że na korytarzu w liceum na przerwach ludzie szli za mną i śpiewali piosenki Kumki. Jak zagrałem koncert w tej miejscowości, wszyscy znajomi ze szkoły przyszli na niego i się jarali. W jakimś stopniu obawiałem się tego, że występowanie w dość popularnym zespole może mnie odciąć od znajomych, ale tak się na szczęście nie stało – choć grałem oczywiście ze starszymi osobami. Moi obecni przyjaciele też są sporo starsi ode mnie. Zawsze miałem również starsze dziewczyny. Debiutowanie na rynku fonograficznym w młodym wieku powoduje, że szybciej wchodzi się w świat dorosłych.

      A czujesz się jeszcze jakkolwiek młody? Metrykalnie by na to wychodziło, ale jesteś aktywny zawodowo od ponad dekady i suma twoich doświadczeń jest równa tej, do której zwykle ludzie dochodzą w wieku – powiedzmy – trzydziestu–trzydziestu trzech lat.

      Jeśli chodzi o doświadczenie, to czuję, że jestem dużo dalej niż swój wiek, ale w kwestii przeżyć osobistych, czuję, że przez zawodowe sprawy mogę być wręcz bliżej niż rówieśnicy. Mes kiedyś powiedział, że jestem z jednej strony stary, a z drugiej – młody. W stu procentach się pod tym podpisuję. Wiele aspektów życia prywatnego poznałem stosunkowo późno. Jak byłem dzieciakiem, skupiałem się na muzie, ponadto miałem dziewczynę i rozwijałem ten związek, przez co podejmowałem dojrzałe decyzje. Dopiero teraz wracają do mnie jakieś głupoty, które ludzie zwykle popełniają, mając lat dwadzieścia. Uważam więc, że tak wczesny start nie jest zbyt dobry dla osobistego rozwoju, bo oprócz tego, że daje kilka lat doświadczenia zawodowego, to odejmuje doświadczeń osobistych. Mam zaburzone proporcje – bo kiedy ja za młodu skupiałem się na pracy, rówieśnicy skupiali się na tym, na czym skupiają się młodzi ludzie, czyli na tym, żeby pójść na imprezę albo do łóżka z fajną laską. Niedosłownie, ale musiałem spróbować nadgonić tę różnicę. Mam wrażenie, że już ją nadgoniłem – lecz gdyby nie muzyka, zrobiłbym to wcześniej.

      Żałujesz tych zachwianych proporcji czy bierzesz je na klatę jako konsekwencję tego, że możesz być teraz w tym miejscu?

      Biorę na klatę na takiej samej zasadzie jak bierze się na klatę błędy i na takiej samej zasadzie jak to, że nie wstydziłbym się włączyć przy tobie pierwszej płyty Kumki Olik. Wiem, że ta płyta nie jest wybitna, ale mam też pełną świadomość, że ona była wykrzywiona, bo taka droga jak moja nie jest najbardziej naturalna.