Słodkie kłamstwa. Caz Frear

Читать онлайн.
Название Słodkie kłamstwa
Автор произведения Caz Frear
Жанр Триллеры
Серия Thriller psychologiczny
Издательство Триллеры
Год выпуска 0
isbn 9788380158726



Скачать книгу

naprawdę to nie mamy zbyt wiele. – Kiedy nauczę się robić dobre wrażenie? – Dziewczyna, która znalazła ciało, była zbyt pijana, żeby cokolwiek mi powiedzieć. Pytała ciągle o mamę i prosiła o inhalator. Spróbujemy raz jeszcze z nią pogadać, gdy wytrzeźwieje, ale nie sądzę, by coś nam to dało. Między podrzuceniem a znalezieniem ciała minęło czterdzieści minut. Ktokolwiek ją tam podrzucił, już dawno się ulotnił.

      – No i to spokojna okolica – mówi Parnell, unosząc ręce. – Leamington Square, z dala od głównej drogi. Tak, wiem, że mieszkają tam ludzie, ale była czwarta nad ranem. Niewiele osób spotyka się na ulicy o tej porze.

      Ma oczywiście rację. Gdyby trzeba było wybrać porę, kiedy nawet najwięksi degeneraci i dewianci są w łóżkach, prawdopodobnie byłaby to czwarta rano w mroźny wtorek. Wciąż jednak uważam, że są miejsca, gdzie łatwiej porzucić ciało.

      Steele użyła słowa bezduszność. A ja myślę, że to miejsce nie jest bez znaczenia.

      Parnell kontynuuje.

      – Dzielnicowi przepytują ludzi mieszkających przy placu i na pobliskich ulicach, ale to niewiele daje. To zależy od szefowej, ale czy nie można by rozszerzyć zakresu poszukiwań jeszcze w stronę Exmouth Market?

      Nie. Nie Exmouth Market. Nie moja rodzina.

      Myśl, że tata miałby być przesłuchiwany w sprawie martwej kobiety, nawet jeśli miałby to być tylko wątek poboczny, przyprawia mnie o zawrót głowy.

      – Można by – mówię, a serce wali mi jak młotem. – Osobiście jednak uważam, że na tym etapie byłaby to strata czasu. Ludzie są zbyt zajęci przygotowaniami do świąt, by chcieć pomagać w tej sprawie. Są też nerwowi jak diabli. Spędzilibyśmy więcej czasu na dodawaniu otuchy niż na zbieraniu informacji.

      Mam wrażenie, że mija cała wieczność, zanim Parnell ponownie zabiera głos.

      – Może tak, a może nie. – Patrzy na Steele. – Kinsella ma rację co do jednego, ludzie naprawdę są teraz nerwowi jak diabli. Albo wyjeżdżają, zostawiając pusty dom, albo przyjeżdża do nich rodzina, no i oczywiście w żadnej z tych sytuacji nie jest fajnie, gdy, tu cytat: „w okolicy grasuje jakiś szaleniec”.

      Steele wydaje z siebie jęk.

      – Cudownie. Tego nam właśnie potrzeba. Mam nadzieję, że ostrzegliście mieszkańców, aby nie rozmawiali z dziennikarzami. Jeśli tamci „wyczują” szaleńca, to dla nich z pewnością święta będą udane.

      W pokoju zapada cisza. Słychać jedynie biały szum urządzeń elektronicznych i cichutkie, melodyjne burczenie w brzuchu Flowersa.

      Steele przerywa ciszę cichym śmiechem.

      – Słuchajcie, wygląda na to, że skończyliśmy. Karnawał musi coś zjeść. Nie chcemy, żeby nam się tu zaraz przewrócił, prawda?

      Flowers oblizuje usta w sposób, który niby ma być groteskowo-erotyczny.

      – Działamy według tej samej zasady co zawsze – mówi Steele, podnosząc głos. – Sierżanci Parnell i Flowers to pierwsza instancja, do której zwracacie się o pomoc, ale moje drzwi zawsze stoją dla was otworem. Chyba że są zamknięte, oczywiście. – Idzie pozbierać swoje porzucone buty, szmaragdowe zamszowe czółenka, które kosztują więcej niż mój czynsz. – Ostatni dzwonek. Jeszcze jakieś pytania?

      Obraca się na obcasie i przechodząc obok Parnella, kładzie dłoń na jego ramieniu.

      – Lu, bądź tak dobry i zajmij się przydziałami. Kinsella, zapraszam na słówko do mojego biura.

      – Słuchaj, wiem, że żyjemy w czasach „promowania niezależności kobiet”, ale powiem ci, Kinsella, że wyglądasz jak zombi. – Steele gestem każe mi usiąść, bierze do ręki szminkę i nakłada ją perfekcyjnie bez pomocy lusterka. – Mówię poważnie. Wyglądasz okropnie. Jesteś wykończona. Choć może to wina tej bluzki – żółty to zdecydowanie nie twój kolor. – Milknie na chwilę. – Kupiłaś ją w akcie paniki? Na twoim miejscu pozbyłabym się jej.

      Jej twarz wyraża autorytatywną życzliwość, ale jej głos mówi wszystko.

      Ona wie.

      Nie wiem skąd, ale wie.

      – Dobrze spałaś? – dodaje z uszczypliwym uśmieszkiem.

      – Wie pani, jak to jest. Budziłam się co chwilę. – Kciukiem wskazuję na pokój operacyjny. – Parnell też nie wygląda kwitnąco.

      – Parnell! Chryste, jemu już nie wystarczy drzemka. Luigi Parnell jest już stracony. Dla ciebie jest jeszcze nadzieja.

      Brutalnie powiedziane, ale to prawda. Ma sporą nadwagę i czasem bywa zaniedbany, Parnell to typ detektywa, który sprawia, że zapominasz, iż Sonny Crockett i Fox Mulder3 kiedykolwiek istnieli.

      Stuka paznokciami o biurko. Specjalistyczny manicure. Nie mogę jej sobie wyobrazić, jak siedzi w bezruchu przez cały zabieg. Po kilku sekundach przestaje i nachyla się w moim kierunku.

      – Słuchaj, nie będę owijać w bawełnę. Masz absolutną pewność, że jesteś na to gotowa?

      Bądź spokojna. Bądź rozsądna. Zachowaj klasę, Kinsella.

      – Oczywiście – mówię, udając zaskoczenie. – Dlaczego? Zrobiłam coś nie tak?

      – Nie – spuszcza głowę, mrucząc pod nosem „na miłość boską”, po czym spogląda na mnie, próbując ukryć fakt, że ma ochotę mnie udusić. – Wydaje mi się, że może jeszcze za wcześnie po…no wiesz czym.

      – Alana-Jane. W porządku, może pani wypowiedzieć jej imię. Nie dostanę załamania nerwowego.

      – Właściwie to miałam na myśli jej matkę.

      – Dafina Tolaj. Jej imię też można przy mnie wymawiać.

      Celuje we mnie szminką.

      – Słuchaj no, nie obchodzi mnie, jak się nazywa. Bardziej martwi mnie fakt, że mamy tu kolejną blondynkę, trzydziestokilkuletnią kobietę całą we krwi. – Wygląda jakoś znajomo. – Może ją sobie darujesz, skoro minęło tak niewiele czasu, co? Szczególnie że wciąż chodzisz na spotkania z Dolores.

      Dolores, nie doktor Allen. Już widzę je obie, jak siedzą przy butelce Merlot i rozprawiają na mój temat. Zapędzona w kozi róg, miewam takie katastroficzne wizje.

      Powiedział mi to kiedyś inny psycholog.

      – Nie chce mnie pani przy tej sprawie. O to chodzi, tak?

      Steel mówi teraz na cały regulator:

      – Na miłość boską, Kinsella, ja nie formuję składu drużyny koszykówki. Nie jesteś tłustym dzieciakiem, który nie radzi sobie na WF-ie, więc przestań robić te sarnie oczy. Muszę mieć wszystkich w szczytowej formie, a w tym momencie nie jestem przekonana, że ty w takiej jesteś.

      – Na jakiej podstawie wysnuła pani takie wnioski? – pytam konfrontacyjnym tonem z nutką irytacji.

      Pospiesznie mamroczę „przepraszam”.

      Steele patrzy na mnie z ukosa.

      – Na podstawie tego, co widziałam dziś na miejscu zdarzenia. Nigdy wcześniej nie miewałaś mdłości.

      Próbuję żartem.

      – Cóż mogę powiedzieć? Wczoraj wieczorem znowu późno jedliśmy pizzę z restauracji Big Jimmy’s. – Gładzę się po brzuchu. – Powinni zamknąć ten lokal. Poważnie, szefowo.

      Uśmiecha się, a ja wyczuwam małe zwycięstwo.

      – Słuchaj, nie jestem pewna, czy



<p>3</p>

Znane postaci detektywów seriali amerykańskich, pierwszy z Miami Vice, drugi – z Archiwum X.